DZIEŃ DOBEREK :)
Tak wszyscy teraz chcą mnie pewnie zabić he he
No dobrze.
Więc jutro rozdziału nie będzie. Iż aż ponieważ :)
Od 3 dni nie ma mnie w domu. Jak jestem to jestem w takim stanie że napisanie czegokolwiek idzie mi jak krew z nosa.
Jutro też mnie nie ma. Opole mnie wzywa!
Miałam dziś napisać rozdział, ale muszę wcześnie wstać + czuję się beznadziejnie po zastrzyku. Więc rozdział pojawi się po niedzieli :)
Ogłaszam wszem i wobec kwiecień prawie cały mam wolny!
Będę pisać rozdziały na zapas. Co za tym idzie?
Częstsze dodawanie. Nareszcie!
Tym akcentem kończę ogłoszenia. Pozdrawiam Madżonez
Mam nadzieję że mi to wybaczycie :)
sobota, 29 marca 2014
Ogłoszenia Parafialne
poniedziałek, 24 marca 2014
Chapter 6
W mojej głowię panował mętlik, a w podbrzuszu ulotniło się tysiące motyli, sprawiające, że niemal latałam.. Dłonie chłopaka nadal podtrzymywały mnie w tali, a on sam przyciskał mnie ciałem, napierając to coraz bardziej na powłokę tym razem ściany. Nie wiedziałam ile czasu minęło nim ostatni raz, musnął moje wargi delikatnie opuszczając mnie na ziemie, lecz nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego oraz nie zabierając swoich rąk z mojego ciała. Staliśmy wpatrzeni w siebie.
To dziwne jaka byłam odrętwiała. Nie potrafiłam wydusić sensownego słowa, a co dopiero wykonać jakikolwiek ruch. Uczucia, które szargały mną we wszystkie możliwe strony, nie dawały ani trochę się odkryć.
Przyjemna..ekscytacja przeplatana strachem. To jak balansowanie nad przepaścią, wiedząc że na dole jest coś miłego co chcę się poznać, jednak obawa przed bólem cię powstrzymuję na tyle, iż rezygnujesz z następnego kroku. Wiatr pcha cię w lepszy świat, ale ty mówisz notorycznie nie i odchodzisz.. Zostawiając pragnienia. Wybierając zdrowy rozsądek.
Liam odgarnął opadający kosmyk na moją twarz, niby to przypadkiem kciukiem zawadzając o moje usta. Wzdrygnęłam się lekko, gdy opuszki jego palców przejechały wzdłuż mojej szyi, zatrzymując się na obojczyku. Jak zaczarowana patrzyłam, wciąż w głębokie oczy bruneta, rozpływając się już pod samym ich zasięgiem, tracąc świadomość z rzeczywistością.
Mój mózg zaczął ponownie zdrowo funkcjonować, kiedy dłonie Payn'a zaczęły się coraz bardziej kleić do mojej osoby. Nie nie nie.. Dość.
Odepchnęłam chłopaka przyciskając dłonie do jego klatki piersiowej. Poliki piekły mnie niemiłosiernie i zapewne wyglądałam jak dorodny pomidor, w tamtej chwili, jednakże to nie to było powodem do zmartwień.
Odchrząknęłam znacząco, opierając się na biurku. Mogłam przysiądz, iż ciśnienie i przepływ krwi, w moich żyłach znacząco przyśpieszył, powodując małe problemy z oddychaniem.
Co ja do cholery zrobiłam?
Brunet zdziwiony moim zachowaniem podszedł bliżej, zachowując pewien dystans.
- Wszystko w porządku? - Zmrużył oczy.
- Tak. - Odparłam dość oschle, czego nie miałam w ogóle w zamiarze. - Przepraszam. Wykonałam twoją prośbę i mam nadzieję, że dotrzymasz danej mi obietnicy. Mam trochę pracy. - Mówiłam odwrócona tyłem. Nie będąc pewna czy byłabym, w stanie powiedzieć, to tak bez emocjonalnie,do niego, po tym co właśnie się stało.
- Aha. W takim razie do zobaczenia.. Rue. - Zakończył moje imię ciszej.
Trzask drzwi, upewnił mnie w przekonaniu, że już na pewno jestem sama. Bezsilnie zjechałam po ściance biurka na ziemię, chowając głowę między kolana. Oplotłam je rękoma, chcąc schować się przed resztą świata i ograniczyć wewnętrzny krzyk, który rozdzierał mnie od środka na przypomnienie sceny, której sama byłam winna.
Tylko co bardziej bolało..?
Fakt, że złamałam wszelkie prawa swojego zawodu?
Czy może to, że cała wykonanie prośby więźnia sprawiło mi przyjemność?
A może poczucie winny, spowodowane przekroczeniem granicy intymności między pacjentem, a psychologiem.
Czy też jednak była to czysta irytacja, brakiem kontroli nad własną osobą?
No właśnie co..
- Co ja zrobiłam. - Jęknęłam uderzając o drewnianą powłokę.
"Są dwa rodzaje błędów Błąd początkujący nowy rozdział.. Błąd kończący wszystko.."
#Liam
Gwar i hałasy drażniły moje bębenki z każdą sekundą coraz
bardziej, jednocześnie podnosząc poziom irytacji do maximum. Odór spoconych
ciał, co rusz ocierających się o mnie, sprawiał iż jedyną rzeczą jaką pragnąłem
zrobić, było zmiażdżenie najbliższemu natrętowi nos, w ostateczności całą
twarz.. Siedziałem już dobre pół godziny przy stoliku na stołówce więziennej,
patrząc z obrzydzeniem na szarą maź, której właściwości wolałbym nie poznawać.
Wystarczył mi fakt, że nie pachniała zbyt atrakcyjnie oraz jej wygląd estetyczny
pozostawiał wiele do życzenia. Z podziwem zerkałem na innych więźniów
zajadających się obiadem. Ponownie przeniosłem się na mój nienaruszony talerz.
Nie ja tego nie zjem.. Po resztą mój żołądek nie domagał się zainteresowania. Mógłbym przysięgać, iż prędzej wylizałbym podeszwy strażnikowi niż włożył to coś do
ust. Swoją drogą nie pamiętałem czy tu tutejsze kucharki, przez cały okres od
kiedy tu jestem ugotowały coś smacznego. Taa kucharki. Jakie więzienie taki
personel? Wzruszające..
- Liam jedz, zaraz rozchodzicie się do cel. - Oznajmił z pół
uśmieszkiem na twarzy, jak on miał... Chwila.. Travis? Lerroy? Louis? Tak Louis..
Chyba..
W każdym razie jak i reszta gorylków nie należał do listy moich
ulubieńców tęczowego kręgu. Sam jego głos sprawiał zirytowanie drugiego
rozmówcy. Plus ten uśmiech niemal przyklejony do jego twarzy, może to jakiś
paraliż ?
Podniosłem głowę lustrując jego sylwetkę, czekającą na moją
odpowiedź.
- Lubisz jeść gówno? - Mruknąłem przelewając łyżeczką papkę.
Skrzywił się.
- Nie.
- Ja również. - Uśmiechnąłem się nieszczerze.
Zakłopotany odszedł dalej, nie próbując już nawiązać żadnego
kontaktu.
Nigdy nie miałem potrzeby nawiązywania bliższych znajomości,
raczej byłem samotnikiem. Ukrywanie się w swojej skorupie, pod grubą maską było
na prawdę znakomitym rozwiązaniem. Do tej pory..
Dzwonek oznajmił cała salę o skończonej przerwie i powrocie
do "klatek". Każdy jak na zawołanie wymaszerował, pod ciągłym nadzorem
straży z pomieszczenia i zaraz potem znalazł się w swojej kwaterze.
Położyłem się na twardym posłaniu, podpierając rękoma pod
karkiem. Większość czasu jaki tu przebywałem, zwykle przeznaczałem na myślenie. Tak na myślenie. Przeprowadzałem sam ze sobą rozmowy na temat mojego życia. Nie nie byłem psychiczny. Po prostu musiałem parę rzeczy poukładać w swojej głowię. Pogawędki z innymi ludźmi nie wchodziły w drogę. Może to i idiotyczne, ale ja wręcz nienawidziłem rasy ludzkiej. Bo kim oni są? Zakłamani, jedyną rzeczą której pragną to pieniądze. Sprawiedliwość? Takie słowo nie istniało w ich słowniku. Zresztą byłem taki sam.
Zabiłem własnego ojca, za którym tak tęskniłem każdego dnia. Jednym ruchem przebiłem go sztyletem, pozwalając się wykrwawić na śmierć. Osierociłem jego nową rodzinę, która już była dla mnie przekreślona i nieodwracalnie pozbawiona szacunku.
Ale nie żałuje.
Ten ból, który mu dałem był niczym.
Nie odpłacił ani trochę tego co przeżyłem.
Nigdy chyba nie znajdę rekompensaty za co to się stało..
Poza morderstwem zrobiłem wiele złego. Może nie tyle co na tle prawnym, ale czyny przekraczające jakiekolwiek granice przyzwoitości.
Światła w klubie oślepiały mnie, kiedy przepychałem się przez tłum ludzi na parkiecie, w stronę baru. Mocno opici imprezowicze, poddali się nowemu stanu błogości robiąc najdziwniejsze rzeczy po kątach..
Przysiadłem na wysokim krześle, odpalając papierosa. Przyłożyłem go do warg, zaciągając się nikotyną, będącą niemal lekarstwem dla moich spragnionych płuc. To zadziwiające, jakże jeden głupi przedmiot mógł stawać się uzależnieniem. Jeden jego wdech potrafił rozluźnić. Jeden papieros równał się jednemu lekarstwu na życie. Kątem oka przyglądałem się nowej barmance. Wysoka blondynka o nogach do nieba skrzywiła się, widząc pokłady dymu wydobywające się z moich ust.
- Tu się nie pali. - Zwróciła mi uwagę.
- W związku z tym? - Uniosłem brew, wypuszczając kolejny dymek.
- Zgaś go. - Skarciła.
- Nie wiem czy jestem w stanie to zrobić. Może tak mi pomożesz?
- Pomóc? Mam ci go zgasić na głowię? - Prychnęła.
- Lubię zadziory. - Zagruchałem.
- A ja nie lubię palantów.
- Uuu też ich nie lubię. - Mrugnąłem.
Dziewczyna podeszła bliżej i wyrwała mi peta, wyrzucając go do kosza.
- Gotowe. - Klasnęła w dłonie triumfalnie.
- Jestem Liam. - Zmieniłem temat.
- Ok. A teraz już możesz wyjść. - Uśmiechnęła się perfidnie.
Nawet nie wiedziała, jak bardzo miałem ochotę zamknąć te jej pyskate usteczka..
- Ale tylko z tobą.
- Chcę to zobaczyć. - Zaśmiała się.
***
Stanąłem w progu, patrząc na nagie ciało okryte, w połowie prześcieradłem na wielkim łóżku.
Kosmyki blond włosej rozwalone na poduszce oraz rozchylone usta, przynosiły mi na obraz kolejne obrazy zeszłej nocy. Mówiła, że nie wyjdzie.. Jak głupia była, myśląc, iż z niej zrezygnuje. Zbyt bardzo przyciągała uwagę. Poruszyła się przez sen, strącając swoją bluzkę na ziemię. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jej niczego nieświadomy nastrój..
Przejechałem wzrokiem, po dość dobrze urządzonym damskim pokoiku, znajdując moje ciuchy. Sięgnąłem po czarne bokserki i zwinnym ruchem włożyłem je na siebie, powtarzając tą czynność, z resztą ubrań. Kiedy już w pełni ubrany ruszyłem w stronę wyjścia, pozostawiłem po sobie tylko mały liścik "Było miło."
Bo co więcej napisać partnerce na noc, nie będącej świadomej, iż nią w ogóle była.
Kolejna..
Nie byłem święty.. Było tak wiele rzeczy, które zniszczyłem.
To jak pierdolone fatum. Kogo nie poznałem, zniszczyłem go za jednym
dotykiem.
Zniszczyłem JE...
Część mnie pragnęła wrócić, zacząć od nowa.
