wtorek, 8 lipca 2014

Chapter 17






Rozkładałam po kolei papiery na biurku, nie chcąc dalej tkwić w tym burdelu jakie przez ostatnie dni mi się nagromadził.
W porównaniu do poprzedniego dnia dziś słońce wpadało do pokoju rozświetlając smugami promieni cały pokój i rzucając cień krat, które znajdowały się za oknem.
Byłam we własnej małej celi. 
Nie miałam okazji przyjąć żadnego pacjenta ani zobaczyć się z Li, gdyż przyszłam nieco później i w momencie, kiedy przybyłam cała grupa znajdywała się na stołówce.

Gdzieś w dole mojego brzucha rodziła się ekscytacja i niedoczekanie, gdy w końcu zobaczę chłopaka.
Czas jaki mieliśmy był nadal zbyt krótki, by chociażby zaspokoić moje potrzeby.
Chciałam budzić się każdego ranka chwilę przed nim by widzieć jego spokojny i uśpiony wyraz twarzy.
Być pierwszą osobą jaką widzi, kiedy się budzi.
Móc zrobić swoje przeciętne naleśniki na śniadanie i podziwiać jak jego malinowe usta dotykają miękkiego ciasta naleśników za każdym kęsem.
Zobaczyć jak jedna z konfitur pozostaje na jego wardze i  kciukiem zebrać ją, by móc chociażby poczuć delikatną skórę bruneta.

Siedzieć i po prostu patrzeć jak jest wolny. 
Bez tej całej obłączki rygoru i bezpieczeństwa na każdym kroku.
Bez kajdanek, krat.
Bez zobowiązań. 
Tylko ja i on. 

I chyba byłam żałosna układając sobie w głowie rzeczy jakie moglibyśmy robić, ale była to jedna z niewielu czynności jaka trzymała mnie na wodzy i nie pozwalała zatapiać się w smutku. 

Bo Liam był wciąż więźniem i siedział zamknięty w tym budynku. 

Ale przecież kiedyś odsiedzi swój wyrok prawda? 

Tak kiedy się już zestarzejesz.. - Podpowiadał cichutki głosik w mojej głowie, którego wcale wolałam nie słyszeć. 

To nie było tak, że ślepo patrzyłam w przyszłość. 
Ja wiedziałam, iż kiedyś nastąpi ten moment, kiedy on będzie wolny i w tedy wszelkie bariery znikną. 
Pozostawało pytanie kiedy? 

Drzwi gwałtownie się otworzyły, zaraz potem z trzaskiem uderzając o futrynę, przez co podskoczyłam wystraszona, zadzierając głowę znad sterty papierów. 
Sztywna postawa Liama podtrzymującego się ściany i ciężko dyszącego sprawiła, że rzuciłam się z krzesła by znaleźć się blisko niego. 
Klatka piersiowa chłopaka unosiła się i opadała ciężko, a jego usta szeroko otwarte nabierały wielkie pokłady powietrza zaraz głośno je wypuszczając. Jego ręce opierały się na ścianie przez co głowa opadała w dół, co również sprawiało że nie mogłam ujrzeć całej jego twarzy. 
Zdezorientowana położyłam dłoń na łopatce Payna i potarłam ją przez materiał, chcąc zwrócić na siebie uwagę. 

- Liam co się stało? - Przechyliłam się nieco 

Milczał. 

- Liam? - Powtórzyłam podchodząc bliżej, tak że niemal stykałam się swoim ciałem z jego nogami.

- Nienawidzę go! - Krzyknął, waląc w ścianę jednocześnie się prostując. 

Minęło dużo czasu od kąt widziałam go złego.
Stop.
On był wściekły.
Mogłam zobaczyć jak kąciki jego oczu zwężały  się, a sam ich kolor przybrał bardziej brunatny kolor. Wargi zaciskały się mocno niemal, pękając pod siłą jakie na nie wywierał. Włosy jak nigdy opadały mu lekko na czoło i były w totalnym nieładzie, co podkreślała linia potu na jego czole do której przyklejały się pojedyncze kosmyki włosów. 
Stał nade mną widocznie przewyższając mnie wzrostem i posturą, sprawiając że w jednej chwili poczułam się całkowicie bezbronna i niepewna osoby jaka stała tuż naprzeciw mnie, patrząc wściekłym wzorkiem. 
To był Liam. 
Mój Liam. 
Trochę zły.. 
Ale Liam. 
Przywołałam na myśl jego cwaniacki uśmiech podczas sesji i chichot jakim zaszczycał mnie, kiedy niespodziewanie całowałam go w policzek. 
Liam - Powtarzałam jak mantrę w głowie. 
Czego ja się bałam? 

Nie czekając dłużej przyciągnęłam do siebie pacjenta, otulając ramionami. Jego barki opadły, jakby w udręce, a głowa opadła tuż przy mojej szyi ciasno się w nią wtulając. 
Przeczesałam włosy chłopaka zatrzymując dłoń na karku.

- Kochanie co się stało ? - Drążyłam mówiąc szeptem, niczym matka do wystraszonego dziecka.

Wtulił się mocniej w moją szyję, wypuszczając powoli ciepłe powietrze tuż pod moim uchem, na co wzdrygnęłam się z powodu przechodzącego dreszczu w dół mojego kręgosłupa.
Dłonie zaplótł mocniej na dole moich pleców, sprawiając że nie było między nami ani cala przerwy.
Nerwowo zerknęłam na niezabezpieczone drzwi.
Nie mogłam go teraz odepchnąć, tylko po to by zastawić je krzesłem.
Na pewno każdy widział, że tu wszedł, więc nie było problemu żeby ktoś nas tu zastał.
Bynajmniej taką miałam nadzieję.

- Liam.. - Powiedziałam trochę ostrzej, podtrzymując go za boki i powoli odsuwając.

Kiedy już mogłam zobaczyć jego minę i zakłopotanie w oczach, zrobiło mi się automatycznie przykro, choć wcale nie była to moja wina to wciąż odczuwałam poczucie winy.

- Co jest? - Popatrzyłam na niego łagodnie

- Nienawidzę go - Wysyczał momentalnie z zagubionego, przemieniając się ponownie we wściekłego.

- Ej ej je spójrz na mnie - Przyciągnęłam jego twarz jednocześnie stawając na palcach, by móc chociaż odrobinę dorównać jego wzrostowi. - Kogo nienawidzisz? - Potarłam kciukiem linię jego szczeki.

- Tego nowego - Skrzywił się, jednak zachowując spokój.

- Nowy? - Zapytałam z zainteresowaniem - Nie wiedziałam, że przyjedzie już dziś

- Ta, cóż jesteś wielką szczęściarą - Powiedział ponuro - On jest.. - Plątanina obelg niczym z karabinu maszynowego opuszczała usta chłopaka, tak że sama zaczęłam się gubić w tym co mówił, ale podsumowując doszłam do wniosku, iż kimkolwiek był ten koleś, Liam zbytnio za nim nie przepadał.

Zwracając uwagę na to jak zachowuję się Payn, doszłam do wniosku że mimo iż nie znałam nowego więźnia już darzyłam go pewnego sposobu nienawiścią, co raczej wydawało się dość paradoksalne i niesprawiedliwe, bo wciąż go nie znałam.

- Powiesz mi czym cię tak wkurzył czy wolisz żebym sama to z niego wyciągnęła - Uśmiechnęłam się mimowolnie, chcąc poprawić humor pacjentowi.

Przełknął ciężko ślinę, wcale nie wydając się być rozbawiony moim żartem.

- Możesz mi o wszystkim mówić pamiętasz? - Przypomniałam mu z powagą nadal trwając z nim już w nieco luźniejszym uścisku.

Zażenowany opuścił głowę, przenosząc zainteresowanie na buty.

- On.. On zauważył moje rany - Wydukał zwięźle.

Cholera.
To rzecz, której najbardziej się obawiałam odkąd wrócił ze szpitala. Byłam gotowa, że stanie się to prędzej czy później i że pozostali mieszkańcy zakładu wyciągną tą sprawę na wierzch, jednak gdy to się nie stało byłam przekonana, iż cała sprawa ucichnie, a Liam na dobre będzie mógł o tym zapomnieć.
Jak bardzo się myliłam.
Gościu musiał mieć niezły tupet, by wyskakiwać z tym takim do człowieka, który miał widoczny problem.
To było jak śmianie się z osób otyłych, czy też chorych.
Co jest z tymi ludźmi nie tak?
Mimo że nie wciągnął mnie w ogóle w szczegóły tego, co się stało byłam niemal pewna, iż koleś upokorzył go.
Ale to były tylko moje przypuszczenia.
W każdym razie mężczyzna uraził go i byłam cholernie zła, bo nie potrafiłam mu z tym pomóc.

- Cokolwiek ci powiedział mówił pod wpływem złości i na pewno było to nieszczere. Nie przejmuj się nim.

- Łatwo ci mówić - Prychnął

- Przecież nie musicie sobie wchodzić w drogę

- Jest mały problem - Zawahał się, kołysząc na stopach. - Dzielę z nim cele - Mówił nad wyraz opanowanie, ale rysy jego twarzy jak najbardziej go zdradzały, napinając się choć na myśl o nowym.

- To niemożliwe. - Zszokowana opuściłam ramiona chłopaka i ruszyłam do drzwi zastawiając je w razie bezpieczeństwa, nie mogąc dłużej wytrzymać presji, gdy były one po prostu niemalże otwarte na wszytsko co tu się działo.

- A jednak - Usiadł ciężko na fotelu, przez co nóżki pisnęły na zbyt gwałtowne spotkanie z podłogą.

- Pogadam z Louisem i Paulem może da się coś zrobić - Oparłam się o biurko.

Nie to było niemożliwe, żebym pozwoliła na wspólne przebywanie tego drania w odległości mniejszej niż dziesięć metrów z Li.
Chwila stop ja go jeszcze nie znałam...
Ale i tak nie dam za wygraną.

- Gadałem już z nim - Westchnął, pocierając skronie.

