Jednoparty

OKEJ WIĘC SĄ TO JEDNOPARTY Z MOJEGO STAREGO BLOGA. PRZENOSZĘ JE TU, PONIEWAŻ JE LUBIĘ, A TAKŻE SĄ MAŁA PAMIĄTKĄ BO NAPISAŁAM JE DOŚĆ DAWNO :)
JAK ZNAJDĘ CZAS MOŻE WYRZUCĘ JE STĄD, A MOŻE COŚ KIEDYŚ JESZCZE NAPISZĘ ;)
WIĘC PROSZĘ MAŁE POCIESZENIE NA BRAK KOLEJNEGO ROZDZIAŁU :)
POŚMIEJMY SIĘ Z PODRYGÓW MADŻONEZA JAKIEŚ PÓŁ ROKU TEMU KIEDY KTOŚ POWIEDZIAŁ MU ŻEBY ZACZĄŁ PISAĆ :)

ZAPRASZAM :)

                                                              #1 HARRY 


Siedziała na murku i patrzyła na zachodzące słońce. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Są takie dni ,kiedy wydaje nam się że jesteśmy niepotrzebni...że świat bez nas byłby lepszy...  Ona właśnie to przeżywała. Czuła się bezsilna...czuła że każdy dzień zabierał cząstkę jej duszy. Co chwilę pociągała cicho nosem. 

Jej kasztanowe włosy opadały na odkryte ramiona ,a przetarte jeansy odsłaniały kolana. Wyglądała....normalnie ,ale jednocześnie posiadała w sobie iskierkę....iskierkę która rozgrzewała serce do diabelskiej czerwoności niczym piec. Rozgrzała jego serce... Patrzał na nią już od dłuższego czasu. Przyglądał się rysom twarzy. Tym kościom policzkowym i lekko zadartemu noskowi.                                   

"Taka idealna" - pomyślał

Każda słona kropelka wypływająca z jej oczu powodowała u niego ból w klatce piersiowej. Chciał podejść ,ale bał się. Czego? Tego że mógłby skrzywdzić bądź zranić tą małą istotkę. 

Kolejna łza...
Nie wytrzymał. Coś w nim pękło. Niepewnym krokiem szedł w stronę dziewczyny. Nie było już odwrotu. Stał tuż za nią. Nadal się zastanawiał czy to aby na pewno dobry pomysł...
Położył dłoń na jej ramieniu na co wystraszona wzdrygnęła się i popatrzała na niego swoimi zapłakanymi oczami. Właśnie w tamtej chwili rozsypał się na miliony kawałeczków.                                                         "Kto mógł doprowadzić ją do takiego stanu?" - zadawał sobie pytania
Usiadł obok niej i razem wypatrywali  słońce ,które coraz bardziej chowało się za horyzontem.

Położył rękę na jej drobnej i zaczął gładzić knykcie. Ku jego zdziwieniu nie wyraziła sprzeciwu.

- Dlaczego płaczesz? - spytał

-Jestem sama - odpowiedziała z bólem

- Masz mnie

Spojrzała na chłopaka ,a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Nie znam cię

- Czyli mamy dużo do nadrobienia.. -wyszczerzył się u dumnie wypiął pierś

Zachichotała

- Piękny dźwięk. Jestem Harry. 

Jej policzki zaczęły piec i zaróżowiły się.

- Diana..

- Ślicznie wyglądasz ,gdy się rumienisz.

Po tym komplemencie wyglądała ,jak okazały pomidorek. Był to jeden z powodów dla którego zwrócił na nią uwagę...NATURALNA. Niczego nie ukrywała ona po prostu była..
Mógł na nią patrzeć cały czas.Stała się jego prywatnym narkotykiem ,im więcej na nią patrzał tym więcej jej chciał. Choć nie znał Diany sprawiła że poczuł się lepiej...poczuł się w końcu szczęśliwy.
Życie jest takie zaskakujące... Jednego dnia przynosi smutek znowuż drugiego sprawia ,że jesteśmy w siódmym niebie. Harry nie potrafił określić swoich uczuć do nieznajomej... chciał być przy niej , nie opuszczać... 

Diana oplotła się rękami. Zapadała noc ,a temperatura coraz bardziej spadała. Chłopak zdjął bluzę i otulił jej ciało. 

- Lepiej?