Jednakże druga pchała mnie, w to gówno coraz dalej. Nie stawiałem oporu..
Czy żałowałem? Zależy czego.. Nigdy nie obwiniałem się za
tę, wszystkie wybryki. Do czasu..
To ona pierwszy raz poruszyła we mnie jakieś
wyrzuty sumienia. Pierwszy raz bałem się. Bałem, że mógłbym zrobić komuś
krzywdę. Jej zrobić krzywdę...
Była takim małym światełkiem w tunelu. W całej tej ciemności, której siedziałem już zbyt
długo. Dopadła mnie słabość. Dawałem się ponieść urokowi drobnej brunetki,
niczym nieprzypominającą moje poprzednie "partnerki". W sumie nie
wiedziałem, jak je nazwać. Czysta przyjemność, nic więcej.
To co pchało mnie do
Rue, mało miało wspólnego z planami pod kątem seksualnym. Może trochę...
Widziała
w każdym coś co nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Miała dystans do
swojego zawodu, jak i do ludzi. Czasami przyłapywałem się na tym, iż czekałem
na swoją kolej w jej gabinecie. Odliczałem sekundy, mając nadzieję szybszego
spotkania.
Mogłem milczeć i tak cieszyłem się jej obecnością, tak blisko. Czy
to było coś więcej? Wątpię.
Nie chciałbym.. Chciałbym? Nie to niedorzeczne. To
co, że ją pocałowałem? Ludzie robią różne głupie rzeczy. To nic. Wolałem
ignorować, każde ciepło rozpływające się we mnie, na każdą drobną myśl związaną
z nią. Przez to siedzenie w czterech ścianach, zaczynałem chyba wariować.
Przecież to tylko głupia dziewczyna. Następny człowiek z tymi samymi pustymi
poglądami. Tak. Na pewno. To, że udało jej się parę razy zawładnąć moim
umysłem, nie dawało jej możliwość, iż nie będę z tym walczyć. Może chciałem, by
to robiła...
By delikatnie, ujarzmiała moje nerwy, podczas gdy pragnę
zrobić coś czego nie byłbym w stanie powstrzymać. Tego czegoś, co gdzieś siedzi
we mnie i odlicza czas, kiedy znowu ma się pokazać światu.
Czego ja do cholery
chcę?
#Niall
- No i ja w tedy mówię mu... Rue? - Zerknąłem na zamyśloną
dziewczynę. Jej wzrok błądził po całym pomieszczeniu, co chwilę na dłużej
zatrzymując się na ścianie, którą malowała. - Słuchasz mnie?
- Przepraszam Niall - Jęknęła, jednak dźwięk, który z niej
wypłynął przypominał bardziej próbę wzięcia głębokiego wdechu podczas duszenia się.
Wyglądała trochę inaczej.. Jej włosy wystawały, w każdą
możliwą stronę. Oczy podkrążone, lekko zaczerwienione, postawa nieustannie
zgarbiona i ta ciągła nieobecność mówiła sama za siebie.
- Śpisz ty coś?
- Ostatnio jakoś mi to gorzej idzie. - Dubała długopisem w
biurko.
- Widzę..
- Dzięki - Burknęła
- Coś się stało?
- Jest dobrze - Starała się uśmiechnąć, jednak zamiast tego wyszedł jej widoczny grymas.
- Wiesz nie skończyłem studiów ani nie jestem psychologiem,
ale wiem kiedy z kimś coś się dzieję.
- Jest ok. Zły dzień i tyle. - Odparła na odczepne,
chwytając dokumenty i z wielkim zainteresowaniem, je czytając
- Od tygodnia? - Prychnąłem.
- Możliwe.. Niall skończ powinniśmy zająć się tobą. -
Rozsiadła wygodniej się na fotelu, jednak widziałem napięcie, jakie szargało jej
ciało.
Nie lubiłem patrzeć na trapiących się ludzi, lecz chyba
musiałem odpuścić. Przemawiający więzień, do rozsądku swojemu terapeuty. Idiotyczne.
- Wiesz zawsze mogę cię wysłuchać. - Uśmiechnąłem się
wstając.
- Gdzie idziesz? - Zapytała zaciekawiona.
- Do siebie. Nie chcę gadać z tobą w takim stanie idź do
domu i odpocznij. - Mówiłem z czystą troską, aby nie odebrała to w sposób
zaczepny czy jakiejkolwiek złośliwość z mojej strony.
Rzuciłem krótkie "część", po czym opuściłem nasz
jaśniejszy zakątek świata, jakim był jej gabinet. Strażnik automatycznie zapiął
mi kajdanki, a zimny metal uderzył o moje nadgarstki nieprzyjemnie je drażniąc. Da się przyzwyczaić. Krok w krok z moim "aniołem
stróżem" maszerowałem wzdłuż korytarza. Nadal czułem się tu zagubiony,
mimo czasu spędzonego w zamknięciu odliczam mój dzień wolności. Brakowało mi
rodzinny, swobody, normalnego żarcia po którym nie miałbym problemów z
żołądkiem. Taa..
Wpatrywałem się w każdego więźnia w celi z ciekawością. Jedni
pochłonięci grą w karty, spaniem albo i bez czynnym gapieniem się w ścianę jak
na przykład Liam Payne. Ten człowiek to totalna zagadka tego miejsca. Chodzi
plotka, że wypatroszył swojego ojca, po czym powiesił jego serce na drzwiach
jego domu. Chore.. Aż wzdrygnąłem się na samą myśl. Jednakże ile prawdy w tej
plotce? Nie wiem, po areszcie chodzi wiele historii. Payne to taka nasza
maskotka i "chluba", każdy nowo przywieziony pyta o niego z
zainteresowaniem. Trzymałbym się od niego z daleka. Co może kryć się pod kopułą
tak dziwnego człowieka..? Do tego te rzeczy jakie robił.. To obrzydliwe.
Z
wierzchu wydawał się spokojny i poukładany. Większość by powiedziała "to
nie miejsce dla tak ułożonego chłopaka". Zresztą co ja mogę wiedzieć.
Jestem tylko więźniem.
Kiedy zimny przedmiot ograniczył moje ręce wszedłem do
"klatki", od razu siadając na łóżku. Mój współlokator Ted, wykonywał
kolejną setkę pompek, a zapach jaki z siebie wydzielał mogłaby tylko
pozazdrościć hiena. Że przyszło mi mieszkać ze świnią więzienną. Wolałbym
mieszkać już z tym mordercą, niż z nim. Był irytujący do najmożliwszych granic.
Jego chrapanie pozostanie moją traumą do końca życia, a widok zarośniętych
pleców pozostawi uraz do lasów na bardzo długo.
Przekręciłem się do pozycji leżącej, oglądając zza ramy łóżka
przeciwległą cele. Zayn leniwie prowadził jakąś rozmowę ze swoim rudowłosym
towarzyszem. Malik popatrzył na mnie przez chwilę i pomachał nieśmiało, na co
wyszczerzyłem się, jak idiota powtarzając gest. Gdy zdałem sobie sprawę z tego,
że ciągłe wpatrywanie się w mulata to trochę niezbyt stosowne rozwiązanie,
wróciłem myślami do dziwnego zachowania Rue. Jednak nie na długo..
- Blondyneczkooo? - Zaćwierkał złośliwie.
- Co?
- Za co tu w ogóle siedzisz ? - Przerwał pompki i usiadł przy
ścianie.
- Zostałem wrobiony. - Odpowiedziałem z obrzydzeniem.
- Każdy tak tu mówi. - Zarechotał - Więc w co cię niby
wrobili blondyneczko?
Starałem się nie zwracać uwagi na jego do gryzki.
- W kradzież.
- Ile?
Jego ciekawość, sprawiała że miałem ochotę przecisnąć się przez te kraty, choćbym musiał żyć o chlebie i wodzie, uciec jak najdalej, od wścibskiego wzroku faceta.
- Wystarczająco dużo, by mnie tu zapuszkować.
Zagwizdał
- Ładnie ładnie..
Odwróciłem się do niego plecami, chcąc uniknąć kolejnych pytań. Marzyłem o drzemce. Przede wszystkim cichej drzemce.
Szedłem chodnikiem wesoło machając torbą z zakupami. Słowa jednej z piosenek Buble, roznosiły się po osiedlu, a ja sam dawałem się ponieść rytmowi muzyki, co chwilę wyginając swoje ciało w bliżej nieokreślone figury. Pogodna była na tyle znośna, że wielu ludzi wyszło nareszcie z domów i zaczęła jesienne porządki.
- Dzień dobry pani! - Zawołałem do swojej kochanej sąsiadki.
Lubiłem odwiedzać ją w każdy piątek, tym samym załapując się na jej speciał, a mianowicie ciasto śliwkowe. W między czasie pomagałem starszej kobiecie. Przyciąłem żywopłot, wniosłem na strych te przestarzałe ozdoby, do których żywiła, tak wielki sentyment. Miła staruszka.
- Dzień dobry kochanie - Odpowiedziała nad zwyczaj cicho.
- Jak się czuję moja ulubiona kucharka? - Zapytałem, biorąc od niej kosz jabłek.
- Starość jest okrutna Niall
- Przesadza pani. Mi pani wygląda na co najwyżej trzydziestkę!
- Chciałabym. Ale widzę, że tobie humor dopisuje, zresztą jak zawsze. - Zaśmiała się.
Wniosłem koszyczek do kuchni, stawiając go na stole. Stanąłem przy drzwiach, wypatrując potajemnie nowych smakołyków.
- Dziękuję Niall
- Nie ma za co czysta przyjemność. - Ukłoniłem się, po czym chwyciłem za klamkę drzwi wejściowych.
- Poczekaj! - Podeszła do mnie.
- Tak?
- Nic nie mów dobrze? Należy ci się. Miłego dnia! - Wypchnęła mnie niemal z domu, przed to wsadzając do kieszeni kopertę.
Cóż tej staruszce się przypomniało?
#Rue
Nie cierpiałam na bezsenność od dzieciństwa. Zawsze to sen, był nawykiem, którego długości trwania nie potrafiłam w żaden sposób kontrolować. Budzik w telefonie, był jedynym ratunkiem, by mnie z niego uwolnić. Od tygodnia spałam ledwie parę godzin, mimo prób i słuchania odgłosów natury w jednej ze stacji radiowej. Bezskutecznie. Mój wygląd, był na tyle odpychający, że nawet ojciec spytał się, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. Zdziwienie na jego troskę okazało się tak mocne, iż nie doczekał się odpowiedzi.
Zegar na ścianie wystukiwał już trzecią nad ranem. Oczy nadal szeroko otwarte, nie dawały za wygraną, męcząc mnie coraz bardziej i jednocześnie denerwując. Ucieczka w postaci zapadnięcia w sen, stała się również niemożliwa.
Poczucie winy szamotało moją dumę. Powracanie obrazów z przed tygodnia nawiedzały mnie, bezustannie nie dając o sobie zapomnieć. Moje terapie stanęły w martwym punkcie. Choć sama nie wiedziałam co ja w ogóle robię. Prowadziłam zwykłe rozmowy z więźniami uzyskując, coraz to więcej informacji o ich rodzinie, gustach. Szczelnie odgradzając, wciąż na bok przyczyny ich zamknięcia. Czy to był, aby na pewno dobry kierunek? Gubiłam się we własnym umyśle.
Każdy z nas chyba zna ten moment, kiedy zatrzymujemy się w miejscu i sami siebie pytamy, co my tak właściwie robimy?
Jaki jest sens naszego bycia. Czego chcemy od życia. Kim są ci ludzie, którzy nas otaczają. Kim my jesteśmy.
Liam. To była osoba, z którą chciałam mieć jak najmniej wspólnego. Co więcej był mi na tyle przerażający, iż samo myślenie o tym jak łatwo dałam mu się omotać, mnie frustrował.
Dotknęłam nieświadomie swoich warg, przejeżdżając kciukiem, aż do kącika ust. Wyobraźnia sama zawładnęła moim umysłem, podsuwając mi twarz bruneta przed oczy. O tym jak mógłby mnie, w tej chwili całować i sprawiać tyle przyjemności jednym najmniej istotnym dotykiem.