- Czekaj co? Gadałeś z Tomlinsonem? - Domagałam się odpowiedzi zbita z tropu.

- Tak gadałem z nim - Powtórzył zirytowany

- I co on na to? - Przechyliłam głowę na bok, by móc przyjrzeć się dokładniej oskarżonemu.

- To nie hotel to więzienie nie ma już wolnych miejsc przykro mi - Zacytował piskliwym głosikiem, który prawdopodobnie miał przypominać głos Lou.

Stłumiłam chichot, zakrywając się aktami leżącymi na stoliku.
Pomimo, że sytuacja była dość napięta to sposób w jaki brązowooki naśladował strażnika był powalający.

- Nie wiem co robić Rue - Przyznał zrezygnowany  - Mam ochotę zrobić mu krzywdę, ale wiem czym się to może skończyć. Ja.. ja nie wiem czy wytrzymam.

Bolał mnie widok tak przybitego Liama.
Pragnęłam wziąć ponownie z jego barków ten ciężar i wrzucić go na siebie.

- Po prostu go zignoruj okej? - Usiadłam mu na kolanach nie prosząc o pozwolenie i musnęłam delikatnie jego wargi.

- Nie lituj się nade mną to wkurwiające - Jęknął, odsuwając mnie.

- Nie lituję się. Miałam ochotę cię pocałować ale skoro... - Podniosłam się urażona, jednak przytrzymał mnie wpił się mocno w moje usta, przygryzając mocno zębami skórę.

Zawsze był subtelny, ale w tedy wydawało się jakby przelał całą złość właśnie w ten pocałunek.
Nie przeszkadzał mi, wręcz przeciwnie.
Czasami uczucia są tak silne, że przelewamy je nawet w fizycznej sile.
Umiejscowiłam palce za jego uchem smyrając skórę tuż na linii włosów. Mruknął zadowolony, co też poczułam przez zadrżenie mojej wargi.
Nie potrzeba było nam słów.
Sam subtelny dotyk.
Każde muśnięcie, każdy ruch mówił niemym głosem, który stał się naszym prawdziwym słownikiem.

- Przepraszam - Szepnął stykając nasze nosy i czoła ze sobą

- Dasz radę - Rzekłam szczerze, mając dalej zamknięte oczy.

- Dam bo ty tak mówisz - Zaszczycił mnie pierwszy raz swoim chichotem, który wydawał się już tak odległy.

- Ej księżniczko wstydzisz się mnie czy jestem tak okropny, że na mnie nie patrzysz - Potarł swoim nosem o mój

- Księżniczko? - Otworzyłam rozbawiona powieki, napotykając głębie jego tęczówek wpatrujących się w prost w moje.

- Coś nie tak?

- Nie nic podoba mi się. Książę. - Zaakcentowałam wyraźnie łapiąc go na zawstydzonym rumieńcu, który zaraz potem oblał jego twarz. - To słodkie - Wychyliłam się nieco za fotel by przyjrzeć się dokładnie jego rumianej twarzy.

- Przestań - Zrobił młynka oczami

- Jesteś słodki - Stwierdziłam wtykając mu palec w policzek.

W tamtej chwili wyglądał już jak dorodny pomidor. Coraz bardziej podobał mi się ten stan, kiedy nie wie jak wybrnąć z sytuacji i stoi pod ścianą zmuszony na moją łaskę.

- Mogę być co najwyżej seksowny, ale nie słodki - Wydął usta jednocześnie unosząc swe brwi ku górze.



- Muszę cię zmartwić, ale bardziej przypominasz mi pluszowego misia niż seksownego grizli - Prychnęłam opadając na jego ramię. 

- Ja jestem seksownym grizli 

- Poczekaj.. - Podniosłam się z powagą wyszukując czegoś w jego twarzy - Nie.. Nadal przypominasz pluszowego misia - Przyznałam z udawanym skupieniem, skrobiąc brodę. 

- Przestań! - Krzyknął w kapitulacji. 




Nim się obejrzeliśmy czas jaki mieliśmy do wykorzystania minął i musiałam zgramolić się z ciała Liama, a zimno jakie otuliło mnie niemal od razu, sprawiało że miałam ochotę wrócić w jego ramiona i zostać jeszcze dłużej. 
Podniósł się niezręcznie stąpając ku drzwiom, żegnając się tylko cichym westchnięciem. 
Nastrój w jakim do mnie przyszedł widocznie zawitał do niego również przy wyjściu. 
Spuścił głowę, a gdy tylko chwycił za klamkę szybko opuścił pomieszczenie nawet nie zaszczycając mnie ostatnim spojrzeniem, które wydało mi się tak potrzebne. 

Oparłam głowę o zagłówek fotela, odwracając od siebie ciemne scenariusze ponownego spotkania mojego chłopaka z nowym gościem naszego aresztu. 
Co jeśli zrobią sobie krzywdę? 
Co jeśli ktoś posunie się za daleko? 
Co jeśli znowu.. 
Nie..
Obiecał że nigdy już nie zrobi sobie krzywdy. 
Obiecał. 

Cała euforia jaka przepływała w moich żyłach, prawie buchając w powietrze wyparowała jak za pstryknięciem palca, gdy tylko On wykroczył poza gabinet, zostawiając mnie samą. 

Ciekawość budowała się we mnie.
Z jednej strony chęć poznania nowego. 
Z drugiej jak najdłuższe unikanie osobnika, który przysparzał już problem zanim go zobaczyłam. 

A gdy już myślałam, że gorzej być nie może kolejny pacjent usadowił się wygodnie po drugiej stronię mojego biurka, wyczekując na kolejną sesję. 

- Hej - Odezwał się dość smutno głos Irlandczyka. 

Nie zaszczyciłam go nawet swoją uwagą, tylko dalej segregowałam akta co rusz składając na nich podpis w wyznaczonych dla mnie miejscach. 

- Ej nie gniewaj się. To był żart, przecież nikt się nawet nie domyślił o czym mówiłem. - Tłumaczył 

Milczę na wieki. 

- Oh no Ruuuuue - Przeciągnął - Masz dla mnie co nie co? - Rozchmurzył się nieco 

- Nie - Odpowiedziałam szybko 

- Jak to nie masz? - Oburzył się, masując po brzuchu. 

- Po prostu nie wzięłam okej? Przestań jęczeć jest wiele innych ważniejszych spraw Niall - Skarciłam go suro, jednak gdy mina blondyna posmutniała, wymierzyłam sobie policzek za takie zachowanie względem pacjenta - Wybacz.. 

Uniósł kącki ust pocieszająco. 

- Myślę że jestem w stanie ci wybaczyć - Odparł dumnie - Także widzę że miałaś czelność poznać naszego nowego współlokatora, bo wyglądasz na nieźle wkurzoną. 

- Nie właśnie nie i chyba mnie to martwi - Rzekłam przygryzając skuwkę długopisu 

- Nie masz się czym martwić im dłużej go nie widzisz tym lepiej dla ciebie. Takiego dupka jeszcze nie widziałem. 

- Sądząc po tym co powiedziałeś jesteście już dobrymi przyjaciółmi co? - Drażniłam go 

- Mam nadzieję, że ktoś walnie! - Eksplodował 

- Ty w ogóle z nim rozmawiałeś czy jego twarz jest tak kusząca, aby ją walnąć? 

- Jeżeli o to chodzi to tak ma taką twarz. Ale jest tak bardziej dlatego, że prawie staranował mnie na schodach drąc się że jestem pretensjonalnym dupkiem. Nawet nic mu nie zrobiłem! - Wyrzucił dłonie w buncie. 

- Sympatyczny - skitowałam - Jak wiele jest jeszcze poszkodowanych oprócz was dwoje? 

- Dwoje? 

- Tak Liam u mnie był... - Wyjaśniłam

- Ohh.. Na prawdę mi go szkoda. Ma go na wyciągnięcie ręki i widać, że zbytnio się nie lubią. - Przyznał równie zaniepokojony co ja. 

Zamilkliśmy na moment. 

- A odpowiadając na twoje pytanie. To uwierz mi sporo. Prawie każdy chcę go zabić. 

- Boże błagam Niall nie tak drastycznie - Zainterweniowałam. 

- Tylko mówię 

- Jakoś nie odliczam minut do poznania go. Z tego, co mówisz, wydaje się być całkowicie czarujący, ale nie chciałabym zacząć mojego jutrzejszego poranka będąc obrażaną. Jesteś pewien, że nie żartował i nie zrozumieliście tego źle? - Podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową. 

- Wątpię że on wie co to jest żart - Skrzywił się z obrzydzeniem. 

No pięknie, a miałam nadzieję iż to bawienie się w przedszkolankę tych dużych dzieci znajdzie swój kres.
Wracamy do punktu wyjścia. 

- Więc jak nazywa się nasz miły kolega? Louis przyniósł mi parę teczek i jestem pewna, że coś tu jest. 

Chyba wolałam sama poznać go przez czytanie druku niż zapoznać się z nim osobiście. 
Horan zaproponował parę sugestii jak mógłby nazywać się facet, nasuwając mi coraz to bardziej dziwaczne imiona, które wydawały mi się niemal skrajnymi przypadkami nazwania kota, a nie człowieka, ale grzecznie czekałam jak niebieskooki skończy swoje poezje i poda właściwe. 

- Joe coś ta.. Nie słyszałem jego nazwiska.

- Hmmm… -  Kartkowałam stertę papierów, które Lou mi sprezentował, szukając imienia. - Ach! No to mamy, to wygląda obiecująco.Joe Danielson.

Niall wyciągnął swoją szyję z nadzieją.

 - No dalej, obrzućmy go błotem. Co zrobił? Walnął emeryta? Potrącił psa? Okradł bank?

Zaśmiałam się słysząc propozycję Nialla.

- Jesteś wciąż w dobrym nastroju.

Wzruszył ramionami.

- Po prostu chcę, żeby zgnił w tym miejscu

Zatrzymując się w połowie przewracania strony, wróciłam do chłopaka

 - Też tu utknąłeś, wiesz. Na serio chcesz żyć w tym samym budynku, co ten koleś przez następne dziesięć lat?