Przytaknęła potwierdzająco. Zaciągnęła się zapachem jego perfum. Sam zapach nieznajomego uspokajał ją. W głębi duszy cieszyła się ,że ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. Jednak z jednej strony nie chciała litości...

Siedzieli w ciszy ,a w tle było słychać ich równomierne oddechy. Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Rozświetlały całe niebo. To one powodowały że każda noc była taka "magiczna". Dokładnie tak samo ,jak ona działała na niego. Przechyliła głowę i oparła ją na ręce. Śledziła każdy jego ruch...każdy gest..

- Dziękuję - powiedziała tak cicho że tylko on mógł to usłyszeć.

- Za co?

Poruszyła ramionami w geście niewiedzy.

- Nie wiem może po prostu...za to że jesteś.. - powiedziała za nim zdążyła się ugryźć w język. Speszona opuściła głowę.

Czuł jak serce bije mu mocnej...biję dla niej.. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

- To ja dziękuje - wyszeptał jej do ucha.

Jej ciało się spięło ,a w brzuchu obudziło  stado motyli. Czuła się nie zręcznie ,ale nie mogła się oprzeć urokowi chłopaka. Dopiero teraz zobaczyła głęboką zieleń jego tęczówek. Hipnotyzował...był niczym czarodziej. Sprawił że zapomniała o smutku ...od tak...jakby nigdy go nie doznała..

Siedzieli i rozmawiali.... Mieli tyle wspólnego ,tyle tematów ,że nie wiedzieli od czego zacząć. Co rusz wybuchali śmiechem ,a przechodni patrzeli na nich krzywo. Byli zajęci sobą...Tylko oni i ich mały świat ,który został stworzony dopiero co...

- Może się przejdziemy? Pokaże ci coś. - uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. - Która godzina?

Dziewczyna zerknęła na zegarek.

- Za 5 minut 21

- O cholera!! - złapał ją za rękę i pociągnął za rękę w stronę parku.

- Harry co ty robisz? - zaśmiała się Diana nie puszczając dłoni chłopaka.

- Zobaczysz - wyszczerzył się

- Ehh...nogi mi już odpadają! - Już po chwili uniósł jej ciałko i biegł z małym balastem.

- Jestem za ciężka puść - zaczęła się wiercić

- Nie nie jesteś. Jeszcze kawałek. - nie odczuwał ciężaru. Czuł ulgę. Dziwne prawda? Wystarczała tylko bliskość tej jednej osoby ,a świat stawał się lżejszy..dosłownie..

Postawił ją na betonie i zaczął się cwaniacko uśmiechać. Patrzała na niego z zdezorientowaniem.

- Harry o co .. - nie zdążyła dokończyć

Strumień wody wytrysnął z ziemi mocząc ich co do ostatniej nitki. Stała i patrzała na Styles'a który zwijał się ze śmiechu. Momentalnie dołączyła do niego i oboje latali ,jak małe dzieci przeskakując przez wodę.
Harry złapał ją w tali i zaczął kręcić wokół własnej osi. Patrzeli cały czas sobie w oczy. Ich twarze były coraz bliżej ,aż w końcu stykali się nosami. Opuścił ją na ziemie i przechylił się tym samym łącząc ich usta.

Nie był to taki zwykły pocałunek......
Był pierwszy....
Przekazywał więcej niż tysiąc słów..
Było w nim zawarte wszystko...

Oplotła dłonie na jego karku ,a on trzymał jej twarz. Co chwilę łapali oddech ,by znowu oddać się namiętności. To nie był pocałunek typu "wpili się w swoje usta" o nie.. Oni przedłużali te chwile...i robili to tak delikatnie ,jakby oboje byli ze szkła... Po chwili dołączyli swoje języki i z uczuciem wykonywali ,każdy ruch.
Powoli oddalili swoje twarze od siebie ,ale nadal nie przerywali kontaktu wzrokowego. Pogładził jej policzek i pocałował w czoło. Kropelki wody spływające po ich ciałach ochładzały gorącą atmosferę ,która zapanowała.
Złapał Dianę za rękę i szli ulicami. Przechodni dziwnie patrzeli na przemoczoną parę ,ale oni byli tak zajęci sobą że mieli w głębokim poważaniu ,co kto o nich w tamtej chwili myśli.