Wydałam z siebie żałosny jęk. Byłam jak opętana.
Wreszcie uciekłam się do ostateczności idąc po paracetamol i, w końcu kompletnie naćpana lekami zasnęłam.
Kiedy biegłam jak wariat o za pięć jedenasta następnego
ranka, przedzierając się przez korek i starając się skupić pomimo wyczerpania i
leków, postanowiłam, że gdy następnym razem będę miała grupową sesję z
więźniami, poczęstuje ich długim i nudnym wykładem na temat przedawkowania
narkotyków. Więc te leki są wystarczająco silne, by pozwolić ci przespać dźwięk
budzika! Kto by się spodziewał?
Gdy chwiejnym krokiem przeszłam przez próg, paru ludzi
zaczęło się na mnie gapić i zdawało mi się, że usłyszałam jak kilku z nich coś
mamrocze, ale nie byłam w nastroju do słuchania. To był dopiero początek mojej
pracy, a ja już pocałowałam swojego pacjenta przed to doprowadzając go do
płaczu i agresji przez swoje wspomnienia, “utopiłam” roślinę ze swojego biura i
pojawiłam się w pracy spóźniona o trzy godziny. Cóż, to na pewno był dobry
początek. Może, jednak nie na długo..
- Rue! - Cholera Louis..
Warknęłam pod nosem, nie odwracając się. Nie miałam najmniejszej ochoty na gadanie z Lou.
- Rue! Poczekaj minutkę. Muszę zamienić z tobą słówko!
Warknęłam pod nosem, nie odwracając się. Nie miałam najmniejszej ochoty na gadanie z Lou.
- Rue! Poczekaj minutkę. Muszę zamienić z tobą słówko!
- Jeśli nie zauważyłeś, jestem spóźniona o trzy godziny.
Naprawdę nie mam czasu na pogawędkę.
- To zajmie tylko chwilę.
Uparcie nie odwróciłam się.
- Spóźniłam się na
wszystkie z moich spotkań, mam papiery do ogarnięcia, a moja roślina zwiędła,
więc przepraszam, że nie chcę się zatrzymać i z tobą porozmawiać!
Część z rośliną sprawiła, że twarz Tomlinsona drgnęła, ale
wymusił na sobie, by nie okazywać rozbawienia.
- Rue, na serio muszę z tobą pogadać.
- Co? A więc zaspałam! Przepraszam, okej?
- Och, nie, nie o to mi chodziło. Wszyscy tak mieliśmy. -
Chłopak potrząsnął głową i uśmiechnął się. - Więcej niż raz. Nie to miałem na
myśli.
- Och. - Nagle poczułam się naprawdę głupio i dopadło mnie
poczucie winy za to, że byłam wredna. - Przepraszam.
- Nie ma problemu. Więc Paul chciał, żebyś poprowadziła kolejną lekcję grupową za niedługo. Na biurku zostawiłem ci jakiś nowy regulamin, którego mają się tyczyć zajęcia.
- Regulamin? - Skrzywiłam się.
- Tak też byłem nieco zdziwiony, ale widocznie chcą nam tu coś wprowadzić.
Przytaknęłam obojętnie i skierowałam się do swojego miejsca pracy.
Miałam złe przeczucia co do tych zmian. Przez ten cały pośpiech i zmęczenie, jedyne na co miałam ochotę to drzemka, szkoda że nie w tym momencie co trzeba. Pierwszy raz od dawna nie zamknęłam na klucz swojego biura. Miałam gdzieś zakodowane, że nie mogłam zbytnio dobrze czuć się w tym miejscu, kiedy zbliżają się godziny przerwy więźniów. To, iż im ufałam w jakimś stopniu nie znaczyło, że będę całkowicie otwarta na ich grymasy. Modliłam się w duchu, żeby te wszystkie filmowe sceny były tylko wytworem reżysera, tych produkcji. Strach zawsze, leżał na dnie mojego umysłu, bez względu na to jaka wydawałam się być z zewnątrz. Pstryk czajnika oznajmił mnie o zaparzonej wodzie. Szybkim ruchem nalałam ją do kubka z logo więzienia. Kawa. Tego mi trzeba. Zdmuchnęłam parę unoszącą się nad naczyniem, po czym wzięłam wielkiego łyka, jednocześnie parząc podniebienie. Ignorując pieczenie, upiłam kolejne łyki opróżniając ją do dna.
Tak kawa, to zdecydowania moja słabość. Usiadłam w fotelu, biorąc się za stos papierów przed nosem. Uroki tej pracy miewały tą szarą stronę. Przez ten ostatni okres, byłam na tyle wyssana z życia, iż nic nie sprawiało mi takiego poczucia własnej wartości jak na początku.
Jedno wiedziałam, musiałam rozwiązać ten kryzys, bo inaczej nici z mojej kariery. Czy jak kolwiek nazwać moje podrygi w tym zawodzie. Bywał czas, kiedy czułam się tu, jak zagubione dziecko, któremu dali pokoik, wielki fotel, długopis i kilka lalek do przetestowania. Dziwne wyobrażenie, ale jakże bolesne. Wzloty i upadki tak na tamtą chwilę bym to nazwała. A dokładniej? Dno.
Przypomniałam sobie o pewnym papierze lężącym na szafce od tygodnia. Użyć go..?
Zamek drzwi, kliknął i sama zainteresowana uniosłam głowę z
przyjaznym uśmiechem przyczepionym do twarzy, oczekując, że zobaczę Nialla - i
nagle moje serce utonęło, a uśmiech zniknął z twarzy. W progu stał Liam i
obserwował mnie, z końcówek włosów spływały pojedyncze krople wody, zaraz potem
głucho upadające na ziemię. Jego policzki były lekko zarumienione, co dało mi do zrozumienia, iż przed chwilą musiał brać prysznic.
Ostrożnie
spojrzał na moją twarz, w pewien sposób prowokacyjnie, wysuwając swój podbródek
do przodu, jakby szukał zaczepki.
Moje dłonie automatycznie opadły wzdłuż ciała, a nogi
zesztywniały.
- Unikasz mnie - powiedział niskim głosem.
- Wcale nie. Wiesz, nie mogę spotykać się ze wszystkimi
każdego dnia, tu jest dużo ludzi. - Nie mogłam spotkać wzroku ciemnych oczu
chłopaka, bez pochylania swojej głowy ze wstydu.
- To śmieszne, ponieważ wygląda na to, że znajdujesz mnóstwo
czasu na spotykanie się z Niallem. - Liam spojrzał na mnie oskarżycielsko.
- Niall pomaga mi z robotą papierkową - powiedziałam
cierpliwie.
W sumie Irlandczyk, na prawdę mi pomagał. Nie miałam głowy
do tych wszystkich dokumentów, a on za małym przekupstwem w postaci ciastek i
herbaty, robił co chciałam. Oczywiście nie wykorzystywałam go, sam bez problemu
poddawał się moim propozycją. W tym czasie prowadziliśmy wiele ciekawych
dialogów związanych z kupnem mojego mieszkania czy też o wymarzonym samochodzie
Horana, który miał zamiar kupić, gdy tylko opuści mury więzienia. Zwykłe
koleżeńskie rozmowy, pomieszane z nutką terapii nic wielkiego.
- Ja mógłbym to robić.
- Dzięki za propozycję, ale naprawdę nie ma potrzeby. Niall
sobie radzi. To miejsce jest teraz nieźle zorganizowane, jak widzisz. - Wskazałam
ręką na swoje biuro, które było wybitnie czyste.
- Czemu mnie nie chcesz? - spytał z wyrzutem.
- Nie bądź śmieszny - rzekłam energicznie.
- Spójrz na mnie.
- Ciężko patrzeć i pisać naraz - odpowiedziałam łagodnie,
starannie skreślając błąd i poprawiając go swoim najlepszym stylem pisania, by
jak najdłużej zając się tą czynnością.
- Więc przestań pisać! - wykrzyknął niecierpliwie. Podszedł
bliżej i wyrwał mi długopis z dłoni, a potem cisnął nim o podłogę, przez co
oblał mnie zimny pot.
Pozwoliłam sobie na grzeczne uniesienie brwi, marszcząc
swoje czoło na parę sekund, a potem wyciągnęłam długopis z kubka pełnego
ołówków, który stał obok i kontynuowałam staranne przepisywanie swoich notatek.
- Co takiego zrobiłem? - Liam desperacko żądał odpowiedzi. -
Myślałem, że się dogadamy. Nie rozumiem, dlaczego nagle zdecydowałaś się mnie
znienawidzić.
- Nie nienawidzę cię. Ale uwierz, w tym momencie zbytnio cię
nie lubię. Tak jakby mnie zastraszasz. Jeśli na serio chcesz o tym pogadać, to
wolałabym, żebyś się najpierw uspokoił. - Spojrzałam, jakby wskazując wzrokiem
na krzesło.
Posłusznie usiadł na nim ciężko, przez co przedmiot wydobył z siebie chrupnięcie. Czekał cierpliwie, obserwując każdy mój ruch długopisem na kartce. Każda niebieska plamka, pojawiająca się za moim muśnięciem na karteczce, nie umknęła jego uwadze. Zrezygnowana odłożyłam rzeczy i oparłam się o oparcie.
- Skończyłam. Możemy zacząć.
- Byłoby miło. - Prychnął. - Gdybyś nie była taka uparta i wszechwiedząca już dawno byśmy rozmawiali.
- Gdybyś nie był niemiły, również stało by się to szybciej.
- Ujmujące..
- Jesteś złośliwy
- A ty zachowujesz się jak dziecko! - Wyrzucił ręce w powietrze.
Zacisnęłam dłonie w pięście starając, nie dać się irytacji, która znikąd przejęła nade mną kontrole.
- Chyba powinnam zacząć. - Zawahałam się.
Skinął głową niepewnie przechylając się na krześle, w moją stronę.
- To..to co miało miejsce tydzień temu. Nie powinno mieć miejsca. Jestem psychologiem, a w tym zawodzie wszelkie potknięcia nie wchodzą w grę. Popełniłam wielki błąd i chciałabym, żebyś nie brał tego do siebie. Zrobiłam to pod twoim przymusem poniekąd i .. - Plątałam się
- A więc to moja wina? - Zaśmiał się.
- Moja też, ale..
- Nie mogłaś mi się oprzeć co poradzę... - Wydawał się urażony, lecz starał się brzmieć chamsko.
- Słucham?
- Pociągam cię przyznaj się. - Jego głos brzmiał tak szorstko, że miałam ochotę dać mu w twarz. Żartował sobie z czegoś, co wzięłam do siebie zbyt bardzo, zadręczając swój umysł całymi nocami. Kpił. - Biedna mała Rue.. Może ci się, jednak zawód pomylił hmm? Z tego co się orientuje zakon sióstr dobrego serca ,jest w drugim końcu miasta. Dupą świata nie zdobędziesz. Chyba że zerżnęłabyś połowę więzienia. To byłoby ekscytujące..
Wstałam zdenerwowana z hukiem, odsuwając siedzisko.
- Zrobiłam to tylko wyłącznie ze względu na ciebie. Nie chciałam, żebyś robił sobie krzywdę! - Brzmiałam coraz donośniej - Chciałam, byś się opanował. Chciałam ci pomóc rozumiesz! Nie znam cię nie znam ani trochę, ale zaufałam! Chciałam zrozumieć. Przykro mi z powodu tego co cię spotkało. Nadal nie znam całej twojej historii, jednak miałam nadzieję, że nie jesteś skończonym dupkiem. Jesteś złym człowiekiem Liam. Tobie potrzebny jest psychiatra nie psycholog. Te łzy też były na pokaz? Pocałunek, żeby mnie upokorzyć? Myślisz, że coś osiągnąłeś?
Tak brawo, już się tu nie spotkamy. Masz chyba rację nie nadaję się do tej roboty. Dzięki, w końcu mi ktoś to uświadomił. - Krzyczałam sfrustrowana, nie mając jakiejkolwiek kontroli nad potokiem słów. - Wyjdź - Szepnęłam zmęczona.