Niall wykrzywił się.

 - Ugh, dobra uwaga. Okej, mam nadzieję, że zostaje tylko na noc. Może przejście na żółtym świetle? Palenie w autobusie?

- Nie ma tego dobrego. Diler i to pierwszej klasy. Jazda po pijanemu. Spowodowanie wypadku pod wpływem i ucieczka z miejsca zdarzenia. - Wymieniałam cmokając z dezaprobatą -  To jest interesujące!

- Co? - Podskoczył na fotelu

- Tu jest napisane, że jest tu też za ciężkie uszkodzenie ciała. Zaatakował grajka na rynku. Cóż, to jest po prostu czarujące, dokładnie takie.

- Och, Boże. Jaki idiota bije grajka! Nawet nie chcę wiedzieć na czym grał i czym został zaatakowany - Wzdrygnął się - Miejmy nadzieję, że to były cymbałki.

- Miło widzieć, że jesteś zatroskany o tego biednego pana  - powiedziałam łagodnie  - Tutaj pisze, że po tym, jak z nim skończył, musiał mieć operację rekonstrukcji twarz.

- To były twarde cymbałki.. - Mruknął ze wstrętem.

Chwyciłam w dłonie małe kwadratowe zdjęcie mojego przyszłego pacjenta.
Pierwsze co o nim bym powiedziała to to, że był idealnym wzorem złoczyńcy i więźniów jakich początkowo zamierzałam tu spotkać - co okazało się nie trafne. Jego głowa niemal błyszczała przez brak owłosienia, a kozia czarna bródka jaką sobie wyhodował wydawała się chyba niestety najbardziej miłą rzeczą na obrazku. O ile kłębek krzaczastego czegoś można nazwać miłym. Lazurowe wąskie oczy przysłonięte do połowy gęstymi brwiami i wachlarzem rzęs irytująco wpatrujące się w aparat. Nawet nie chciałam wyrażać tego jak bardzo współczułam fotografowi. Wzdłuż lewego policzka ciągnęła się głęboka rysa, a całą prawą stronę szyi, aż do obojczyka ozdabiał tatuaż niezbyt widoczny na zdjęciu, przez jego słabą jakość. Mały garbaty nos wydawał się kontrastować z wielkimi napuchniętymi ustami ani trochę nie wykrzywiającymi się w przyjaznym uśmiechu. Cała jego twarz zdawała się przypominać jedno wielkie wyrośnięte jajo z dodatkami.
Jednym słowem byłam przerażona.

- Jest taki odrażający na jakiego wygląda? - zapytałam, ostrożnie mierząc wzrokiem zdjęcie.

- Jest gorszy - obiecał

- Dzięki - Odparłam sarkastycznie

- Czas na mnie - Wstał - Życzę miłej współpracy - Pomachał z bananem na twarzy.

Powtórzył pożegnalny gest,  rzucając notatkom dotyczącym Joe kolejne pobieżne spojrzenie, zauważając słowa
“AGRESYWNY.ZACHOWYWAĆ OSTROŻNOŚĆ” napisane grubymi czarnymi literami widniały na pieczątce na górze drugiej strony.

Tak to początek niezapomnianej terapii.
Obym dożyła jej końca.


***

Cudem udało mi się uniknąć spotkania z Joe, aż do do następnego popołudnia kiedy to przeprowadzałam z Lou dyżur na stołówce.
Stałam przy wejściu uważnie szukając jednego z więźniów, kiedy go zobaczyłam serce opadło mi na dno żołądka, a płuca wydały się wstrzymać swą pracę.
Zmartwienie opanowało całe moje ciało, a chęć pobiegnięcia do przemęczonego Liama, który na pewno nie spał tej nocy, co było widoczne po ciemnych kręgach pod oczami i brakiem przytomności podczas spożywania posiłku. Unosił jedynie co parę minut swoją łyżkę i z obrzydzeniem przyciągał ją do ust. Następnie ciężko przełykał pokarm, wyglądając jakby zaraz miał zwymiotować i tak w kółko. 
Nialler złapał mnie wzorkiem i przeniósł go na obiekt, który wybrałam sobie do obserwowania. Pokręcił głową i odezwał się do Zayna siedzącego tuż na przeciw jego i zmienił swoje miejsce do sąsiedniego stolika w którym siedział samotny Payne. 
Farbowany blondyn rozpoczął rozmowę, jednak jego towarzysz ani nie śmiał się odezwać jedynie kiwając w zrozumieniu i od czasu do czasu, zaszczycając kontaktem wzrokowym.
Już chciałam iść bliżej w ich kierunku, z nadzieją że mogłabym podsłuchać o czym rozmawiają, lecz czyjaś dłoń przytrzymała mnie w miejscu, zmuszając do odwrócenia. 

- Najwyższy czas poznać nowego - Zawołał wesoło Lou 

O nie. 

- Boże muszę? 

- Jesteś jego terapeutką to nieuniknione wiesz? - Złożył w usta w dzióbek po jednej stronie, zdziwiony moja reakcją.  

- Wolałabym to odkładać w nieskończoność..

- Wiem Joe.. Jest trochę złośliwy.. 

- Trochę? - Zachłysnęłam się

- Skąd te podejrzenia?

- Czepiał się o blizny Liama - Wyznałam nieco ciszej 

- Oh... - Podrapał się po karku

- Chciałabym cię również prosić o przeniesienie go do innej kwatery 

- Chciałbym pomóc, ale to jest niemożliwe na chwilę obecną - Oznajmił z grymasem

- Dopiero co udało mi się go wyciągnąć na prostą, nie chcę żeby teraz wszystko miało się posypać..

- Pogadam z Paulem, ale wątpię czy to przejdzie

- Dzięki. 

- Okej skoro sobie to wyjaśniliśmy... HEJ JOE! - Wrzasnął ciągnąc mnie za sobą

- Louis! - syknęłam

Nim zdołałam wyrwać się stałam już na przeciw potężnego mężczyzny, siedzącego na ławce i z obojętnym wyrazem śledzącą moją sylwetkę. Jego pięści zacisnęły się, a ławka skrzypnęła, gdy z niej wstał górując znacząco nade mną i nie tylko, bo Tomlinson również wydawał się być okruszkiem przy mężczyźnie. 

- Joe to jest Rue twój psychiatra - Przedstawił mnie Lou z przeczepionym uśmiechem.

- Nie jestem psychiczny -Odburknął  

Głos jaki usłyszałam należał do dźwięków, jakie wolałbym unikać. Niska tonacja i chrypa nadawały mu mroczności, a ruch jego nad wyraz wielkich warg wydawał się zbyt dużym natłokiem myśli w mojej głowie. 

- Nikt tu nie jest obłąkany. Jestem tu od rozmów i pomocy w odnalezieniu siebie, a nie po to żeby stwierdzić obłąkany. - Odezwałam się pewnie.

Jesteś obłąkany tak czy inaczej..

- Nie muszę z tobą gadać - Rzucił - Jest tu mnóstwo wariatów o na przykład tamten - Wskazał ręką, a ja podążyłam za jego palce pokazującym Payna.

Przełknęłam ciężko ślinę i starałam się odkaszlnąć suchość, w gardle jaka się  jednym momencie tam nagromadziła.

- Jest jakimś samobójcą i przez całą noc nie zamykał oczu skanując mnie na wskorś i wysyłając przy tym najgorsze spojrzenie jakie widziałem.

Oh.

- Cóż.. sesję są nadal obowiązkowe - Wtrącił Louis

- Nie jestem szalony! - Wykrzyknął

- Skoro jesteś zdrowy to na pewno chętnie udowodnisz mi to podczas naszego spotkania prawda? Pa Lou - Zakończyłam odchodząc nim ktokolwiek zdążył mnie zatrzymać.

Wychodząc ze stołówki wróciłam wzorkiem do poprzedniego miejsca, lecz miejsce zajęte przez chłopaka o czekoladowych oczach było puste...





DZIEŃ DOBRY??
TAK DZIEŃ DOBRY JEST 4 RANO A JA SKOŃCZYŁAM PISAĆ ROZDZIAŁ. 
YEEEEE.
ZARAZ USNĘ NA LAPTOPIE. 
POINFORMUJE JAK BĘDĘ W STANIE I SIE OBUDZĘ :) 
WYBACZCIE. 
ZARAZ UMRĘ, ALE MUSZĘ NAPISAĆ NOTKĘ NIE? 
TAKŻE ZACZNĘ OD POCZATKU.. 
BŁĘDY NAPRAWIE JUTRO, A RACZEJ DZIŚ XD
NASTĘPNY ROZDZIAŁ TO TAJEMNICA. 
JEŻELI CHODZI O ŚWIĘTOWANIE 15 TYŚ WCIĄŻ NIE MAM AMBITNEGO POMYSŁU, ALE MYŚLĘ ŻE PO PROSTU WYNAGRODZĘ TO JAKIMŚ BONUSEM W POSTACI ROZDZIAŁÓW NO I.... 
CZEGOŚ JESZCZE, ALE NA RAZIE DOTRWAJMY DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU. 
HA HA HA HA WSZYSCY TERAZ MNIE PRZEKLINAJĄ, BO TO NIE HERI ROLNIK EROTOMAN.. 
CÓŻ JA W OGÓLE NIE MIAŁAM GO W PLANACH DAWAĆ JAKO WIĘŹNIA. 
UMIESZCZANIE TYCH 5 IDIOTÓW W JEDNYM BUDYNKU SKOŃCZYŁO BY SIE DRASTYCZNIE NIE OSZUKUJMY SIĘ :> 
ALE ABY ZASPOKOIĆ WASZE NERWY PRZYZNAM, ŻE HARRY KIEDYŚ ZNAJDZIE SWOJE MIEJSCE W CONVICTED :) 
MAM NADZIEJĘ, ŻE BARDZO SIĘ NIE ZAWIEDLIŚCIE. 
AAAAAAAAAAAAAAAAAA SPAAAĆ!
TAKŻE DOBRANOC IDĘ LULAĆ PRZEPRASZAM ŻE ZA TO NA GÓRZE.
IDZIEMY DALEEEEEEEEEEEJ.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