Byli tylko oni...
Szli przed siebie...
Nie ważne gdzie....
Nie ważne jak daleko....
Ważne że razem....
Bo jeżeli ma się tą jedyną osobę przy swoim boku ,to nieważne gdzie..
Byle razem....
Miłość to magia...
A każdy może być czarodziejem....
          
                                                                "Zaczaruj mnie"




NAWET NIE WIECIE JAKĄ MAM BEKĘ JEDZIEMY DALEEEEEEEEJ!

                               


                                                                #NIALL


Mówił że nie odejdzie....
Mówił że zostanie.....
Mówił że kocha....
Mówił że na zawsze....

Obiecał tylko ty...
Obiecał tylko z tobą...
Obiecał tylko miłość....

Powiedział bez ciebie nie pójdę...
Powiedział bez ciebie koniec mnie....

Rzekł Kocham Cię......

Opuścił....
Zostawił....
Udawał?...
Zakończył..

Nie ja...
Beze mnie...
Nie dotrzymał obietnicy....

Poszedł...
Zaczął nowy początek....

NIE KOCHAŁ?....


Nie otarł łez....choć tak tego potrzebowałam....
Nie zmniejszył bólu....choć cierpiałam.......

Mówił tyle......-KŁAMAŁ

Obiecał tyle...-NIE DOTRZYMAŁ SŁOWA

Powiedział....-BREDZIŁ


TYLKO ZABAWKA...


Minęło już dziewięć miesięcy....pięć godzin...i dwie minuty... Od kiedy? Od rozerwania mojego serca.

Nie wybrał mnie....co mu się dziwić...kariera...

Po co ci ktoś przy sercu skoro masz wszystko....

Jedyne co zostawił to...rany no i to.....- Pogłaskałam swój ogromny brzuszek

Mój skarb...mój malutki skarb ,o którym nie miał pojęcia...

Zniszczył mnie mógł zniszczyć i ją....

Moje maleństwo...


Lepiej zapomnieć o przeszłości...ona niszczy...

Lepiej zapomnieć ,bo przeszłość wszytko kończy...


Usiadłam na jednej z ławek w parku i przyglądałam się kaczką. Pogoda w Londynie ,jak na jesień była dość przyzwoita. Listki nabierały ciepłych barw i opadały. Tak jak ja... Zaznałam miłości... rozgrzałam serce i opadłam...
Dzieci biegały po placu zabaw i przytulały się do swoich rodziców.

-Ty też taka będziesz... -wyszeptałam gładząc brzuszek

Podniosłam się i spacerkiem ruszyłam wzdłuż uliczek. Moje kasztanowe włosy powiewały na wietrze muskając co rusz skórę. Policzki zaczerwieniły się pod wpływem zimna. Otuliłam się bardziej szalikiem i podeszłam pod Big Bena. Uniosłam głowę i wpatrywałam się w wskazówki zegara.                         Wspomnienia wracają.....

                      "Będę zegarem ,a ty moją wskazówką. Bo ty jesteś kierunkiem mojego życia.
                                                       Ty będziesz moją przyszłością"

Pojedyncza łza spłynęła po policzku ,zostawiając mokrą ścieżkę. Otarłam następną. Nie powinny widzieć światła dziennego...nie powinny nigdy wypłynąć... Ponownie szłam przed siebie ,mijając po drodze szczęśliwe rodziny. Oni czuli to czego ja miałam nigdy nie doświadczyć.. To boli....
Wstąpiłam do małej kawiarenki. Wszystkie miejsca były puste. Starsza pani stała przy kasie , uśmiechnęła się do mnie ciepło. Odwzajemniłam gest i ściągnęłam swoje nakrycie ,wieszając je na wieszaku. Ułożyłam się na jednej z kanap i przeglądałam menu. Miła pani podeszła do mnie ,a ja zamówiłam herbatę. Zmarzłam.
Lubiłam te spacerki ,ale coraz bardziej stawały się meczące. Przymknęłam powieki i wsłuchałam się piosenkę grającą w radiu. Ktoś pod głosił je ,a ja zaczęłam nucić ją pod nosem.
2am; where do I begin,
Crying off my face again.
The silent sound of loneliness
Wants to follow me to bed.

I'm a ghost of a girl that I want to be most.
I'm the shell of a girl that I used to know well.