Zmarszczył brwi, nadal analizując moją wypowiedź.
- Jak to się nie spotkamy? - Zapytał zaskoczony.
Och jak on szybko zmieniał te maski.
- Właśnie zabieram się zaraz za wymowę. - Oznajmiłam dumnie, chwytając formularz.
- Nie możesz! - Podniósł się.
- Bo co? Zabijesz mnie? - Prychnęłam, po czym szybko ugryzłam się w język.
- Dobrze wiesz, że nie zrobiłbym tego.. - Mówił bardziej do siebie niż do mnie wstrząśnięty.
Nie wiedziałam czy mogłam ufać jego emocją.
- Nie wiem kim już jesteś.
- Rue nie zrobiłbym tego.
- Wyjdź Liam.
- Rue! Wiesz o tym - Zbliżał się.
- Wyjdź! Ostatnia terapia zakończona. - Przycisnęłam palcem czerwony guziczek pod biurkiem, na co dwóch strażników wpadło do pomieszczenia. Chwycili pod ramiona Payn'a i niemal wyciągnęli go z pokoju.
- Przecież dobrze wiesz! Obiecałaś że mi pomożesz! - Ostatnie słowa, jakie usłyszałam nim drzwi odgrodziły mnie, od reszty świata, a ból w klatce piersiowej stał się nie do zniesienia.
Ból. Zawiodłam.
Wstrząśnięta swoim zachowaniem, zakryłam sobie usta dłonią, by nie krzyknąć. Pojechałam po całości.. Brawa dla mnie.
On mógł być chamski, jednak z mojej strony było to na prawdę niewłaściwe. Po resztą to chyba, jednak nie będzie już dalej mnie dotyczyć..
Chwyciłam wymowę w dłonie. Jeden podpis i wolność?
Przetarłam pot z czoła, po czym jednym prostym znakiem złożyłam mały napis.
To koniec..
PRZED PAŃSTWEM NAJWIĘKSZE GÓWNO ŚIWATA!!
SERIO ZABIJCIE MNIE. DOPADŁ MNIE DOŁEK WENOTWÓRCZY XD
MĘCZYŁAM SIĘ Z TYM ROZDZIAŁEM PARĘ DOBRYCH DNI I EFEKT NA PRADĘ JEST MARNY. NIGDY NIE BYŁAM TAK ZAWIEDZIONA TYM CO NAPISAŁAM CHOLERA. SŁABEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
NO I ROZDZIAŁ JEST DŁUŻSZY NIŻ ZWYKLE ZE WZGLĘDU NA "BONUS"
ALE ZAWALIŁAM JEZU HAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAH
JESTEM IDIOTKĄ >.<
NIE DOŚĆ ŻE KAZAŁAM WAM CZEKAĆ TO STWORZYŁAM CHUJ WIE JAK TO NAZWAĆ XD
TYLEEE SIĘ DZIEJE ZNOWU PRZYŚPIESZYŁAM AKCJĘ, ALE MUSICIE MI UWIERZYĆ, ŻE SIEDZENIE W JEDNYM MIEJSCU W TYM FF JEST NA PRAWDĘ NUDNE. JEŻELI WAM TO PRZESZKADZA TO MÓWCIE JA SIĘ DOSTOSUJE :)
OGÓLNIE DOSZŁAM DO WNIOSKU, ŻE TO FF NIE BĘDZIĘ TAKIE DŁUGIE JAK CHOCIAŻBY CHILLS-COLD. ZRESZTĄ TO ZALEŻY OD WAS.
JAK JA NIE LUBIĘ ROBIĆ WSTĘPÓW XD
ZABIERAM SIĘ JUŻ JUTRO ZA PISANIE KOLEJNEGO, BO MNIE KUSI :)
OD NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU ZACZYNA SIĘ COŚ CO LUBIĘ EGHEM...
SWOJĄ DROGĄ NAMIESZAŁAM TROCHĘ. POJAWIŁA SIĘ PERSPEKTYWA NIALLA :)
JAK ZAUWAŻYLIŚCIE PARĘ NIE WYJAŚNIONYCH WSPOMNIEŃ.
CHCĘ WAS STOPNIOWO W TO WPROWADZIĆ. CO ZA DUŻO TO NIE ZDROWO!!
SERIO PRZEPRASZAM ZA TO COŚ CO NAPISAŁAM PO PROSTU AŻ MI WSTYD TO DODAWAĆ, BO JESTEM NIM ZDOŁOWANA.
NO I WAŻNA RZECZ!
KOMENTUJEMY KOMENTUJEMY <3
JESTEM Z WAS DUMNA ZA TE OSTATNIE KOMENTARZE I W TAK SZYBKIM CZASIE O.O
JESZCZE JEDNO CZY KTOŚ SIĘ ZGUBIŁ??
BO JAK TAK TO W CZYM I CO CHCIELIBYŚCIE, ŻEBY BYŁO WYJAŚNIONE W NASTĘPNYM ROZDZIALE?
TAK SIĘ PYTAM, BO MOGĘ COŚ PRZYŚPIESZYĆ.
UFFF OD NASTĘPNEGO ROZDZIALIKU NIE BĘDĘ TAK PRZESUWAĆ CZASU!
NARESZCIE ALLE-KURWA-LUJA!!
OKEJ KONIEC USYPIAM JUŻ SDJIJFWEIFEHWIFWIFIWHFWUIF
DOBRANOC GĄSKI POZDRAWIAM MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
TAK TAK OCZYWIŚCIE NIE SPRAWDZAŁAM BŁĘDÓW, BO JESTEM PLEMNIKIEM Z NIEDOROZWINIĘTYM MÓZGIEM I POPRAWIĘ TO JUTRO :)
poniedziałek, 17 marca 2014
Chapter 5
Sami tworzymy swoją historię. Tylko my jesteśmy kowalami
własnego "tworzywa"..
Życie.. My nadajemy mu kształt, to my o
wszystkim decydujemy.
Czasami się gubimy po drodze, ślepo przemierzając
nieznane drogi, które nie zawsze wydają się tymi właściwymi. Topimy się we
własnej truciźnie.. Obumieramy drążąc dołek, który nas ostatecznie pogrzebie.
Zbyt głuchy na wołanie. Zbyt Ślepy by zobaczyć wskazówki.
Puści... Słabi.. Pozostaje
nicość. Zostajemy sami, a jedynym towarzystwem przy naszym boku pozostaje
rozerwane serce, wystukujące kolejną sekundę nędznego życia.. Życia
zniszczonego przez nas samych.
Wyciągamy dłoń w ciemność, łudząc się o ratunek
albo chowając się w kąt i czekając na śmierć. Samotni w czterech ścianach.
Wdychając powietrze, będące tak ciężkie dla słabych już płuc. Dusimy się
następną dawką tlenu, sznur na szyi ciaśni się, mrok opanowuję przestrzeń.
Waląc o zimną ścianę, prosząc o kolejny wdech, upadamy bezsilnie witając nowy
świat. A gdy otwieramy oczy dziękując Bogu za zabranie ze sobą, dostrzegamy
piekło gorsze od poprzedniego..
Kto powiedział, że trafimy w lepsze miejsce?
Życie jest piękne.. Lecz ludzie to chodzące bomby gazowe, zatruwające wszystko czego się dotkną. Każdy wdech, każdy ruch niszczy ich
samych. Powstrzymaj ich...
Weź ziarenko piasku w palce. Nadaj mu własną wartość, spraw
że będzie wyjątkowe, zapomnij o innych i ciesz się własnym szczęściem. Zapytany
o powód powiedz, że masz swój kawałek nieba. Gdy zapytają o miejsce twojego
nieba. Odpowiedz, iż są zbyt ślepi by dostrzec jego światłość...
***
# Liam
Śpiew ptaków ledwo dosłyszalnie wpadał do środka, zagłuszając
głuchą ciszę, panującą w całym więzieniu. Wszyscy jeszcze uśpieni, oddani we
własny lepszy wymiar. Tylko nie ja.
Znowu obudziłem się cały spocony z
krzykiem... znowu...
Nie zapowiadało się na to bym mógł zmrużyć jeszcze oczy,
więc usiadłem na łóżku wpatrując się, w dość głębokie szramy pozostawione
ostatniej nocy na rękach. Kiedy ostry metal zderzał się z moją skórą odczuwałem
nieokreśloną radość oraz błogość, ulgę. Teraz czułem obrzydzenie do mocno
zaczerwienionych ran niemal wyrytych we własnym ciele. Pierwsza z nich
delikatnie zaczęła się, zaraz przy żyle wzdłuż wewnętrznej części ręki, druga
zaś pewnie pociągnięta obok poprzedniej głęboko zostawiająca wgłębienie.
Trzecia przerywana to mocniej, to słabiej z braku sił oraz ograniczonej widoczności
z powodu spływającej krwi. Zerknąłem na podłogę, która nadal pobrudzona
czerwoną cieczą wyglądała, jak miejsce mordu. Wstałem biorąc prześcieradło, z
drugiego łóżka znajdującego się nade mną. Czasami zastanawiałem się dlaczego
siedzę tu sam... Jednak chyba wolałem tą samotność. Obecność współlokatora
przeszkadzała by w myśleniu, w uldze..
Wytarłem białym bardziej burym materiałem, już lekko
zaschniętą plamę pozostawiając na niej czerwoną barwę. Podszedłem do kranu i
zamoczyłem rąbek tkaniny, po czym doszczętnie starałem ślady wczorajszego
zdarzenia. Wrzuciłem brudny dowód pod szafkę dokładnie sprawdzając, czy aby na
pewno nie zauważą go strażnicy. Poddenerwowany wyjrzałem przez kraty na
korytarz, opanowany w półmroku. Pusto. Przysiadłem na ziemi wczepiając palce we włosy.
Napięcie opanowywało ponownie ciało. Mój oddech szamotał klatkę
piersiową boleśnie napierając na serce. Szukałem rozładowania. Nie nie mogłem
kolejny raz wykorzystać śruby..
Nie nie nie..
Poderwałem się na równe nogi, chodząc jak obłąkany po całej
celi. Dłonie drgały jak u narkomana, potrzebującego kolejnej działki. Raz już
pokazałem, słabość już nie. Przyłożyłem czoło do zimnej ściany, wypuszczając
wstrzymany oddech.
Myśl o czymś innym.. Myśl o czymś innym...
Przymknąłem oczy, starając się odwrócić uwagę od chęci poczucia ostrza na nadgarstkach..
Ciemna brunetka z podkręconymi końcówkami przeszła przez
moją wyobraźnię.
Jej ciemno miedziane oczy patrzyły na mnie troskliwym
wzrokiem, przeszywając moją sylwetkę na wskroś. Obcisła sukienka podkreślała jej
talię, a tyłek wydawał się jeszcze bardziej seksowny niż było mi to dane
widzieć zwykle, pod materiałem jeansów. Przygryzała wargę zbliżając się do mnie
niczym rasowa kotka. Nieświadomie wydałem z siebie pomruk zadowolenia. Dotknęła
mojego policzka, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego. Wydawała się tak
malutka.. Jej dłoń zjechała na moją szyję lekko ją drapiąc, zaraz miejsce
palców zajęły usta wsysające się w moją skórę. Kontynuując naznaczanie,
prowadziła swoją rękę wzdłuż torsu zatrzymując się na żebrach dźgając je, na
co zachichotałem. Oderwała swoje usta tym razem składając na moich wargach
subtelny pocałunek, nie trwający dłużej niż dwie sekundy.
Niezadowolony chciałem ją przyciągnąć, lecz ona widząc moją
niecierpliwość popchnęła mnie na ścianę napierając swoim ciałem, powoli się
ocierając. Poczułem jej dotyk na moim udzie. Jechała coraz wyżej...wyżej i
wyżej..
Odruchowo otworzyłem oczy tym samym stykając się ze szara
ścianą. Rozejrzałem się wokół, szukając kogokolwiek, ale tu nadal było pusto.
Czułem się lepiej, jednak po chwili zdałem sobie sprawę z tego co sobie
wyobrażałem i kim była dziewczyna, która pozwoliła mi się uspokoić.