POZDRAWIAM MADŻONEZ/ @LOLOUNIA

poniedziałek, 7 lipca 2014

poślizg

poślizg nie zabijać mnie po prostu nie dodam w tej godzinie co trzeba <3
ale dziś także nie srać żarem bo to grozi pożarem kocham was idę włączyć mózg.

niedziela, 6 lipca 2014

Chapter 16



PRZECZYTAJ NOTATKĘ :) 


Chłód panujący w areszcie drażnił moją skórę, jakby wbijając w nią czubeczki szpilek, a zaraz potem gwałtownie je wyjmując i tak w kółko. Naciągnęłam rękawy kremowego wełnianego swetra, jaki dziś założyłam, starając się choć trochę uchronić przed zimnym przeciągiem wylatującym z głównych drzwi, aż dociągającego miejsca w jakim stałam.
Przez małe okienka dostawały się tylko małe smugi światła, które i tak zostawały przyćmiewane przez burzowe chmury, złośliwie pałaszujące niebo. Drobne kropelki odbijały się od parapetu, niechlujnie pozostawiając mokre smugi na oknach, które swoją drogą i tak do czystych nie należały, ale kto oczekiwał nieskazitelnej czystości w zakładzie zamkniętym?
No właśnie.

Nachyliłam się nad automatem i chwyciłam kubeczek nad którym unosiła się delikatna obłączka spowodowana temperaturą cieczy. Łapczywie wzięłam pierwszy łyk, chcąc jak najszybciej rozbudzić organizm, który wciąż duchem tkwił między łóżkiem, a ciepłą kołdrą niczym nie równającą się z tym zimnym budynkiem.
Dzisiejszy klimat jaki tu panował znakomicie odzwierciedlał to miejsce, przynajmniej poniekąd.
Jednakże ja wciąż wiedziałam, że nic nie wydaję się tak złe.
Przynajmniej nie jeżeli znajdzie się tu swój promyczek szczęścia.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, idąc z kawą do sali w jakiej wyznaczono mi dzisiejszą sesję.
Oszukałabym siebie wmawiając, iż ten "promyczek" czy jakkolwiek ktoś chciałby nazwać powód swojego szczęścia i jedną z nie wielu nieustających korzyści własnego życia, nie dotyczył Liama.
Jasne że go dotyczył.

W ciągu ostatnich dni moje poczucie szczęścia zaczęło coraz bardziej sięgać zenitu, co również również przełożyło się na moją pracę.
Owszem mimo paru komplikacji w postaci drobnej kłótni między Niallem i jego współlokatorem, który stwierdził, iż dłużej nie wytrzyma w jednej celi z Irlandczykiem, rzekomo, próbującym wtargnąć na jego żywot podczas zabijania owada przypadkowo fruwającego na jego głową. Co skończyło się długą pogadanką na jednej z terapii oraz kolejną falą kłótni między dwojgiem więźniów, w czasie której wymienili się wiązanką przemiłych komplementów na temat formacji swoich twarzy, co było na prawdę interesujące i na prawdę żałuje, że nie zapisałam sobie połowy tych słów w dzienniku, bo moja kartoteka zapewne stałaby się o wiele bardziej fascynująca.
Jednego byłam pewna, gdy już skończą swoją odsiatkę, mogą związać swoje przyszłe życie i karierę z poezją lub kartkami okolicznościowymi.
Jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że te kartki mogłyby nieco wybuchowo wpłynąć na społeczeństwo, a ja sama wolałabym uniknąć takowego prezentu.

Całą tą sprzeczkę postawiliśmy wraz z Paulem pod znakiem zapytania, gdyż w więzieniu na chwilę obecną nie było wolnych pomieszczeń w których moglibyśmy ulokować farbowanego blondyna, więc byli skazani na siebie i pokładałam wielkie nadzieję, iż nie rozniosą budynku, a tym bardziej nie rozszarpią się na oczach innych, dawając darmowy pokaz.

Przywitałam się skinięciem głowy, stając pod powłoką grubych szarych drzwi.

- Pamiętaj że tu jesteśmy - Odezwał się Louis ze spokojem, wskazując na swojego kolegę obok.

Naprowadziłam swoją dłoń i zaraz potem ulokowałam ją na klamce.
Zerknęłam jeszcze na Lou, chcąc bardziej uspokoić go niż siebie, widząc niepokój w jego oczach.

- Spokojnie wiem co robię. Zresztą to nie pierwszy raz - Mrugnęłam do niego wesoło.

Przeczesał dłonią swoje nieokiełznane włosy, spadające na czoło.

- Nadal nie wierzę, że to ja cię tu wpychałem jakiś czas temu - Skitował opierając się o framugę.

- To chyba dobrze, że nie pożegnaliśmy się zbyt wcześnie nie? - Uniosłam brew, udając zawiedzioną próbą jego wyjawienia w brak moje siły.

- Oh wiesz zawsze mogłaś zostać zamordowana teczką akt przez swojego psychicznego pacjenta twierdzącego, że musi uratować świat przed zagładą małp czy coś w tym stylu nie? - Potarł brodę z fascynacją, doszukując się olśnienia w suficie.

- Osioł - Prychnęłam, zostawiając go i tym samym otwierając drzwi.

W tym pomieszczeniu wydawało się być nieco cieplej, może dlatego iż było po prostu dość małe i nie pamiętałam by kiedykolwiek miało otwierane okna?
Oślepiające lampy znowu chciały wypalić moje oczy, przez co przez chwilę walczyłam z odzyskaniem dokładnej widoczności, by złapać coś więcej oprócz kontur i małych zarysów.
Zdecydowanie byłam zdeterminowana powyjmować im stąd żarówki, choćby zaraz jednak musiałam pozostawić resztki przyzwoitości i pozostawić je na miejscu, choćby dlatego że nie miałam prawa robić jakichkolwiek zmian w pomieszczeniu, które za grosz nie należało do mnie.
Kiedy już odzyskałam poczucie stanu w jakim się znajdowałam, podeszłam bliżej stawając na środku pokoju.

- Hej chłopcy - Niemal zaświergotałam, uśmiechając się w stronę mężczyzn, których twarze dobrze kojarzyłam ze spotkań.

Chłopcy. Tak trochę to dziwne, ale w końcu ich wiek nie był jakoś bardzo przesadzony i wciąż wydawali się chłopcami w ciałach dojrzałych mężczyzn.
Nie bierzmy do siebie zbyt bardzo słowa dojrzali.
W każdym razie lubiłam ich nazywać moimi chłopcami.
W końcu nie trzeba było mi wiele czasu, bym mocno się z nimi związała.
Prawda nie wszyscy byli tak miło nastawieni jak chociażby Niall, ale każdego z nas łączyła jakaś przyjemna więź i ja jak i oni czuliśmy się w swoim towarzystwie komfortowo oraz na tyle dobrze by od czasu, do czasu pogadać o swoich problemach.
Rzecz jasna oni mi.
To byłoby dość nie na miejscu, gdybym mówiła o swoich zmartwieniach więźniom, jako ich psycholog.
Nawet z Zaynem nawiązałam dobry kontakt.
Mogłam uznać to za sukces.
Pomimo tego, że wciąż zbytnio nie wprowadzał mnie w tematy jego oskarżenia i całej tej otoczki z jego ciemną stroną, to wciąż mieliśmy sporo tematów do rozmów, a w głębi wiedziałam, iż nadejdzie moment, kiedy wszystko mi opowie.
Zayn to raczej typ człowieka, który zabiera swoje tajemnice do grobu,  przykre sytuacje zakopuje pod skórą tak głęboko, że i on sam zapomina o ich istnieniu czasami odczuwając nieprzyjemne pieczenie, przypominające o  ukrytej przeszłości.

Skąd ja to znam..

Może i to dziwne, ale pod względem naszej ukrytej części usposobienia byliśmy bardzo podobni do siebie. Nawet wydawało mi się, że lepiej rozumiem go niż innych, a może po prostu mi się wydawało, lecz to było tak znajome.


- To nasze drugie spotkanie - Klasnęłam w dłonie, zwracając się do rzędu krzeseł ustawionych w pół okręgu. - Mam nadzieje, że i tym razem przez to przebrniemy. W razie czegoś pamiętajmy o mojej szykownej izolatce, która chętnie was przyjmie w zacisze swych ścian. - Mówiłam skanując po kolei z każdą z osób, aż to dotarłam do bruneta o czekoladowych oczach z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.

Moje serce zakołatało szybciej i szczerze miałam nadzieję, że nikt nie słyszał tego jak bardzo mój oddech przyśpieszył odbijając się od sufitu, aż po podłogę.
Spuściłam wzrok na buty, chwile potem otrząsając się z transu.
Przypomniałam sobie o kubku z napojem, natrętnie parzącym moje opuszki palców. Wzięłam łyka, próbując przełknąć gulę narastającą w moim gardle.

- Także.. - Zaczęłam, odstawiając kawę na mały biały stoliczek, stojący przy ścianie.

Serio czasami miałam wrażenie, że jesteśmy w jakimś zakładzie dla psychicznie chorych, a nie zakładzie zamkniętym dla oskarżonych. Prawdopodobnie zdradzało nas posiadanie klamek i zdrowi psychicznie - po części - pacjenci.

- Będziemy dziś mówić o tolerancji - Oznajmiłam - O nie patrzcie tak na mnie ja tylko wykonuję swoją pracę - Uniosłam w obronie dłonie, zauważając ich przerażenie prędzej przybliżone do zażenowania i znudzenia - Obiecuję, że nie będę zbytnio przynudzać, a jak będę to nie obchodzi mnie to i tak musicie tu siedzieć i mnie słuchać, podać komuś poduszkę? - Rzuciłam na co zachichotali pod nosem.