Dancing slowly in an empty room,
Can the lonely take the place of you?
I sing myself a quiet lullaby.
Let you go and let the lonely in
To take my heart again.

Too afraid to go inside
For the pain of one more loveless night.
But the loneliness will stay with me
And hold me til I fall asleep.

I'm a ghost of a girl that I want to be most.
I'm the shell of a girl that I used to know well.

Dancing slowly in an empty room,
Can the lonely take the place of you?
I sing myself a quiet lullaby.
Let you go and let the lonely in
To take my heart again.

Broken pieces of
A barely breathing story
Where there once was love
Now there's only me and the lonely.

Dancing slowly in an empty room
Can the lonely take the place of you?
I sing myself a quiet lullaby
Let you go and let the lonely in
To take my heart again.

Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą kobietę. Postawiła moje zamówienie na stoliku ,a do tego kawałek ciasta.

- Na koszt firmy

- Dziękuje..

Upiłam łyk gorącego napoju delektując się jego owocowym smakiem. Uniosłam łyżeczkę i nabrałam na nią słodkości.
Rozpływała się w ustach. Zawsze uwielbiałam szarlotkę. Pamiętałam jak babcia każdego roku na wigilię piekła ją i robiła nam kakao. 

Tak...te święta w gronie rodziny...Ten klimat....Te chwilę....To ciepło..... - NIE WRÓCĄ 
Bo nic już nie było takie same. Chyba nie było mi dane zaznać szczęścia na dłuższy czas. Jak szybko los się do mnie uśmiechał ,tak szybko dawał mi porządnego kopa w dupę. Chciałam je zatrzymać...uciekały...

Potarłam kciukiem cieplutki kubek spoglądając za okno. Wszyscy się śpieszyli. Ludzie żyją tak szybkim tempem życia ,że nie zauważają szczegółów...istotnych szczegółów.. Po co żyć skoro pomijamy aż tyle? 

                                
                                " Zatrzymajmy się... Zostańmy... Razem.. Tylko razem...."


Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Musiałam śpieszyć się do pracy. Tak do pracy.. Byłam w ciąży ,ale pieniądze musiałam jakoś zarabiać. To co że miałam wsparcie. Chciałam być niezależna. Ciąża to nie choroba prawda?
Skoro mój szef nie miał nic przeciwko to tylko tym lepiej dla mnie. Co prawda skrócił mi godziny pracy ,z czego nie byłam zbytnio zadowolona. Najważniejsze że miałam co robić. Siedzenie w czterech ścianach nie pozwalało  zapomnieć...a ja nie chciałam pamiętać. Jedyną rzeczą za co byłam mu wdzięczna to małe stworzonko...bo dzięki tej małej istotce chciałam jeszcze żyć. Dawała mi energie na każdy dzień. To co że byłam młoda? 
Pragnęłam tego dziecka jak niczego innego. 
Wstałam i owinęłam szalik wokół szyi. Radio ponownie zostało wygłoszone ,a ja usłyszałam głos prowadzącego audycje.


"TAK KOCHANI ZESPÓŁ ONE DIRECTION WRACA DO LONDYNU. CIESZYCIE SIĘ? TRASA KONCERTOWA TAKE ME HOME DOBIEGŁA KOŃCA I CZAS NA ODPOCZYNEK! ALE NIE MARTWCIE SIĘ CHŁOPAKI SZYKUJĄ NASTĘPNĄ NIESPODZIANKĘ. NOWA TRASA TAKŻE ZBLIŻA SIĘ WIELKIMI KROKAMI. MOŻE JEDEN Z NICH ZNAJDZIE W KOŃCU TĘ JEDYNĄ WŚRÓD WAS DIRECTIONERS?? HMM? KTO WIE... GŁOSUJCIE NA NICH NA NASZEJ STRONIE INTERNETOWEJ!! A TERAZ STORY OF MY LIFE!!"


Po chwili rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki. Wyszłam z budynku. Czemu on był wszędzie? Ach tak on jest sławny...jak mogłam zapomnieć... Wielki Niall Horan.. Łza znów spłynęła po policzku. Kolejny raz tego dnia.
Włożyłam ręce w kieszenie i udałam się do sklepu muzycznego ,w którym pracowałam.
Pracowanie stawało się coraz trudniejsze. Nie ukrywajmy miałam dość sporą "skorupę" z przodu. Każde schylenie, podnoszenie zabierało mi coraz więcej sił. Gdy już skończyłam marzyłam jedynie o ciepłej kąpieli i łóżku. 
Leżąc przykryta po uszy ciepłą kołderką przysięgłam sobie: Nigdy więcej łez...Nigdy więcej..