Niekomfortowe uczucie przy poruszaniu sprawiło, że
spojrzałem na napięty materiał kombinezonu pod podbrzuszem.
- Cholera.. - Jęknąłem zdesperowany kładąc się z powrotem.
Starałem się zdrzemnąć by zapomnieć o podnieceniu jakie
targało mój umysł, przywracając kolejne obrazy sprzed kilku chwil.
Tak piękne.. Tak nieprawdopodobne
***
#Rue
Korzystając z wolnego, jaki mi pozostał zanim musiałam iść
na przystanek autobusowy, postanowiłam wykorzystać na małe ogarnięcie domu. To
były już moje ostatnie chwile w zaciszu tych murów. Ojciec oczywiście nadal nie
wiedział, wcale nie zamierzałam go uprzedzać. Nie to nie było egoistyczne, po
prostu chociaż raz chciałam mu udowodnić, że nie ma prawa rządzić moim życiem. Czas
na dobre wyjść z klatki i zacząć pełną parą nowy etap, zapieczętowaniem kupnem
mieszkania. Własnego mieszkania.
Pozmywałam naczynia w zlewie, po czym zajęłam
się wycieraniem kurzy, który był dla mnie udręką, z powodu ciągłej alergii.
Kiedy zakończyłam już nieprzyjemne zajęcie wypastowałam parkiet. Ostatnią
czynnością, która mnie czekała było ogarnięcie mojego pokoju. Cóż przez ten
okres zaczęcia pracy, trochę go zaniedbałam. Mając na myśli trochę, trzeba
wziąć pod uwagę tego, iż nie mogłam odnaleźć puchatego dywanika, leżącego
zwykle przy łóżku..
Gdy już uprzątnęłam podłogę, pozbywając się zbędnych śmieci i
brudnych kubków po kawie, postanowiłam się zająć dwoma stosami ubrań na łóżku.
Dzieliły się na "te do założenia jeszcze raz" i "potrzebujące
natychmiastowego prania zanim ożyją".
Po skończonych porządkach wzięłam
jeszcze szybki prysznic, pozbywając się nieprzyjemnego odczucia bycia
oblepionym brudem po sprzątaniu. Upięłam włosy w wysokiego kucyka,
oszczędzając sobie dzisiejszego dnia niepotrzebnego makijażu, po czym ubrałam
krótkie ogrodniczki, zakładając przed to za dużą koszulkę i ruszyłam na
przystanek. Może to nie był jakiś znakomity zestaw do dnia w pracy, ale nie
miałam zamiaru dziś robić tego co zwykle. Czas zmienić jakiekolwiek nudne
procedury bycia psychologiem...
***
Załadowana torbami w paradowałam do aresztu, prawie wywalając się na schodach, których nie brałam pod uwagę jako możliwą przeszkodę.
Zmordowana postawiłam torebki na swoim biurku. Nim się obejrzałam już miałam
gościa.
- Rue jest taka....- Zawołał Louis, zatrzymując się w
półkroku. - Okradłaś sklep ogrodniczy i zamierzasz tu sądzić kwiatki? Czy dziś
jest dzień rolnika? - Zarechotał, łapiąc się pod boki.
- Powiesz mi co cię sprowadza w moje skromne progi czy może
nadal będziemy omawiać dobranie moich ubrań i zawartość moich zakupów? -
Prychnęłam, wywracając oczami.
- Znaczy..emm.. - Podrapał się po głowie. - Zapomniałem.
- Za co oni ci płacą? - Zapytałam z rozbawieniem.
- Błagam cię spójrz na mnie - zademonstrował swoją sylwetkę
- Nie muszę chyba nic już mówić. - Starał się mówić poważnie.
- Jesteś idiotą
- Aww
- Lou mam sprawę.. - Zaczęłam dość niepewnie
- Tak? - Oparł się o szafkę.
- Potrzebuję dziś nieokreślony czas dla trzech pacjentów.
- Czy to ma coś wspólnego z tym jak jesteś ubrana? - Wskazał
na przetarte ogrodniczki.
- Taa.. No, więc jesteś w stanie to dla mnie zrobić?
- Tak jest! - Zasalutował, po czym z uśmiechem wyszedł z
gabinetu.
Zmęczona usiadłam na fotelu, czekając cierpliwie na
więźniów..
Drzwi otworzyły się, a dwoje strażników wprowadziło dwójkę
chłopaków. Rozkuli ich i bez słowa opuścili pomieszczenie. Blondyn niepewnie
zerknął na mulata, który jak zwykle znudzoną postawą rozglądał się po
pomieszczeniu.
- Hej chłopcy - Jak śmiesznie musiało to brzmieć nazwać
przestępców w taki sposób? - Zmieniłam trochę dziś terapię.. - Uśmiechnęłam się
w ich stronę.
- Czyli co będziemy robić? - Uniósł brew Zayn.
- Tworzyć! Swoją drogą powinniście się lepiej poznać. Zayn
to Niall. Niall to Zayn. Na pewno się mniej więcej kojarzycie, ale nie zaszkodzi
zrobić tego oficjalnie.
Oskarżeni skinęli do siebie niepewnie i znowu wlepili swój
wzrok w moją osobę.
- No to do roboty. Musimy przenieść te meble na środek i
wyłożyć folie na nie oraz na podłogę.
Posłusznie wykonali moje polecanie, lecz nadal spięci i nie
pewni ,jak się zachować stali z boku.
- Nadal nie rozumiem co wymyśliłaś Rue - Jęknął Niall.
Sięgnęłam do zakupów, wyciągając z nich kubły z farbami,
spreje,pędzle i wałki.
- Trzeba coś zrobić z tymi ścianami. Więc ta - wskazałam
na płaszczyznę po lewej stronie - Jest twoja Zayn. A ta - Skierowałam na tą po
prawej - Jest twoja Niall. Macie tu wszystko do dyspozycji ja biorę resztę!
Wzruszyli ramionami i z zadowoleniem sięgnęli po przybory.
- Zielona zielona! Kupiłaś! - Skakał zadowolony Irlandczyk,
na co wyszczerzyłam się w jego stronę. Chwycił farbę pomaszerował na swoje
miejsce pod nosem, nucąc jakąś piosenkę.
W ciszy oddaliśmy się własnej pracy co chwilę zerkając na
dzieła innych, wymieniając uśmieszki. Wnioskując po chłopakach doszłam do
wniosku, że mój plan jak najbardziej przyniósł korzyści. Odciągnęłam ich od
szarej rzeczywistości i dałam szanse na swobodne nawiązanie nowych znajomości.
Wydawali się od siebie różnić. Niall był niczym mały trzpiotek, którego
wszędzie pełno, a zamknięcie mu buzi graniczyło z cudem. Znowuż Zayn zdawał się
zamknięty i opanowany, jednak czym bardziej go poznawałeś tym bardziej zmieniałeś
zdanie.
Momentami czułam się z nimi lepiej niż z dawnymi
przyjaciółmi. Przestawałam uważać ich za tylko pacjentów. Widziałam w nich to
coś.. Coś czego nie postrzegł żaden sędzia. Niewinność.
To dziwne, bo
uniewinniłam ich sama przed sobą mimo, iż ewidentnie byli winni.
Tylko, że ja
patrzyłam na teraźniejszość, nie na ich przeszłość.
Na brzoskwiniowej farbie, którą pokryłam swoją ścianę
przejeżdżałam delikatnie pędzlem, pozostawiając brązowe kreski, tworząc grubą
korę drzewa.
Wyraźne pęknięcia w drewnie podkreśliłam czarnymi plamkami.
Wielkie korzenie ledwo trzymające się podłoża, uparcie podpierane przez liany..
Bogata korona rośliny, ozdobiona w różowe pąki niektóre nierozwinięte, lecz
proszące się o wyjście na światło słoneczne. Wiatr rozwiewał drobne listki, po
całej płaszczyźnie, a ptaki siadały na długich gałęziach szukając schronienia,
przed "niebezpieczeństwem".
Oddaliłam się by zobaczyć obrazek w całej okazałości. Czegoś
mi brakowało..
- Wow.. - Usłyszałam za sobą. - To jest takie..
Jezu Rue - Odezwał się niebieskooki.
- Ma rację - Dołączył drugi.
- Już pokażcie mi co tam stworzyliście! - Zawołałam wesoło.
- Tadaaaaa! - Zaprezentował pierwszy farbowany chłopak.
Przeglądałam się zielonemu obrazkowi z wieloma śmiesznym
elementami i znakami tradycyjnymi dla jego kraju. Mnóstwo koniczyn krasnoludków
oraz wielka tęcza na środku. Mimo braku talentu plastycznego wyglądało to na
prawdę oszałamiająco.
- Czemu tu jest pies? - Roześmiał się czarnowłosy.
- To jest koń!
- Ok.. - Podrapał się po karku.
Starałam się nie wybuchnąć śmiechem, widząc naburmuszoną
minę twórcy konia, który wyglądał jak pięciolatek z fochem na mamę.
- A teraz ty..
Podeszliśmy pod następne dzieło. Ten różnił się najbardziej
od wszystkich. Na fioletowym tle dominował sprej. Karykatury, nawet jedna
przypominająca mnie siedzącą na tronie króla z przyjaznym wyrazem twarzy
skierowanym, do wielkiego szarego budynku z którego okien widać kilkadziesiąt
wyciągniętych dłoni w moją stronę. Najbardziej rozbrajającym widokiem była postać
Paula, za moim tronem, trzymający talerz z winogronami.
- Genialne - wydusiłam
- Wiem - Pokiwał głową zadowolony.
- Spisaliście się oto mi chodziło nie wiem jak wam
dziękować. To wygląda.. Wspaniale -
Rozglądałam się.
- Ekipa remontowa Horan i spółka! - Wyrzucił w powietrze
ręce.
- Ej blondi coś ci się pomyliło.. Chyba Malik i spółka -
Skarcił go.
- Cichoooo! Ekipa sprzątająca Rue i ziemniaki! -
Przekrzyczałam ich.
- Nie! - Zaprotestowali obaj. Po czym wszyscy spojrzeliśmy
po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
"Jeden ruch by przebić mur.. Jeden ruch by się
zranić.."
***
Zapach barwników roznosił się po całym pomieszczeniu,
drażniąc nozdrza ostrym specyficznym smrodem. Pootwierałam okna, by choć trochę zmniejszyć
jego odór. Siedziałam na podłodze dalej podziwiając nowe malowidła.
Mała
historia.. Głęboka i tak zawiła, że nie każdy potrafił odczytać jej szyfr.
Zrozum go jak chcesz.. Nadaj mu swoje znaczenie.. Spraw że będzie wyjątkowe...
Spraw że jego twórcy będą artystami.. Ty tu rządzisz..
Skrzypniecie drzwi oznajmiło mnie o nowym, a zarazem
ostatnim gościu tego dnia.
- Rue? - Szepnął
Odwróciła głowę napotykając jego zgarbioną postawę oraz oczy
błądzące po całym pokoju.
- Co tu się stało?
- Zrobiliśmy mały remont
- Ładnie - Wzruszył ramionami. Podszedł do mojego dzieła. -
To mi się podoba najbardziej.
Zbliżyłam się stając za nim.
- Czegoś mi tu brakuje. Pomożesz mi? - Zapytałam powtarzając
słowa, które wczoraj wypłynęły z jego ust.
- Marny ze mnie malarz - Skrzywdził się.
Był jakiś cichy.. Jak nie on. Wzbudzał we mnie niepokój jak
i strach. Może był zmęczony?
- Czyli nie?
- Nie - Odpowiedział twardo posiadając na okrytym folią
biurku. Ukłucie w sercu pojawiło się znikąd wraz z jego odmową. - Ale chcę
popatrzeć jak malujesz.
- Pod jednym warunkiem - Zagadnęłam
- Jakim?
- Rozmawiaj ze mną. - Sięgnęłam po pędzel i puszkę. -
Szczerze.
Przytaknął i rozłożył się na meblu, obserwując mój każdy
ruch.
Zamoczyłam włoski przedmiotu w mazi, zaraz potem
przykładając je do mojego prowizorycznego płótna. Drobne zarysy nadal
nieznanego elementu tworzyły się nadając, to co raz nowy pogląd na całość.