- Okej więc skoro skupiłam już waszą uwagę możemy zaczynać - Obciągnęłam sweter, chcąc zakryć choć trochę pupę.

Nie oszukujmy się patrzyło na mnie stado samców, czułam się ciut niepewnie z ich wzorkiem na całym ciele.

- Chyba nie muszę wam wyjaśniać regułek tolerancji nie? Myślę, że na nic one się zdadzą skoro i tak część naszego społeczeństwa to banda prostaków. Tak tak nie oszukujmy się. Ludzie to dziwny gatunek i niestety przyszło nam siebie także zrozumieć. Powinniśmy się trzymać reguły ty akceptujesz mnie ja akceptuje ciebie, nie wchodźmy sobie w drogę. Powinno to tak wyglądać, ale i tak wszyscy wiemy jak to się zazwyczaj kończy. - Chodziłam w tę i z powrotem nie tracąc kontaktu z mężczyznami - Co myślicie o tolerancji religijnej? Przeszkadza wam?

Zgodnie zaprzeczyli głowami.
Dobrze wiedziałam, że w grupie znajduje się część wierząca jak i nie wierząca, również odmiana religijna.

- Nie możemy nikomu narzucać swoich poglądów. Skoro ktoś nie wierzy w naszego Boga to jego sprawa. Każdy wierzy w co chcę  - Kontynuowałam dalszą wypowiedź wysuwając co raz to większą ilość argumentów.

- A co zrobić gdy nie wierzymy w nic? - Odezwał się rudowłosy z piegami, usadowiony między dwoma dryblasami.

- To wierz w siebie. - Odpowiedziałam

Starałam się unikać twarzy Payna, choć widziałam kątem oka jak próbuję zwrócić moją uwagę przygryzając wargę, tak że stawała się niemal krwisto czerwona albo przejeżdżając po niej językiem długo bawiąc się kącikiem ust.
Doprowadzał mnie na skraj wytrzymałości, lecz wciąż trwałam w skupieniu.

- Homoseksualizm - Rzuciłam kolejny temat, który spowodował niemałe zamieszanie i przekomarzanki wśród grupy.  

- Pedały - Zawołał ktoś

- To chore! - Wykrzyknął rudzielec

- Ej ej spokojnie! - Zaklaskałam, chcąc ich uciszyć

Niespokojnie poruszali się na krzesłach, widocznie poruszeni tematem z jakim przyszło im się styknąć.

- Wiem że dla większości z was to po prostu nie dopuszczalne by osoby tej samej płci wiązały się ze sobą. Ale powiedzcie mi co w tym złego?

- Są obrzydliwi. Powinno się ich tępić. - Warknął jeden.

- Frank? - Zwróciłam się do niego. - Masz żonę prawda?

Przytaknął nie wiedząc do czego zmierzam.

- Co jeśli oni myślą z obrzydzeniem na twój związek z twoją żoną? - Potarłam nos, łaskoczący mnie od kurzu jaki tu się znajdował.

- To mają problem

- Dokładnie. Właśnie sobie odpowiedziałeś na twój niewłaściwy wybuch. - Uśmiechnęłam się głupkowato, wcale nie mając w zamiarze go zdenerwować, wręcz przeciwnie.

- Nadal ich nie rozumiem i nie zamierzam ich tolerować - Powiedział spokojniej.

- Nie każe ci ich zaakceptować od razu, ale wyobraź sobie że twój syn oznajmi ci za parę lat, że jest gejem. Co wyrzucisz go z domu? Zerwiesz kontakt? - Stanęłam przed nim.

- Mój syn nie będzie gejem - Odparł pewnie

- A co jesteś wróżbitą i wyczytałeś to z gwiazd?

Pokręcił z zakłopotaniem głową.

- Nie wiesz co się stanie. Zaakceptujesz go bo to twój syn prawda?

- Kocham go - Nieśmiało potarł ręce, wyznając to przed wszystkimi.

- Chciałbyś żeby sąsiedzi i bliscy się z niego wyśmiewali, kładli kłody pod nogi tylko dlatego, że kocha mężczyznę a nie kobietę? Chciałbyś żeby chodził smutny dlatego, że ludzie uważają że jest "pedałem" ?

- Nie - Odpowiedział skruszony

Odeszłam wracając na poprzednie miejsce lustrując zadumanych chłopaków.
Czyżbym choć trochę przemówiła im do rozsądku?

- To zależy tylko od was, ale popatrzcie trochę w przyszłość i pomyślcie nad konsekwencjami jakie niosą wasze czyny i emocje na ludziach. Jesteście częścią tego popieprzonego świata i to wy o wszystkim decydujecie.

Przez kolejne półgodziny przeprowadzałam następne dyskusję i wyjaśniałam najprościej jak umiałam im o wszystkich zaletach tolerancji, czasami dość dogłębnie tłumacząc i rozkładając po kolei na czynniki pierwsze, by choć trochę pozostać w ich myślach.
To była jak gra psychiczna.
Każdy ruch miał swoją cenę.

- Nie wiem czy wiecie, ale w naszym więzieniu pojawi się nowy członek. Mam nadzieję, że pomożecie mu się zaaklimatyzować i nie rozpoczniecie niepotrzebnych bójek, bo przypominam że siedzicie w tym razem i byłoby miło gdyby atmosfera nie była ciągle napięta. Tyle ode mnie macie jakieś pytania? - Sięgnęłam po kawę upijając ostatek na dnie.


- Co myślisz o związkach alternatywnych? - Rozniósł się znajomy mi głos po sali.

Prawie się dławiąc przy połykaniu napoju odwróciłam się zaskoczona pytaniem i zatrzymałam wzrok na blondynie.

- Co masz na myśli? - Zmarszczyłam czoło zaniepokojona.

- Związki uczeń nauczyciel.. coś tego rodzaju - Westchnął zadowolony z siebie Horan.

Mogłam przysiąc, że moje oczy właśnie znalazły się na podłodze i Niall właśnie deptał je swoim ciężkim butem.
Mały perfidny krasnoludek z zieloniutkiej Irlandii.
Jego uśmiech poszerzał się coraz to bardziej, kiedy mnie obserwował.
Wcale mu się nie dziwiłam byłam cholernie przerażona co on kombinował?
To chyba nie jest ten typ żartów, który przypadał mi do gustu.
To była cienka linia lodu i ten debil w tamtym momencie po niej bez zahamowań stąpał.
Siedzący po jego lewej stronie Zayn uważnie wpatrywał się w niego z zapytaniem, a Liam siedzący po prawej zakrył twarz dłońmi trzęsąc się jak dziecko specjalnej pomocy medycznej.
Nie nie ze strachu.
Tego idiotę to bawiło.  
Kontrolowałam się by nie przewrócić oczami i przełamać tą nasilającą się ciszę, w której wszyscy oczekiwali nieco zdezorientowani na dziwne pytanie, mojej odpowiedzi.
Nawet nie chciałam przypuszczać, co działo się w ich głowach.

Odchrząknęłam znacząco, poprawiając nerwowo włosy.
Opanowanie.
Opanowanie.
Opanowanie.
Zabiję go.
Opanowanie.
Opanowanie.

- Cóż chyba nie możemy poradzić nic na to, w kim się zakochujemy. Musiałby to być pewien rodzaj dyskrecji. W przypadku jaki podałeś uczeń jeśli byłby niepełnoletni, to byłoby to całkowicie platoniczne, uważam że seks z niepełnoletnimi jest głupi - Zaczęłam pewniej, odzyskując grunt pod nogami - Gdy jesteś  młody, a do tego zakochany wiele rzeczy staję się dla ciebie jaśniejsze, a wiele umywa się w kąt. Pchasz się w rzeczy na które nie jesteś gotowy. Ale jeśli uczeń jest w dobrym wieku i nauczyciel nie wykorzystuje go.. - Wzruszyłam ramionami - Jaką krzywdę to wyrządza?

Niall przytaknął, przygryzając wargi i ukrywając uśmiech.

Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego co miała na celu przypominać mi ta rozmowa. Na szczęście tylko nasza trójka w tym pomieszczeniu, tak na prawdę była w pełni przekonana czego dotyczyła.

- Oczywiście jest to nielegalne - Dodał

- Oczywiście - Starałam się brzmieć opanowanie i nie rzucić subtelnie cegłą w tą śliczną buźkę z niebieskimi oczyma.

Zaraz potem rozbrzmiał ogłuszający dzwonek.
Więźniowie leniwie wstali z krzesełek i ustawili się przy drzwiach, czekając na strażników, którzy prawdopodobnie pozwolą udać się do stołówki.
Zbierając pusty kubek zobaczyłam Liama przybijającego piątkę z rozchichotanym Nialerem.
Nie wierzyłam, że tych dwoje to zrobiło.
I nie wierzyłam, że musiało to być kosztem moich nerwów.
Mimo wszystko ogarnęła mnie mała fala ulgi i zadowolenia, z powodu pozytywnego kontaktu Payna z kimś innym oprócz mnie.
Nigdy nie widziałam by z kimś przebywał, a co dopiero rozmawiał, więc było to miłe zaskoczenie.
Może w końcu miały nadejść te lepsze chwilę?
Podziękowałam za sesję i udałam się od razu do gabinetu, chcąc odsapnąć po tym małym zawale jaki dostarczyła mi ta mała gnida.
Już ja z nim się rozprawię. Niech tylko przyjdzie na wizytę..