********

Minął już tydzień. Czułam się zadziwiająco dobrze. Termin porodu zbliżał się nieubłaganie ,a ja zaczęłam się martwić. Czy na pewno dam radę? Bałam się ,lecz jednocześnie cieszyłam. To miał być nowy rozdział. Wszystko miało zacząć się od początku. 
Przekręciłam klucz w drzwiach i czekałam na windę. W windzie spotkałam znajomego ,który odprowadził mnie kawałek do parku. Przychodzenie tutaj stało się moją rutyną. Przyjemnie było posiedzieć i popatrzeć na uradowanych ludzi. Małe ukłucie w sercu pojawiało się. Ignorowałam je. Wyjęłam z torby nowo zakupioną książkę i zatopiłam się w jej świecie. 
Poczułam ,jak ktoś siada obok mnie. Podniosłam głowę ,kosmyki włosów zasłaniały mi pół twarzy. Wypuściłam lekturę z rąk i pospiesznie wstałam. Chciałam odejść ,ale złapał mnie za rękę.

-Lily? Lily to ty? - usłyszałam jego akcent

Serce biło jak oszalałe. Krew w żyłach zatrzymała się. Choć był zakapturzony i miał okulary wiedziałam kim był.
Blond włosy wystawały z pod kaptura. Odtrąciłam drżącymi dłońmi jego ,po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Wystarczyło że się pojawił....to znowu boli..  
Dogonił mnie i stanął tuż przede mną. Ściągnął okulary i spojrzał w oczy. Były takie niebieskie.. Nigdy nie zapomniałam ich blasku. 

- Lily ja..ja przepraszam - powiedział niewinnie 

Odwróciłem głowę żeby nie ujrzał łez ,które już szykowały się ,aby wypłynąć. Miałam nie płakać...

- Proszę ci wybacz mi - prosił - Ja nie chciałem...ja musiałem...nie miałem wyjścia. Na prawdę tego nie chciałem.. Przepraszam.. - dotknął mojego policzka. Przygryzłam wnętrze policzka i udało mi się zatrzymać słoną ciecz... Powtarzałam sobie "Będę silna.."

- Nie wiesz za co przepraszasz....nie wiesz. To nie ty cierpiałeś. To nie ty miałeś złamane serce. Nie straciłeś nadziei. Nie płakałeś każdego dnia nie mogąc zapomnieć o kimś kogo kochasz. Wszystko czego się dotknąłeś ,nie przypominało ci tej jednej osoby. Nie słyszałeś jej głosu w dzień ,w dzień. Ty nie musiałeś starać się zapomnieć.. - odetchnęłam i spojrzałam na jego smutną twarz - Ty to zrobiłeś. Choćbym chciała nie wymarzę cię z pamięci. Przeżyje poukładam wszystko...ale zniknij... - zamilkłam na chwilę. Otworzył buzię ,aby coś powiedzieć ,ale przerwałam mu - Muszę odpocząć. Żegnaj.

Wróciłam się po książkę która mi upadła. Schylając się położyłam dłoń na brzuszku w celu utrzymania równowagi. Schowałam ją do torby i poszłam w stronę mieszkania. Niall stał i patrzył na mnie ,jakby zobaczył ducha. Nie ruszył się z miejsca tylko przyglądał się. Zadzwoniłam po taxi. Przez to wszystko straciłam siły na drogę powrotną. 

Czułam jak emocje dosięgają zenitu ,lecz nie dałam im wyjść na zewnątrz. Zaciskałam dłonie w pięści i nerwowo spoglądałam przez okno. Cały czas widziałam jego smutną twarz. Może mówił prawdę? Nie. To nie możliwe. On nie kocha. On nic do mnie nie czuje. To była jednorazowa przygoda. Koniec. 

Wchodząc do domu od razu zamknęłam drzwi. Przyparłam do nich plecami i zjechałam na ziemię. Nie powstrzymywałam się... 