- Coś ci jest? - Zaczęłam bez ogródek.
- Nie rozumiem - mimo że stałam tyłem wiedziałam, iż na
pewno marszczy czoło w tamtej chwili.
- Jesteś cichy. Wstydzisz się wczorajszej terapii? Wiesz nie
ma czego. Od tego jestem, żeby ci pomóc.
- Jest ok.
- Nie kłam. - Kreśliłam dalej linie pędzelkiem.
- Nie kłamie.
- W ten sposób nigdy się nie dogadamy.
- Nic mi nie jest.
- Powiedzmy że ci wierzę.. - Westchnęłam nie odkrywając się
od poprzedniej czynności.
Cisza zapanowała między nami. W powietrzu trzymałam pędzel,
nie mając pomysłu jak dalej zakończyć rozpoczęte kontury. Przygryzałam wargę, stojąc w zamyśleniu. Pustka. Totalna pustka..
Nagle poczułam dłoń oplatającą niepewnie mnie w tali, zaś
druga już nieco pewniej chwyciła moją rękę z pędzlem. Większa niż moja,
bardziej szorstka, jednak nadal miękko gładząca skórę.
Długie palce mocniej
zacisnęły się na moich, kierując kolejnymi ruchami. Gorący oddech otulał czubek
mojej głowy. Dreszcze obiegły całe moje ciało, a ciepło w brzuchu rozlało się,
jakby wszczepiając w każdą komórkę nową dawkę energii. Serce wybijało nie
równomierny rytm. Myśl że był blisko, zbyt blisko..
Na miejscu niedokończonych kresek, powstała nowa część
krajobrazu. Co to było? Wielki motyl. Owad wyłaniający się zza wielkiego
drzewa. Piękny. Cały w odcieniach pastelowego różu i fioletu.
Tego mi brakowało..
Liam wyrzucił mi z ręki drewniany patyczek, jednocześnie
puszczając moją talię i sięgając po puszkę wypełnioną kolorową cieczą. Zamoczył
całą moją dłoń, po czym odbił na grzbiecie stworzonka.
- Teraz jest twój.. Zostawiłaś na nim ślad, którego nie
zmyje do końca życia. - Odwrócił mnie do siebie, tak że stykałam się swoją
klatką piersiową z jego torsem - Cały twój... - Szeptał, opuszkami palców
jeżdżąc po moim policzku, pozostawiając mokrą ścieżkę.
Mokrą? Farba.
- Teraz jesteś moja. - Zamruczał tuż przy moim uchu.
- Liam...
- Nie wiem co jest ze mną nie tak. - Trzymał mnie wciąż
blisko.
- Jest dobrze.
- Nie jest.
- Pomogę ci.
- Boję się. - Zawahał się.
Co się stało z chłopakiem, którego poznałam?
Zmiękł? Czytałam wielokrotnie o tym, że ludzie po bolesnych wspomnieniach
popadają w skrajne emocje. Często w depresje. Ale on? Prawie go nie znałam,
lecz czułam jakbym była niego bliżej niż inni. Dziwnie wyjątkowa..
Nie kontrolując swoich dalszych gestów dotknęłam jego brody,
pokrytej kilkudniowym zarostem, jadąc coraz wyżej dopóki nie dotarłam do karku
instynktownie go masując. Przymknął oczy rozluźniając uścisk. Zamoczyłam
palce w barwniku, zostawiając dwa paski po obu stronach kości policzkowych
chłopaka. Wyglądał wtedy jak typowy gracz futbolu. Zaśmiał się z mojego gestu,
po raz pierwszy zaszczycając mnie tym dźwiękiem.
Korzystając z okazji, że nie jest w stanie nic zobaczyć
bez skrępowania zmierzyłam wzrokiem jego sylwetkę. Od gładkiej twarzy, po
umięśnione ramiona.. Jednak moją uwagę przykuł podwinięty materiał kombinezonu,
a raczej faktura skóry którą odkrywał. Długie rysy po wewnętrznych stronach
rąk, wyglądały jednoznacznie. Warga zaczęła drżeć.
- Czemu? - Patrzyłam zmartwiona na rany.
Otworzył oczy i zrobił krok w tył, starając się ukryć
zmieszanie. Tym razem to ja zmniejszyłam dystans.
HEJ HEJ HEJ :*
- Nie rób tego więcej. - Mówiłam spokojnie.
- Ja.. Ja musiałem. - Spuścił głowę.
- Nie Liam nie musiałeś, z tym da się walczyć. - Potarłam
jego ramię.
- Nie mogłem wytrzymać tego napięcia.. Wysysało mnie od
środka. Chciałem tylko...
- Shhh.. - Przerwałam mu, odczuwając nagłą potrzebę
przytulenia go.
Objęłam ramionami jego ciało, masując łopatki. Nie odepchnął
mnie, wręcz przeciwnie przyciągnął jeszcze bliżej, powodując brak jakiejkolwiek
przestrzeni między nami.
Tu nie potrzeba było, tylko rozmów i nawracania na tą "lepszą drogę" czy jak to naukowcy są w zwyczaju nazywać, tu trzeba było odrobina czułości.. Lecz czy była aby ona odpowiednim rozwiązaniem?
- Obiecaj że tego już nigdy nie zrobisz.
Milczenie.
- Proszę..
Nadal milczał.
- Co mam zrobić? - Zapytałam błagalnie.
Popatrzył na mnie z góry, jego oczy zaczęły błyszczeć małymi
iskierkami. Zaciekawiona wyczekiwałam jego propozycji. Poddenerwowanie dawało
mi coraz większe znaki, ręce pociły się, a stopy wystukiwały nieznany rytm.
- Pocałuj mnie. - Powiedział nisko.
- Nie mogę. Liam nie mogę. - Starałam się opanować kołatanie
serca, które nie wydawało ani trochę współpracować z umysłem.
- Pytałaś co masz zrobić. Oto mój warunek.
- Ale.. - Chciałam jakąś uciec od tego czego się tak bardzo
bałam.
- Obiecuję.
- Nie.
Przez jego oczy przemknął ból, jednak jak szybko się pojawił
tak szybko znikł, a on sam ruszył krokiem do drzwi.
Zawiodłam. Zawiodłam. Zawiodłam. Zawiodłam.
Prowadziłam walkę wewnętrzną, która doprowadzała mnie do
granic możliwości. Zgrzyt klamki...
- Stój - Oznajmiłam stanowczo i chwilę potem znalazłam się
tu przy nim.
Chwyciłam nieśmiało jego poliki, zbliżając się bliżej
jednocześnie stając na palcach by dorównać jego wzrostowi. Ostatni raz
uchwyciłam czekoladowe oczy i zaraz potem musnęłam wargi chłopaka. Podtrzymał
mnie w tali, a zaraz potem uniósł sadzając na swoich biodrach, w tym samym
czasie przyciskając do powłoki drzwi. Przygryzł moją dolną wargę prosząc o
więcej. Sama nie wiedziałam czemu wczepiłam palce we włosy Payna, pogłębiając
pocałunek. To nie był całus typu "wpili się w swoje usta" to była
magia.. Połączenie dwóch puzzli w całość, nadając jej urok. Stworzenie dwóch
napięć elektrycznych oświetlających dwie samotne dusze. Miękkie pełne usta
chłopaka drażniły moje.
Czemu to mi się tak podobało? Powinno? I czemu nie
mogłam przerwać..? Czyżby wiedział..?
Bezpieczeństwo, które odczuwałam będąc przy nim, było niczym
w porównaniu z pełną obstawą strażników. Czułam się jak w kokonie osłonięta
szczelnie tylko przez NIEGO.
Pozostaje Ale jak można czuć się bezpiecznie przy mordercy?
"Zbyt blisko by nie spróbować.. Zbyt nieosiągalne by
kochać..."
HEJ HEJ HEJ :*
TAK WIEM POŚLIZG JAK CHOLERA. TE PROBLEMY Z LAPTOPEM -.-
NO ALE JESTEM. I MAM DLA WAS PARĘ PROPOZYCJI ALE PO KOLEI!
CO DO ROZDZIAŁU TO CZEGOŚ MI W NIM BRAKUJE, WIĘC POSTARAM SIĘ TO DOPEŁNIĆ W NASTĘPNYM.
OGÓLNIE MI TROCHĘ SMUTNO BO DIAMETRALNIE ZMNIEJSZYŁA SIĘ ILOŚĆ KOMENTARZY. PRZY 1 ROZDZIALE BYŁO PRAWIE 30 TERAZ LEDWO 12.
WIECIE TO NA PRAWDĘ PRZYKRE, BO KOMENTARZE ODGRYWAJĄ DOŚĆ WAŻNĄ ROLĘ DLA OSOBY, KTÓRA PISZĘ.
PROSZĘ ŻEBY KAŻDY KTO PRZECZYTA POSTA POZOSTAWIŁ PO SOBIE PAMIĄTKĘ NAPISZCIE CHOCIAŻ "JESTEM" CZY WSTAWCIE KROPKĘ OBOJETNIE MI JUŻ. NAJWIĘKSZĄ PRZYJEMNOŚĆ SPRAWIAJĄ MI WASZE DŁUGIE OPINIE, ALE DAM RADĘ WIDZĄC TYLKO KROPECZKĘ, KTÓRA DA MI DOWÓD NA TO ŻE KTOŚ TO CZYTA.
YHH TO CHYBA TYLE CO DO TEJ CZĘŚCI..
STWORZYŁAM ZAKŁADKĘ Z PYTANIAMI, ALE WIDZĘ ŻE NIE MACIE POTRZEBY Z NIEJ KORZYSTAĆ, WIĘC JĄ PO PROSTU ZA JAKIŚ CZAS WYKASUJE.
MACIE JAKIEŚ PROPOZYCJE CO DO ZAKŁADEK?
WRACAJĄC JESZCZE DO KOMENTARZY MYŚLĘ, ŻE JESTEM W STANIE ZROBIĆ COŚ TAKIEGO JAK BONUS.. JAŚNIEJ? WIĘC JEŻELI UDAŁOBY SIĘ WAM ZDOBYĆ 20 KOMENTARZY POD TYM POSTEM JA AUTOMATYCZNIE ZABIERAM SIĘ ZA DODANIE NOWEGO ROZDZIAŁU. MYŚLĘ ŻE WIECIE O CO MI CHODZI :)
PRZYGOTUJCIE SIĘ NA MAŁE ZMIANY SHHHH
MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
JAK BYŚCIE MOGLI PODZIELIĆ SIĘ MOIM BLOGIEM BYŁABYM WDZIĘCZNA :)
ILY :*:*
PRZYGOTUJCIE SIĘ NA MAŁE ZMIANY SHHHH
MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
JAK BYŚCIE MOGLI PODZIELIĆ SIĘ MOIM BLOGIEM BYŁABYM WDZIĘCZNA :)
ILY :*:*
niedziela, 9 marca 2014
Chapter 4
Urwany oddech ulatywał z moich ust, a odrętwiałe ciało
podtrzymywało się ściany, by nie upaść. Suchość w gardle, nie pozwalała ulecieć
choć jednemu słowu. Tylko oczy pozostawały przytomne, obserwując sytuacje,
która miała chwilę temu miejsce. Brunet nerwowo przeczesywał roztargane włosy,
oddalając się od mojej osoby.
- Ja-a... Ja.. - Dukał pod nosem.
Nie miałam okazji usłyszeć jeszcze tak niepewnego głosu
chłopaka. Zazwyczaj jego ton przybierał zimny nastrój, w żaden sposób nie mogąc
odczytać emocji, jakie chciał przekazać.
Kręcił głową coraz bardziej zbliżając się do drzwi.
Zachowywał się jakby nie potrafił uwierzyć, w to co właśnie zrobił. Dłonie
zaciśnięte w pięści oraz spięta sylwetka tym razem pokazywały stres.. Nie
złość. To był stres. W końcu kamienna maska, którą do tej pory się okrywał
uchyliła rąbek ludzkiej natury..