HEJ HEJ HEJ
ZANIM ZACZNIECIE MI PISAĆ ŻE ROZDZIAŁ JEST KRÓTKI. 
DLACZEGO?
WIEM ŻE MÓWIŁAM ŻE TEN ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ INNY, ALE STWIERDZIŁAM ŻE POTRZEBNY NAM JEST JEDEN DELIKATNY ROZDZIAŁ I PODZIELIŁAM GO NA CZĘŚCI WIĘC TO JEST ROZDZIAŁ 16 A 17 POJAWI SIĘ JUTRO. 
ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ POZYTYWNY, BO TAKI I MAM HUMOR, A BYNAJMNIEJ MIAŁAM PISZĄC GO. 
PO PROSTU NIE CHCIAŁAM ZBYT MIESZAĆ W JEDNYM ROZDZIALE. 
ZARAZ SIĘ WYGADAM JEDEN DEBILEM. 
WIĘC MAM NADZIEJĘ, ŻE ZRELAKSOWAŁ WAS TEN ROZDZIAŁ I ...
I NIE WIEM ALE MAM NADZIEJĘ ŻE WAM SIĘ PODOBAŁ I PRZYGOTOWAŁ PSYCHICZNIE *KASZLE* 

NIE BĘDĘ DŁUŻEJ GADAĆ I ZACZNĘ JUŻ OPRAWIAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ MYŚLĘ ŻE WSTAWIĘ GO DO 18 

ALE CHCĘ ŻEBY ZNALAZŁO SIĘ CHOCIAŻ 15 KOMENTARZY POD TYM ROZDZIAŁEM TYKO TAK MÓWIĘ ŻEBY SIĘ NIE OKAZAŁO ŻE TU NIE BĘDZIE NIC BO BYŁ DODANY ZARAZ ROZDZIAŁ :) 

TAKŻE POZDRAWIAM MADŻONEZ/ @LOLOUNIA

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 


          (JEJ NIE LUBIE KRÓTKICH ROZDZIAŁÓW PFF) 



wtorek, 1 lipca 2014

Chapter 15








                                           #Rue




- O kurwa - Wyszeptał zszokowany blondyn, opierając się zdesperowanie o zamknięte drzwi.

Wyglądał co najmniej jakby zobaczył ducha. Jego szeroko otwarte oczy przesuwały się po nas obojgu z przerażeniem, jakby szukając cienia żartu.
Oddaliłam się od Payna, schodząc z biurka, dość niechlujnie poprawiając sukienkę i włosy opadające na twarz.

- Niall.. - Zaczęłam spokojnie

- O kurwa - Zakrył usta dłonią

- Niall spokojnie - Podchodziłam powoli, starając się nie wystraszyć - o ile się jeszcze bardziej dało - chłopaka.

Zerknęłam na Liama równie zaskoczonego co ja zaistniałą sytuacją, choć wydawał się grać z kamienną twarzą, jednak widziałam jego usta zaciśnięte w linię. Zawsze to robił, kiedy był zły lub wyprowadzony z równowagi.

- Ty... - Wskazał na mnie - I ty - Pokazał na bruneta - Wy.. - Zaczął wydawać  z siebie bliżej nieokreślone dźwięki i raczej ani trochę przypominające ludzką mowę.

- Oddychaj

Byłam już o krok od niego.

- Ja pierdole! - Wykrzyknął machając rękoma  

- Shhh - Położyłam dłoń na jego ramieniu lekko pocierając

- Ja pierdole - Powiedział już nieco normalniej

- Wiem Niall, spokojnie - Spojrzałam mu wprost w oczy, starając się zwrócić go na ziemię, a przynajmniej spróbować odzyskać jego mózg, który przed chwila prawdopodobnie eksplodował na widok jaki zastał w gabinecie.

- Jakie spokojnie, Jakie spokojnie? - Piszczał jak mała dziewczynka, kręcąc głową jak opętany.

- Starczy, weź głęboki wdech - Nakazałam, wykonując z nim polecenie jakie mu nadałam, powoli wciągając powietrze i zaraz potem ze świstem je wypuszczając. 

Wydmuchał powietrze niemal się dusząc.

- Lepiej?

- Znakomicie! Jak nigdy dotąd! - Świergotał, szczerząc się.

Pokręciłam zrezygnowana głową.

- Rue? Co mu jest? - Zapytał Liam, patrząc sceptycznie na niebieskookiego.

- Ma mały szok - Oznajmiłam, prowadząc Horana na fotel.

- Mały? - Zmrużył oczy

- Taa.. Podaj mi wodę

Opanowanie.
Opanowanie.
Przecież jest ok.
Jest ok.

Odebrałam butelkę od ciemnookiego, podając Irlandczykowi.

- Napij się

Wypił ciurkiem, przy tym głośno przełykając, co raz to kolejne łyki.
Stałam cierpliwie przystając z nogi na nogę.
Było źle.
Cholernie źle.

- Ja pierdole

Odstawił wodę.

- Mogę go uciszyć? - Przybliżył się Liam, czym go przeraził, bo wbił się w fotel.

- Przestań. Zaraz mu przejdzie. - Odepchnęłam delikatnie Payna.

W każdym razie miałam taką nadzieję. Wcale nie podobała mi się ta sytuacja.
 Tak to miało wyglądać? Dopiero co sobie wszystko wyjaśniliśmy i już to ot tak miało się to skończyć. Przecież to Niall udałoby się nam z nim dogadać prawda? Prawda?
Przerastał mnie fakt, że właśnie taką głupią wpadką mogliśmy zniszczyć to co do tej pory zbudowaliśmy. Przez głupią nieuwagę.
Powinnam zanotować sobie na czole "Zamykaj drzwi".

- Rue? - Wymruczał dalej, będąc w transie. - To był dobry żart nie? - Zapytał z nadzieją

- Nie

- Taki kiepski żart?

- Nie

- Taki cholernie głupi żart?

- Nie Niall to nie był żart. - Przewróciłam oczami.

- To część terapii tak?

- Nie, to nie część terapii

- A może..

- Przestańcie grać w tą głupią grę - Wyrzucił zirytowany, przerywając nam chłopak stojący w tym czasie przy parapecie.

Zapanowała chwila cisza, która wydawała się trwać wiecznie.

- Wow - Wydusił w końcu z siebie

Oparłam się o biurko na przeciw pacjenta, by móc patrzeć mu prosto w oczy.

- Posłuchaj mnie teraz. Nie możesz nikomu powiedzieć o tym co tu zobaczyłeś.

Zero reakcji.
Cholera.

- Proszę to dla nas ważne.

- Nie mogę uwierzyć, że prosisz mnie o taką rzecz.

- Niall.. - Chciałam już błagać.

Byłam gotowa zrobić wszystko.
To tak nazywa się desperacja?

- Pod warunkiem.. - Zagryzł wargę podekscytowany.

- No chyba żartujesz - Wyrzucił Liam

- Po pierwsze! Podwieczorki na każdej terapii - Oznajmił uroczyście - Po drugie! Trzymaj ode mnie z daleka swojego wściekłego chłopaka - Wskazał palcem z miną naburmuszonego dziecka.

W moim podbrzuszu rozlało się ciepło na słowa "twój chłopak".
Mój chłopak?
Mój. 
Uśmiechnęłam się pod nosem, zauważając również poruszenie Payna słowami jakie wypowiedział Irlandczyk.

- Umowa stoi - Klasnęłam w dłonie.

Ulga jaka ogarnęła moje ciało była niedopisania i była totalnym przeciwieństwem tego co działo się ze mną kilka minut temu.
Z jednej strony przerażał mnie fakt, iż ktoś więcej poza naszą dwójką wiedział o tym co między sobą toczyliśmy, ale znowuż z drugiej strony może i Niall był osobą, z którą powinnam się w tamtej sytuacji dogadać.
Owszem był gadatliwy i to bardzo, a także istniała możliwość, że podczas swoich dyskusji i roztargnienia mógł uchylić rąbek naszej tajemnicy, jednakże miałam nadzieję że wziął sobie do serca moją prośbę, no i zważając na nagrodę jaką sobie zażyczył jakoś szybko nie powinien wygadać niczego. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Kto wie co by się stało.
Na pewno bym straciła posadę. Jakoś dałabym sobie radę, ale co stało by się z Liamem?
To była rzecz, która najbardziej nie dawała mi spokoju.
Nie chciałam żeby zostawał tu dłużej ani żeby miał jakiekolwiek problemy.
Wolałam wziąć wszystko na siebie. 
To ja tu byłam winna.
Gdybym się tylko przeciwstawiła cała ta sytuacja nie miałabym w ogóle miejsca.
Tylko że ona mi nie przeszkadzała...

Nim się obejrzeliśmy blondyn wyparował z gabinetu, uprzedzając przed to że będzie milczał jak grób, na co Liam spojrzał na niego z pod byka, próbując zapewne ukazać swoje zirytowanie przedłużającym się pobytem chłopaka w pomieszczeniu. Ale on przewrócił oczami i pokazał język brunetowi, zanim zamknął drzwi.

Wydawało mi się, że powietrze nagle stało się lżejsze, a nawet całe to napięcie między Horanem, a Paynem umknęło, a zastąpiła je tylko delikatna obłoczka irytacji.
Westchnęłam głośno, ocierając rękoma twarz.
Kiedy rozpoczynałam pracę w areszcie, nie miałam pojęcia, że takie coś może mieć miejsce.
Nawet w dobrych książkach ani filmach nie spotyka się takich historii.
Gdybym potrafiła tylko dobrze wyrażać się na papierze, stwarzać świat literacki pięknym obrazem, tworzyć idealną więź słów..
Może i w tedy spisałabym naszą historię..

- O czym myślisz? - Poczułam dłonie na swojej tali, a delikatny szept otulił moje ucho.

- O nas - Odparłam równie cicho, tak jakby cała rzeczywistość na chwilę zatrzymała się, a my staraliśmy się jej nie zbudzić.

- O nas? To mi się podoba kontynuuj - Przygryzł płatek płatek mojego ucha.

Dreszcze mimowolnie obiegały cała moje ciało, tak że czułam niemal jak krew w zawrotnym tempie przepływa przez moje żyły pojedynczo, rozlewając ciepło, które i tak ogarniało mnie od samego dotyku brązowookiego. Opuszkami palców przejechał po moim karku, tym samym odgarniając włosy na bok. Złożył subtelny pocałunek tuż nad linią włosów, zostawiając mokry ślad, przez który czułam wyraźniej zimne powietrze, otulające moją skórę.

- Nie uważasz, że dziś już starczy? - Zagadnęłam odwracając się do niego przodem.