Otrząsnęłam się i puściłam ściany. Moje kończyny wydawały
się tak sztywne, że każdy ruch przysparzał mi niewielkie trudności. Kto by
pomyślał, iż tak może wpłynąć psychicznie jeden człowiek na drugiego, by jego
stan fizyczny zawahał się.
Szłam w stronę chłopaka, nie tracąc z nim kontaktu
wzrokowego. Jego tęczówki uciekały po całym pomieszczeniu, byleby unikać mojego
zasięgu.
- Liam? Liam wszystko jest ok. - Starałam się go uspokoić,
choć może bardziej siebie.
Nie ukrywałam, że tego najmniej się spodziewałam. Oczywiście
okazałam się idiotką ślepo mydląc sobie oczy tym, iż ta prac nie jest ,aż taka
niebezpieczna jak się wydawała.
- Nie. - Burknął Payne.
Trzymał się kurczowo klamki.
Zmarszczyłam czoło zdziwiona jego nienaturalnym zachowaniem.
Zmniejszałam odległość między nami, na co jego mięśnie jeszcze bardziej
napinały się pod materiałem pomarańczowego uniformu.
- Nie proszę.. - Niemal zawył, a ja onieśmielona stanęłam
czekając.
- Nic się nie stało. - Mówiłam pewnie, chcąc go rozluźnić.
- Zrobiłem ci krzywdę. - Szeptał.
- Nic mi nie zrobiłeś. Poniosło cię to normalne. -
Tłumaczyłam, ciągle patrząc pocieszająco w jego stronę.
- Nie..
- Liam jestem z tobą słyszysz? Nic mi nie zrobiłeś. Nie mam
ci tego za złe.
- Ja-a ja nie chciałem Rue..
- Wiem, że nie chciałeś już w porządku. Chcesz to na dziś
skończyć? - Spytałam delikatnie.
Zwątpienie wymalowało się na twarzy chłopaka. Widząc to
doszłam do wniosku, iż to koniec dzisiejszej terapii, więc odwróciłam się na
pięcie i schowałam papiery do biurka. Jednak nie usłyszałam zamykania drzwi, a
gdy odwróciłam się ponownie zobaczyłam go siedzącego na poprzednim miejscu i
wytrwale czekającego na dalszy bieg wydarzeń. Zaskoczona uśmiechnęłam się w
jego stronę, nie ukrywając tego jak bardzo nie liczyłam na takie nastawienie. Wiedziałam,
że czas się kończy, jednak postanowiłam zmienić trochę zasady gry.
- Poczekaj jeszcze chwilkę. - Rzuciłam w jego stronę szybko
wychylając się z gabinetu.
Kiedy dostrzegłam jednego ze strażników oznajmiłam mu o
przydłużeniu wizyty więźnia. Musiałam poświęcić mu swobodę i czas, w końcu to
on chciał nareszcie się otworzyć, a moim zadaniem było zrobić wszystko by go
wysłuchać. Gdy już wróciłam z powrotem usiadłam na fotelu i odetchnęłam z ulgą.
To co miało nastąpić było chyba najgorszą częścią mojej kariery.
Dłuższe czekanie oraz odwlekanie tej rozmowy nie miało sensu. On męczył się dłuższym duszeniem tego w sobie. Ja cierpiałam widząc to
jak się "truł" własnymi myślami. Cokolwiek zrobił nie był taki zły.
Kogokolwiek nie zabił musiał mieć powód. Ustanowiłam w swojej głowię po kolei
przebieg i rygor takich terapii. Rozsadowiłam się na siedzisku podkurczając
nogi pod brodę, próbując jakoś rozluźnić całe zdenerwowanie.
Payne ślepo patrzył w okno, bawiąc się palcami.
Czekałam na to by pierwszy zaczął mówić. Z jednej strony
może to się wydawać głupie, ale mi chodziło oto, aby sam zaczął swoją wypowiedź
bez zbędnych moich wymuszeń.
Cisza panująca w pomieszczeniu tylko podnosiła napięcie.
Jedynie zegar wystukiwał leniwie kolejne sekundy wyciągając tą chwilę w
nieskończoność. Byłam przekonana, że teraz już się nie podda tak łatwo.
Minęło kilkanaście minut zanim wykrztusił pierwsze słowa.
- Z-zabiłem. Zabiłem tak po prostu. Przyszło z czasem.
Planowałem to od paru lat, nie mogąc się doczekać, kiedy to zrobię. Zemścić
się. Dać ból, który odbił piętno na wszystkich wokół tylko nie na nim..
Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że wstrzymałam
oddech.
- Zasłużył. On zasłużył.
- Liam zemsta do niczego nie prowadzi uwierz. Zawsze jest
inne rozwiązanie, tylko trzeba je znaleźć. Czasami warto wybaczyć, bo to jest
właśnie wyzwanie. Łaska dla drugiej osoby jest dla niej tak samo bolesna jak i
zranienie fizyczne wiesz? - Słuchał uważnie i tym razem panował nad sobą. -
Może warto nad tym się głębiej zastanowić?
- Nie rozumiesz! - Krzyknął gwałtownie wstając, lecz zaraz z
powrotem usiadł ciężko oddychając. Walczył.
- Chcę zrozumieć, pozwól mi to zrozumieć.
- To to był mój ojciec..
- Kto?
- Zabiłem go.
Przełknęłam głośno ślinę.
Zabił swojego ojca. Zabił swojego ojca. Jezu on zabił
swojego ojca. Czy byłabym gotowa zabić własnego? Nie to nie możliwe..
- Masz mnie za jakiegoś potwora co?
- Nie. Ja chcę cię zrozumieć. - Trwałam dalej w tym samym.
Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Nie miałam nic
przeciwko. Skoro miało mu to pomóc się rozładować..
- On. On był okropny...
- Mów Liam jest dobrze.. - Zachęcałam go.
Każdego dnia milion łez wydanych z twojego powodu.
Nie mówiłeś.
Nie pisałeś.
Nie dzwoniłeś.
Nie widziałeś.
Nie było cię.
Zapomniałeś?
Może po prostu uniknąłeś problemu, balastu.
Czy było ci lepiej?
Czemu nie pomogłeś?
Łatwiej zacząć od nowa prawda?
Łatwiej zostawić niepotrzebne ci rzeczy z tyłu.
Nie dając powodu by znienawidzić.
Opuszczając bez słowa.
Opuszczając jednocześnie wyrywając część serca.
Bo tak lepiej.
Mały chłopiec czekał
każdego dnia na twój powrót.
Czekał na rodzicielski
uścisk.
Czekał na Twoją twarz.
Czekał na Twój
uśmiech.
Czekał by usłyszeć
zwykłe "Kocham cię synku. Tak jestem z ciebie dumny."
Czekał na cokolwiek.
Czekał na Ciebie.
Czy był głupi?
Nie był wielki.
Dlaczego?
Bo wierzył w coś co
było nierealne.
Właśnie. Wierzył.
Co pozostaje po
wierzę, gdy wszystko się zapada.
Nic.
Mały chłopiec z
wielkimi marzeniami.
Marzeniami tak
prostymi, ale nie do wykonania.
Chciał miłości, uwagi.
A jedyną rzeczą jaką
otrzymał był ból.
Minął rok.
Sześcioletni chłopczyk
dzielnie wypatrywał sylwetki tatusia z okna swojego pokoiku.
Pełen wigoru. Nadziei
na lepsze jutro. Machał przechodnim pokazując rząd białych ząbków.
Taki szczęśliwy..
Dziesięcioletni
chłopiec ze smutkiem patrzy na fotografię dziecka i taty. Urania łzę, a ona
leniwie spływa po już zakurzonym zdjęciu. Zmęczony życiem. Choć młody ,nie ma
już na nic ochoty.
Pyta "Gdzie jesteś". Lecz nikt nie
odpowiada. Podchodzi do okna, ale znowu nikt nie przychodzi..
Czternastoletni
chłopak z nienawiścią spogląda na stary zniszczony latawiec. Wspomnienia wracają..
Wstaję i chwyta przedmiot wyrzucając go przez
okno. Rzuca się na łóżko i krzyczy "Nienawidzę cię!". Skurczony leży
starając się zapomnieć. Ale czym bardziej się stara wymazać to z pamięci, tym
bardziej cierpi.
Czym zawinił?
- .... Zostawił nas. Bez powodu. - Uciął.
- Liam.. Powiedz całą prawdę.. - Naciskałam. To był moment w
którym musiałam mu pomóc.
Oparł się o szafkę.
- Pojawił się on. Mój ojczym. Matka przyprowadziła go z dnia
na dzień. Kazała się przystosować do nowego "tatusia" - Prychnął z
wyraźnym bólem. - W ogóle jej nie było. Na całe dnie i noce zostawiała mnie i
siostrę z tym pierdolonym potworem. - Uderzył w ścianę jednocześnie wydając z
siebie zduszony krzyk.
Domyślałam się, że ta historia nie dotyczy biednego
zranionego chłopca bez krzty czułości. Co również wydawało się okropne.
Jednakże to miało głębszy sens..
Podniosłam się i stanęłam za chłopakiem, który stał twarzą
do ściany. Położyłam nie pewnie dłoń na jego plecach delikatnie je masując.
Sama nie wiedziałam czemu w tedy obrałam taki sposób jego ujarzmienia, a nie
inny.
Drgnął pod moim dotykiem.
- Co on zrobił? - Brnęłam, jeżdżąc dalej wzdłuż jego
kręgosłupa.
- Nie proszę..
- Dasz radę. Jestem tu.
Stanął twarzą w twarz ze mną, w tedy dopiero zobaczyłam, że
jego oczy wypełnione są.. łzami? Sama byłam zdumiona..
- To potwór.. - Dyszał. Zaczął się trząść. - Potwór Rue.
Przed oczami przemknęły mi obrazy małego niewinnego chłopca
cierpiącego przez złych ludzi. Płaczącego w kącie i proszącego o pomoc. A
jedyne co dostawał to kolejne powody do smutku.
Tak bardzo chciałam go przytulić. Nie mogłam. Żadnych gestów
w pracy psychologa.. Zawiązywanie głębszych więzi było wręcz zakazane.
- Czy on ci zrobił krzywdę? Czy on zrobił wam krzywdę?
Momentalnie się odsunął tym samym strącając moją dłoń
znajdującą się na nim i podszedł do okna.
Milczenie..
- Li..
- Tak. - Ledwo słyszalnie wypowiedział to słowo, którego tak
strasznie się obawiałam. - On.. On.. Ja nie chciałem. Ale..
- Nie musisz. - Przerwałam mu.
- On ją dotykał. Moją Ruth. Chciałem ją bronić. Byłem małym
nieznaczącym nic gówniarzem. Krzyczała. Tak strasznie krzyczała. Nikt nie słyszał.
Bałem się czegokolwiek powiedzieć matce. I tak nie wierzyła w nic co naruszyło
w jakiś negatywny sposób JEGO. Zawsze zamykał mnie w tedy w łazience albo
czekał jak zasnę. Wszystko słyszałem.. -
Uderzył pięścią o płaszczyznę. - Gdyby ojciec nie odszedł uratowałby ją
uratowałby.. mnie. - Po jego policzku spłynęła samotna łza, pozostawiając po
sobie mokrą smugę.
Ja sama przygryzałam wargę, by nie rozryczeć się jak dziecko
w jego obecności. Nie tego się spodziewałam. To nie była cała historia.. To
nawet nie była jej część..
Ból w klatce piersiowej nasilił się, gdy kolejne
niekontrolowane słone kropelki uwolniły się z jego oczu. Nie powstrzymywał
ich..
- Ona też nic nie widziała... Zostaliśmy sami. Zostałem sam.
Ruth nie wytrzymała..
- Ruth?! Ruth gdzie
jesteś? Wróciłem! - Krzyczał z holu chłopiec z piłką w ręce.
Przejrzał każdy kąt,
jednak jej nigdzie nie było.
- Ruth to nie jest
śmieszne!
Zawsze przychodziła,
by się przywitać.
Wszedł cichutko po
schodach, jednak dwa ostatnie nieprzyjemne skrzypnęły drażniąc jego uszy.