- Myślałem że może Louis wpadnie z wizytą - Złożył usta w dzióbek po jednej stronie, jego oczy zabłyszczały w rozbawieniu.

Doszłam do wniosku, że bardziej się cieszył niż martwił z powodu małego rozgłoszenia naszego sekretu.

- To nie jest śmieszne. Powiedziałeś że nikt nas nie złapię. - Przypomniałam mu

- Niall to nie jest tak straszny świadek - Zachichotał, marszcząc nos.

Mogłam przyrzec, że mój żołądek właśnie skręcił się w supeł i opadł na dno mojego podbrzusza, by zostawić więcej miejsca na szalone motyle fruwające w moim brzuchu.

- Owszem jest

- Przynajmniej on już wie, że jesteś moja - Poprawił kosmyk opadający mi na oczy.

- Twoja? - Podniosłam brew, robiąc krok do tyłu

- Moja - Stwierdził pewnie, nie pozwalając mi się oddalać i podążając za mną.

- Jesteś... jesteś idiotą - Skitowałam idąc do biurka, tym samym się odwracając.

Wiedziałam że pewnie uśmiecha się złośliwie w moją stronę dobrze wiedząc, iż właśnie mnie zawstydził.
Chwyciłam papiery i z udawanym zainteresowaniem nawet nie zdając sobie sprawy z ich treści, szukałam jakiś informacji, które mogłyby przykuć moją uwagę.

- Czas się skończył jakieś pięć minut temu. - Rzuciłam formalnie.

Nie ruszył się nawet.
Dokładnie skanował moją sylwetkę, zaczepnie zbyt często mrugając.

- Chyba nie puścisz mnie z niczym.

- Hmm? - Odstawiłam dokumenty, podnosząc głowę.

- Chcę się pożegnać

Ruszył do mnie, chwilę później stykając się ze mną, jednak nic innego nie robiąc, jak intensywnie się we mnie wpatrując. Przechylił się nieco, a kiedy już byłam gotowa na to, że mnie pocałuje on po prostu objął mnie ciasno swymi ramionami i docisnął do swojej klatki piersiowej. Słyszałam nadpobudliwe kołatanie jego serca.
To ja sprawiałam, iż tak reagował.
Ja.
Potarłam policzkiem o szorstki materiał, jego uniformu, który mimo braku profesjonalnego sprzętu do czystości w postaci pralek czy też drogich proszków do prania, nadal posiadał ten specjalny zapach. Zapach Liama.
Lekki orzeźwiający jakby przewiany przez poranny wiatr i zmieszany z tanim mydłem, posiadający nutkę czegoś czego nie potrafiłam zidentyfikować. Bo to on.
Oparłam ręce na jego bokach i wsłuchiwałam się w równomierny oddech.

- Sprawiasz, że na prawdę jestem szczęśliwy - Mruknął w moje czoło, składając potem na nich całusa.

Nogi uginały się pode mną. Co on ze mną robił.
Przez moment stałam oszołomiona, jednakże zaraz zadarłam się do góry i odnalazłam jego oczy.
Nie mówiłam nic. To było w tedy tak trudne. Uśmiechałam się tylko szeroko, starając się powstrzymać łzy jakie zaczęły się kumulować. To te pozytywne.

- Muszę iść - Odsunął mnie od siebie i powoli, chcąc jak najdłużej przedłużyć tą chwilę kroczył do drzwi.

Złapał za klamkę, wciąż walcząc z samym sobą.
Wolałam żeby został.
Dobrze zdając sobie sprawę z tego, że to niedorzeczne.

Jesteśmy oddzieleni wysokim murem, zabezpieczonym drutem kolczastym i masą ludzi broniących go.
Jak ptaki w klatce.
Czasami dadzą nam polatać, ale zaraz potem ciągną za sznur, przywiązany do naszych kostek i ciągną w dół. Pętelka zwęża się i boleśnie uciska na skórze, zmuszeni chcąc uniknąć bólu zniżamy się do ich poziomu jednocześnie się od siebie oddalając. Wchodzimy do zamknięcia, wyliczając czas kiedy znowu się zobaczymy i tak w kółko i w kółko. Tylko po to, by choć przez chwilę sprawić, że poczujemy się jak nigdy. Tylko jedna chwila, na tysiące innych spraw nie mających znaczenia i tak strasznie oblegających nasze życie.

Jeden moment.
 Nasz moment.

Ostatni raz zaszczycił mnie swoim uśmiechem, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- Chłopak?

Gorąco rozlało się po moich policzkach.
Pokiwał znacząco głową i wyszedł.
Już go nie było.
I jak za jednym mrugnięciem bez jego obecności, każda rzecz stała się inna.

Poczekam..





***

W ciągu dwóch tygodni wszystko zaczęło odnajdywać swój rzekomy sens.
Nieme rozmowy stały się naszą specjalnością, szczególnie Liama, który pozyskiwał z tego niemałą frajdę, kiedy to podczas dyżurów na stołówce przechadzałam się między stołami, pilnując więźniów, a on z drugiego końca mową warg mówił mi jak seksownie wyglądam w tych spodniach, które podobnież tak bardzo podkreślały mój tyłek. Oczywiście zawstydzona za każdym razem, szukałam innego punktu mojego zainteresowania, jednakże i tak zwykle lądowałam na pełnych ustach Payna, konsumującego właśnie obiad.
Innymi razy puszczał do mnie oczka lub wydawał z siebie ciche pomruki, kiedy to szłam do swojego gabinetu, mijając jego celę.
Nasze flirty nie miały końca, zaczęły coraz bardziej wychodzić poza obręb mojego gabinetu.
Wzięłam dodatkowe godziny pracy i dyżury podczas niektórych zmian, tylko po to być choć na chwilę móc podejść do któreś z celi, a już na pewno do tej na której najbardziej mi zależały, by zamienić kilka słów.
Niall wydawał się poczciwie trwać w swoim przyrzeczeniu i milczał czasami wypytując mnie, a nawet dogryzając naszym związkiem.
Tak związkiem.
Mimo że dalej nie byliśmy pewni czy to miłość czy też nie, wiedzieliśmy iż to uczucie jest zbyt wielkie, by dłużej trzymać je na niewiadomym poziomie.
Kochanie miało zbyt wysokie znaczenie. Do kochania trzeba było również pola do popisu, którego my nie posiadaliśmy, dlatego trwaliśmy tym co mieliśmy.
Na razie cieszyliśmy się tym.
Zdarzało mi się karcić Liama za zbyt wyraźne gesty, jakie kierował do mnie. Wciąż musieliśmy być ostrożni. Ostatnie moje półgodzinne kazanie skończyło się i tak kolejną grą w przekomarzanie.
Nie zaprzeczałam, że poczucie niepewności i adrenaliny również opanowywało mnie doszczętnie.
Wszystko zdawało się biec pomyślnie i nikt nawet nie podejrzewał nas o coś podobnego.


Jednakże nadal było nam mało.
Zbyt krótkie sesję, do których udało nam się zastosować pewien patent. Dzięki majstrowaniu przy zegarze, mieliśmy więcej czasu, a widok niespokojnego Tomlinsona chadzającego po korytarzu i twierdzącego, że jego zegarek źle działa rozbawiał nas do łez. Od wydarzenia z przyłapaniem, uważnie blokowaliśmy klamkę krzesłem, nie chcąc zostać przyłapani ponownie.
Można powiedzieć, iż żyliśmy tylko dla tych kilkunastu godzin w ciągu tygodnia.
Piętnastominutowe telefony w weekedny, przysługujące więźniom na rozmowy z rodziną wykorzystywaliśmy na własne pogaduszki, a Liam za podstępem stęsknionej ciotki prosił strażnika o dodatkowe kilka minut rozmowy, jakie były dla nas czystym wybawieniem.

Czasami zostawałam po godzinach tylko po to, by móc zobaczyć spokojnie uśpionego Liama na łóżku zawiniętego po uszy cienką narzutą. Jego twarz w tedy wydawała się tak niewinna i krucha. Światło księżyca otulało nieogoloną doszczętnie szczękę i długie rzęsy, spadające wachlarzem na poliki.

Uzależniałam się swojego pacjenta z każdą następną minutą, z każdą następną godziną... dniem..tygodniem. Nawet śniłam o nim. Chociaż tam byliśmy wolni cały czas.
Wciąż mało.
Pragnęłam czegoś o wiele więcej.
Zaczynałam myśleć co będzie gdy odsiedzi swój wyrok. No właśnie..
Z marzycielskim wyrazem twarzy ociągałam się po więzieniu, a pytający wzrok odbijał się o mnie, bo byłam tylko ja i moje myśli. Gdy pytali czy wszystko w porządku, odpowiadałam prosto że mam się dobrze jak nigdy.
I tak też było.
Kto by się spodziewał, że aż taki poziom szczęścia opanuje cały dotychczasowy mętlik jaki sobie stworzyłam.
Nawet ojciec zdawał się weselszy. Ostatnią niedzielę spędziliśmy na oglądaniu starej dobrej komedii. I wtedy poczułam, że coś wraca. Jakaś namiastka. Choć tyle.

Podpisałam na dobre umowę z Paulem. Byłam całkowicie pewna. To to co chcę robić. Małymi okrężnymi ruchami, jednak wciąż to co chcę.
Byłam niesprawiedliwa względem szefa, robiąc za plecami całego aresztu romans, ale to miało i swoje plusy.
Pogodziłam się z tym, a przynajmniej to starałam się sobie wmówić.
Chciałam tak bardzo Payna jak i zawodu. Jego nawet bardziej.
Taki sposób to idealne pogodzenie tych dwóch.

Nocami wracała do mnie pamiętna noc. Równie szybko jak przychodziła, także odchodziła.
Za każdym razem narastającej paniki przypominałam sobie o głosie mojego chłopaka, uspakajającego moje roztargane emocje.
Pomagało.
Sam Connors wydawał się nie wychylać w naszej sprawie. Miałam nadzieję, że i na długo tak zostanie, choć wciąż niepewnie przemierzałam uliczki Ironbridge i nawet zdarzało mi się poprosić Louisa o podwózkę czy też dzwonić z prośbą do taty.
Strach gdzieś w głębi siedział.
Nie przełamałam się, by coś powiedzieć Horanowi.
Czekałam, aż będę gotowa.
To nie było takie proste.
Wolałam również zbyt bardzo nie przytłaczać Nialla.
Wystarczyło mi, że i tak cała ta sprawa z zauroczeniem była dla niego dość stresująca.
Liam wydawał się mniej narzekać na farbowanego blondyna, czasami tylko rzucając kąśliwe uwagi na temat jego niewyparzonej gęby.



Stanęłam przy obskurnej ścianie, czekając na kolejne akta. Tak ten koleś za biurkiem w sekretariacie serio mnie irytował.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Został kwadrans do mojego pierwszego dyżuru na korytarzu przed rozpoczęciem sesji.

- Hej Rue! - Krzyknął mój przyjaciel, niosąc niemrawo stos pączków.

- Hej Louis! - Odpowiedziałam równie wesoło.

- Poczęstuj się - Wskazał na pudełko z łakociami.

Chwyciłam jednego z nich, myśląc o podwieczorku dla głodomora z którym przyjdzie mi mieć potem spotkanie.

- Dziękuje - Skinęłam, zamiarując odebrać ostatnią kartkę wychodzącą z drukarki, którą obsługiwał sekretarz swoim bardzo, ale to bardzo żywym tempem..

Tomlinson zaczekał na mnie w korytarzu, tak byśmy mogli razem wrócić. Nie chciałam być nie miła, lecz wolałam sama się tędy przechadzać. Cóż powodem mogło być to, iż wolałam zostać nie przyłapana na dwuznacznym uśmiechaniu się do mieszkańca jednej z "klatek".

 - Jak idzie ci z Liamem? - Zagadnął

Przełknęłam ciężko ślinę.

- Dobrze. Myślę że bardzo dobrze.

- Wydaję się być z nim na prawdę dobrze. Mam nadzieję że tak zostanie. Serio mu pomogłaś Rue. - Uniósł kąciki swoich ust.

- Cieszę się - Zakończyłam rozmowę szybko oddalając się od Lou, by zając swoje miejsce podczas dyżuru przy jednej z kolumn ustawionych po brzegach korytarzy, szukając wzorkiem jednych paru oczu.

Tak rzeczywiście było z nim lepiej.
Oby tak dalej...


Dokładnie godzinę później siedziałam w swoim lokum, tocząc bitwę spojrzeń z Li.
Ze znudzeniem przygryzałam skuwkę długopisu, wgapiając się w mężczyznę.
Nie dawał za wygraną, ja także. Kąciki jego oczu zwężały się, próbując mnie wyprowadzić z równowagi, jednak dalej udawałam znudzoną.
Właśnie tak wyglądały nasze spotkania. Siedzieliśmy rozmawiając o każdej możliwej rzeczy, wygadując swoje najskrytsze sekrety, czy też rozmawiając o ulubionych filmach albo tak jak i w tamtej chwili, tocząc bezsensowną grę psychiczną.
Skończyło się na tym, że poddałam się nie mogąc patrzeć dłużej na chłopaka skubiącego swoją wargę. Głupi gest doprowadził mnie do kapitulacji, więc grzecznie musiałam dać mu buziaka w policzek, by wynagrodzić go należytą wygraną.

Błądziłam wzrokiem po całej twarzy pacjenta, jakby szukając choć najdrobniejszego detalu, jakiego nadal nie odkryłam.
Był mój. Tak Liam Payne był mój.
Od nieokrytej przez materiał szyi, na której znajdywała się mała plamka w postaci pieprzyka, aż przez linię szczęki, mijając krzaczaste brwi i głębokie oczy uważnie z zapytaniem kierowane wprost na mnie, pozostawając na malinowych pełnych ustach.
Ideał.

- Gapisz się

- Huh? - Wybudziłam się z transu

- Mam coś na twarzy?

- Nie

- To dlaczego się gapisz? - Przeniósł swój ciężar na łokcie, opierając je na kolanach

- Podziwiam - Przyznałam z dumą

Zarechotał pod nosem i poprawił się na fotelu.

- Chodź tu - Wyciągnął do mnie na pół leżąc.

W sumie zadziwiał mnie fakt, że to siedzisko było aż tak pojemne.
Nie to że chłopak był gruby czy coś, po prostu to jakie figury i pozycje na nim przybierał były zadziwiające.


Podeszłam do niego stając tuż na przeciw. Lukałam na niego z góry nadal stojąc. Chwilę potem otoczył moje uda od tyłu ramieniem i przyciągnął do siebie, przez co upadłam na niego z piskiem.
Usadowił mnie na swoim torsie tak, że leżałam wciśnięta do połowy między oparciem a jego ciałem, trzymając głowę w zagłębieniu szyi, nasze nogi zwisały z łokietników splatane ze sobą.
Położyłam swoje dłonie na jego piersi i kreśliłam pętelki wokół jego sutka, co niezmiernie go bawiło, bo co rusz chichotał mi słodko do ucha, tym samym łaskocząc swoim nosem mój policzek.
Dawno przestałam ignorować już mrowienie w podbrzuszu, były one niemal na porządku dziennym, kiedy tylko widziałam Payna.
I choć wciąż uczucie ich było niesamowite to stało się ono dla mnie normalne.

- Rue - Mruknął sennie - Myślisz, że chciałabyś się ze mną spotkać potem?

Jego ciało się minimalnie spięło.

- Potem?

- To znaczy.. Kiedy mnie stąd wypuszczą

- Czemu miałabym nie chcieć - Podniosłam się, by spojrzeć na pacjenta.

Lekko zaróżowione plamki pojawiały się na jego twarzy.
Czy on się zarumienił?

- Ja.. Ja.. Wiesz może nie chciałabyś już żebym ingerował w twoje życie.. Ja - Jąkał się unikając mojego wzorku.

Złapałam go za brodę, chcąc by skupił swoją uwagę.

- Nie wyobrażam sobie zrywać z tobą kontaktu. Zrobię to tylko w tedy, kiedy ty będziesz tego chciał. - Mówiłam poważnie.

- A co jeśli ja nie będę chciał go nigdy zrywać? - Uniósł brew, a niepewność i nieśmiałość prawie opuściły jego rysy.

- Nie muszę na to odpowiadać, bo sam dobrze znasz odpowiedź - Zrobiłam wymuszonego młynka oczami.

- To mi to pokaż

Nachyliłam się nad nim. Moje usta niemal stykały się z jego, lecz gdy tylko przymknął oczy i rozchylił wargi przeniosłam się wyżej i ucałowałam go długo w skroń.
Wzdrygnął się zaskoczony moim działaniem i przytrzymał mnie w tali. Gdy wróciłam do poprzedniej pozycji, on tylko prychnął pod nosem.

- Jesteś tak cholernie uparta..




"Jesteś nieugięta.. Lecz pamiętaj, że musisz nauczyć się wyginać, by się nie złamać.."




(UMIERAM TEN GIF. SPRZEDAM KISIEL.)

RZYGAM TĘCZĄ RZYGAM TĘCZĄ...........................................................

HEJO CZIKITKI!!
PRZYBYWAM Z ROZDZIAŁEM!
JEZU ALE TĘCZA
OKEJ WIĘC JAK WIDZICIE TROCHĘ POWYJAŚNIAŁAM I TROCHĘ RUSZYŁAM DO PRZODU Z CZASEM :) 
OGÓLNIE TEN ROZDZIAŁ BYŁ STRASZNIE POTRZEBY, ŻEBY TROCHĘ OKIEŁZNAĆ TE WSZYSTKIE ZDARZENIA I W OGÓLE.. 
NIE WIEM MI TAM OK. 
MYŚLĘ, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE TYM DŁUGO OCZEKIWANYM PRZEZ WAS ROZDZIAŁEM EJNRFNENRFUJRENV
NIC.
MACIE JAKIEŚ PYTANIA?
JAK TAK TO ŚMIAŁO PYTAJCIE :) 
CO DO PERSPEKTYW TO CHWILOWO JA NIMI ZARZĄDZĘ, BO DOTARŁAM DO PEWNEGO MOMENTU W OPOWIADANIU, KIEDY TO JA MUSZĘ PRZEJĄĆ MAŁĄ KONTROLĘ :)
PEWNIE COŚ SIĘ TAM DOMYŚLACIE CO MOŻE SIĘ STAĆ, ALE JA ZOSTAWIAM WAS W NIEPEWNOŚCI :) 
TAK TAK JEST 3 W NOCY 
TEN ROZDZIAŁ JEST NUDNY WIEM, ALE MUSIAŁAM TO JAKOŚ ZŁOŻYĆ DO KUPY.  
POCHWALĘ SIĘ WAM, ŻE MNIE NOSI ŻEBY STWORZYĆ JUŻ DRUGI ZWIASTUN HAHAHAHA
JESTEM DZIWNA WIEM. 
DOBILIŚMY 15 TYŚ!!!!!!!!!!!!!!!!!!




ZARAZ SIĘ SFAJCZE 
NO I JAK MACIE JAKIEŚ POMYSŁY JAK TO UCZCIĆ??????
LUBIĘ CZYTAĆ CO MACIE DO POWIEDZENIA SOOOOOOO
CZEKAM

TAK OGÓŁEM TO ŻYCZĘ MIŁYCH WAKACJI MAM NADZIEJE, ŻE SPĘDZICIE JE JAK GRZECZNI OBYWATELE I SIĘ NIE SCHLEJECIE W ŻADNYM ROWIE CZY COŚ W TYM RODZAJU. 

EGHEM

TAKŻE ŻEGNAM SIĘ Z WAMI. 
DO ZOBACZENIA NIEDŁUGO. 
POZDRAWIAM MADŻONEZ/ @LOLOUNIA


CZYTASZ = KOMENTUJESZ