Westchnął zmarnowany i w duchu modlił się, oto by ojczyma nie było w domu. Ku
jego szczęściu nie było go. Jednak nieobecność siostry wzbudzała w nim
niepokój.
- Musisz mi to robić?
Nie możesz po prostu wyjść?
Zirytowany doszedł do
jej pokoju i pewnie chwycił za klamkę otwierając drzwi na oścież.
To co zobaczył było
tak wielkim wstrząsem, iż przez długi czas stał w miejscu nie mogąc
wypowiedzieć żadnego słowa. Drgnął i pędem rzucił się do łóżka, na którym
leżało blade ciałko jego siostry. Sine podkrążone oczy, które miały się już nie
otworzyć.. W ręku puste pudełko tabletek nasennych.
- Ruth nie!! - Trząsł
ciałem.
Szlochał przytulając
ciało siostry. Sprawdzał tętno. Brak.
- Proszę obudź się.. -
Szeptał w jej blond włosy. - Nie zostawiaj mnie samego.. Nie chcę być sam.
Nie słyszała. Spała.
Na zawsze.
Ocierałam dłońmi kolejny potok łez spływających po twarzy. Im bardziej poznawałam jego przeszłość tym bardziej chciałam cofnąć czas i uratować go przed tym gównem, które przeżył.
Chłopak ocierał już opuchnięte oczy dalej kontynuując..
- Lekarze mówili, że jej serce przestało bić godzinę przed moim przyjściem. Spóźniłem się. To moja wina.. - Jego głos był coraz słabszy, a moje serce niemal krajało się na jego widok.
- To nie ty tu zawiniłeś. - Wsparłam go.
- Moja. Tamtego dnia zostałem dłużej na treningu. Gdybym wrócił wcześniej powstrzymałbym ją.
- Nie byłeś nawet powodem.
Pociągnęłam mało atrakcyjnie nosem i wytarłam mokre policzki.
- Ile miałeś w tedy lat? - Spytałam nieśmiało.
- Trzynaście.. - Wziął głębszy wdech - Dużo się zmieniło po śmierci Ruth. - Uciął.
Doszłam do wniosku, że to już przeszłość, której dzisiaj nie poruszymy, ale może to i lepiej..
- Jakiś rok temu odnalazłem ojca. Zebrałem parę informacji. Przechadzałem się koło jego willi. Najgorsze było to, że on ustatkował się. Żył w luksusie, kiedy my żyliśmy z dnia na dzień codziennie witając kolegę komornika u drzwi. On się bawił wspaniale, kiedy u nas działo się najgorsze. Pierdolony egoista. - Warknął - Ciosem ostatecznym było to, gdy dowiedziałem się że założył rodzinne. Przecież już ją miał. Miał żonę, córkę i syna rok młodszego ode mnie rozumiesz?
Miał romans..
- Wspaniały tatuś. - Zaśmiał się bardziej na skraju płaczu niż śmiechu. - Tego dnia wiedziałem czego tak na prawdę chcę. Zemsty. Chwyciłem pierwszy lepszy nóż. Zakradłem się pod dom. Czekałem jak wróci z nocnej zmiany. Potem wszystko szło jak po maśle..
- Cześć tatusiu - Zawołał rozwścieczony brunet podchodząc bliżej postawnego mężczyzny.
- Liam to ty? - Zapytał z nadzieją.
- Wow może przejdźmy od razu do sceny, kiedy to cię przytulam i mówię jak cię strasznie kocham co?
Ojciec zmierzył chłopaka podejrzanym wzrokiem. Ledwo poznał rysy syna pod tym ciemnym kapturem, nie licząc ciemności jakie panowały o tak późnej porze.
- Tęskniłem.
- Ty tęskniłeś?! - Wrzasnął
- Nie widziałem cię tyle czasu synku.
- Synku? Czy ty siebie słyszysz?! Nie było cię przez tyle lat nawet nie próbowałeś się z nami skontaktować! - Coraz bliżej...
- Uspokój się nie marnujmy tej chwili. Co u Ruth?
Chłopak zamachnął się, uderzając ojca pięścią w brzuch. Rodziciel zatoczył się uderzając o maskę samochodu.
- Nie żyję od siedmiu lat! Szczęśliwy?! - Wymierzył kolejny cios.
- Przestań chłopcze co ty robisz? Bredzisz!
- Gdzie byłeś?! Potrzebowaliśmy cię! - Wyjął ostre narzędzie wbijając w osobę znaczącą kiedyś więcej niż reszta świata. On był jego światem..
- Wiesz co powiedział mi przed śmiercią? Że mnie kocha, przeprasza i wie że zawinił, ale zawiódł się na mnie. - Zaszlochał.
Sztylet prosto w serce..
- Liam.. Przykro mi. - Odezwałam się cicho, znajdując się obok niego delikatnie gładząc jego łopatki.
- Czemu ci przykro zniszczyłem sobie całe życie. Zniszczyłem je innym i kto wie komu jeszcze zniszczę. Nie zasługuję by żyć.
- Nie mów tak! - Chwyciłam podbródek Payn'a, w celu spojrzenia mu w oczy. - Jesteś wspaniały to inni zniszczyli ci życie rozumiesz?
- Nie znasz mnie. - Znowu mnie odtrącił.
- Czekam.
- Chcesz zrozumieć mordercę? Wiesz że to niedorzeczne?
- To jestem, więc niedorzeczna bo zrozumiem.
- Jesteś uparta i głupia! - Wyrzucił zirytowany ręce w powietrze.
- Możliwe.
- Nie chciałem.
- Masz rację czemu zaprzeczasz? - Odwróciłam się niewzruszona i sięgnęłam po stos papierów, żeby ogarnąć choć ich część. Nagle poczułam ciepły oddech na karku.
- Pomóż mi.. - Szepnął w prost do mojego ucha. Kładąc dłonie na biodrach, przekręcając.
Jego tęczówki niemal błagały. W ich głębi zapalały się iskierki.
Czułam jak nieznane ciepło rozlewa się w moim brzuchu,
nadając nieznanej dotąd energii. Jego dłonie tak idealnie pasowały ciała.. Jak
głupio to brzmiało? Wyczekiwał odpowiedzi, a ja nie potrafiłam ułożyć
poprawnych słów w całość, bo moją uwagę przykuwały ręce podtrzymujące w tamtej
chwili moje biodra. Plus głębokie czekoladowe oczy, które grzechem byłoby
uznać za fałszywe, a co dopiero częścią więźnia jednego z aresztów.. Kim on
był? Zmienny jak tutejsza pogoda? To zbyt delikatne określenie. Skrajność w
której trwał była tak głęboka, że i ja sama nie mogłam się w niej odnaleźć. Z
rozpaczy smutku i niemal depresyjnej postawy do pewnego siebie, niepohamowanego
chłopaka.
Śledziłam lekko zaczerwienione oczy pacjenta, nie mogąc
nacieszyć się obecnością ich aż tak blisko mnie.. Czy ja bredziłam? Może.
Jednak ten stan mógł odwiedzać mnie częściej. Poddawałam się mu całkowicie, bo
sprawiał że życie nabierało nowej barwy tęczy.
Jego palce przyjechały po moim policzku.
- Pomożesz? - Spytał cicho.
- Pomogę.
Twarz chłopaka nachylała się niemal stykając już z moją...
Moment...
Tylko moment...
Głośny dźwięk dzwonka rozległ po całym budynku, zakłócając
jakakolwiek miła atmosferę jaka miała miejsce. Tak właściwie to co w ogóle
miało? Liam speszony oddalił się patrząc na otwierające drzwi. Głowa strażnika
wychyliła się zza nich, a ja chyba nigdy nie zapragnęłam tak bardzo kogoś
wykastrować. Ale czemu? Nie wiem.
- Czas - oznajmił pracownik i chwycił za ramię Payn'a.
- Do widzenia Rue - Uśmiechnął się delikatnie
- Pa Liam - Pomachałam zanim znikli za powłoką.
Co to było? W sensie ten dzień. Liam. Wspomnienia. To chyba
za dużo nawet jak na psychologa..
Miałam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej..
#Liam
Krople deszczu wystukiwały o dach uspokajając moje
roztargane nerwy. Nie pomagały. Chciałem żyć inaczej. Zawsze chciałem. Bez
zbędnych potyczek i tych wszystkich problemów. Jakoś do tej pory trzymałem się
w pionie. Ostatnio nie miałem siły. Wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Sam
nie wiedziałem czy to gorzej czy może wręcz odwrotnie. Po rozmowie z Rue
poczułem się... Inaczej. Mogąc podzielić się własnym smutkiem jest lepiej, ale
nie byłem pewny czy chciałbym ją smucić. Nie kontrolowałem się, mogłem jej coś
zrobić. To cholernie złe, bo nad tym tak trudno panować.
Czułem się, jakby ktoś przywiązał mi do gardła sznur, a
jedyną ulgą na szyi było ciągnięcie za linę tym samym mając mniej powietrza.
Ciężar, którego chcesz się za wszelką cenę pozbyć.. Choćby na chwilę.
To co że się uśmiechasz skoro od środka obumierasz? To co że
masz powody do szczęścia skoro nie potrafisz się nimi cieszyć? Co jeśli ich nie
ma?
Usiadłem na twardym łóżku, które od sześciu miesięcy
sprawia, iż mój kręgosłup błaga o litość każdego ranka. Było cicho. Ciemno.
Było już dobrze po północy nawet strażnicy zrobili sobie przerwę. Czy lubiłem
to miejsce? Nie miałem na to pytanie odpowiedzi. Przyzwyczaiłem się. Tu czy
poza tym więzieniem moje życie było i tak do dupy.
Mój wzrok utkwił w wystającej śrubie łóżka. Błyszczała w
świetle księżyca, które ledwo wypadało przez maleńkie okno za kratami.
Przykucnąłem na ziemi zbliżając nadgarstek do śrubki.
Może przez ból fizyczny choć raz pozbył się tego
psychicznego? Kto powiedział że to zakazane czy dla mięczaków?
Tylko raz...
Skóra zderzyła się z ostrzem. Tarłem o nie, a ona coraz
bardziej piekła dając jednocześnie mi dotąd nieznaną ulgę. Kropelki krwi
leniwie spadały na podłogę rozmazując się w każdą stronę.
Tylko raz...
Za to że zabiłeś... Uderzyłeś, pokazałeś słabość, uroniłeś
łzę, choć obiecałeś że tego nie zrobisz, za to że jesteś - Mówił głos w głowie.
Nigdy...
"Kropla krwi, jedna łza jako lekarstwo i moc na nowy
dzień"
HEJ HEJ ZNOWU MNIE GONIĄ GRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR!!
PEWNIE MACIE NIEDOSYT O TĄ PERSPEKTYWĘ LIAMA, ALE TO TYLKO WSTĘP,WIĘC SPOKOJNIE CÓŻ NIE WIEM CO NAPISAĆ HYHY.
OKEJ MUSZĘ LECIEĆ NA ROMANS Z HISTORIĄ ;______________________;
NIECH MAJONEZ MA MNIE W OPIECE!!
CÓŻ CZEKAM NA WASZE PYTANIA BO ZAKŁADKA JEST, ALE NIKT NIE PYTA :/
PAMIĘTAJCIE O KOMENTOWANIU!! BO TO NAJWAŻNIEJSZE :)
MAM DUŻO WENY WIĘC JAK ZNAJDĘ CZAS TO MOŻE DODAM WCZEŚNIEJ NIE OBIECUJE!! ALE MOŻE COŚ TAM WYSKROBIĘ!!
DZIELCIE SIĘ OPINIAMI ITD :)
ZAWIJAM KIECĘ I LECĘ JEŚLI MACIE JAKIŚ POMYSŁ CO DO BLOGA TO ŚMIAŁO PODSŁYŁAJCIE MI POMYSŁY!!
OK SERIO LECĘ PAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA KOCHAM WAS I DZIĘKUJE ZA TE KOMENTARZE! <3
POZDRAWIAM MADŻONEZ!! XX
(ZNOWU NIE ZDĄŻYŁAM BŁĘDÓW SPRAWDZIĆ >.<)
Subskrybuj:
Posty (Atom)