Kropelki uderzały o podłogę.. Szloch rozbrzmiewał po całym mieszkaniu... Dlaczego ja? Miał na de mną tak ogromną władzę...Zniszczył...zniszczył mnie..                                                                                      
Mówią że miłość to złoto....uczucie tak silne...nie do obalenia....                                                 A więc gdzie jesteś?                                                                                                                   Jedyne co mi dałaś to cierpienie..                                                                                                 Przyjdź do mnie....czekam.
Zaczęłam śpiewać cicho pod nosem...
Dancing slowly in an empty room
Can the lonely take the place of you?
I sing myself a quiet lullaby
Let you go and let the lonely in
To take my heart again.


Po ostatnich słowach usłyszałam pukanie do drzwi.

- Błagam wpuść mnie! - błagał

Zakryłam dłonią usta ,żeby nie usłyszał łkania.

- Wiem że tam jesteś...Lily? - słyszałam jak głos mu się załamywał - Widziałem...widziałem...czy to to moje dziecko?

Wahałam się nad odpowiedzią. Nie miałam wyjścia.

- T..Tak

Sekundę później złapałam się za brzuch i niekontrolowanie krzyknęłam. Skurczę. Nie nie teraz!

- Wszystko w porządku? - zapytał wystraszony

- Niall!! Ja rodzę - wykrzyczałam zwijając się z bólu. Czułam się coraz słabiej.

Zaczął ciągnąć za klamkę.

- Odtwórz!

- Nie mogę..- wydyszałam

- Słuchaj odsuń się. Jak najdalej od drzwi ,wywarze je.
Ostatkiem sił zmieniłam miejsce. Widziałam mroczki przed oczami. Nie wytrzymałam i oddałam się ciemności....


________________________________________________________________________


Zdesperowany walił z całych sił. Ustąpiły. Wpadł do pomieszczenia i ujrzał jej blade ciałko. Twarz spuchnięta od płaczu pokryte niesfornymi włosami i dłonie umiejscowione na brzuchu.... Wystraszony jeszcze bardziej zadzwonił po karetkę.
Ukląkł przy niej i ułożył głowę na swoich kolanach. Gładził jej twarz i....modlił się...
- Obudź się...błagam.. - łza spłynęła po jego policzku - Kocham cię...
Sprawdził jej tętno. Brak.
- Nie Lily!! Nie proszę! Nie zostawiaj mnie! - potrząsnął jej ciałem. Brak reakcji.
Lekarze wpadli do mieszkania i zaczęli reanimacje. Chłopak przerażony oparł się o jedną ze ścian i głośno płakał.             Nie chciał jej stracić...on nigdy nie chciał się z nią rozstać. Kazano zerwać mu kontakty. Zapomnieć. Nie potrafił. Chciał zrobić to delikatnie...pogorszył sprawę. Zadając ból dziewczynie zadał i cios sobie.
Gdy zobaczył ,że jest w ciąży utwierdził własne serce w przekonaniu ,iż to ta jedyna...ta do końca...

KOCHAŁ.....
MOCNO......
TAK BEZGRANICZNIE....
ALE....
ONA TEGO NIGDY NIE USŁYSZAŁA...
UMARŁA...
ZOSTAWIŁA PO SOBIE PAMIĄTKĘ...
MAŁY SKARB ,KTÓRY RAZEM STWORZYLI...                                                                                          
JEJ UDAŁO SIĘ PRZEŻYĆ...


****                                                                                                            
 - Tu jest mamusia ? - spytała mała Rose

- Tak kochanie - odpowiedział głaszcząc ją po główce - Wiesz że jesteś taka sama jak ona...masz duże piękne oczka....kasztanowe długie włoski.. - mówił ,a w oczach zaszkliły się łzy - Jesteś aniołkiem...

- A mama? -  rzekła wesoło dziewczynka

- Zawsze była moim aniołem...nadal nim jest...

- Niall! Chodźcie zimno jest. Mała się przeziębi i nie daj boże ty. Nie będę ci niańczyć! - Krzyknął Zayn

Odeszli od grobu zostawiając białą róże..
Dziecko wskoczyło w ramiona wujka chichocząc. Na co Malik zaczął ją łaskotać. Blondyn przyglądał się całej sytuacji i uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał ostatni raz na nagrobek.

- Żegnaj aniele... - wyszeptał


                 Kochaj, kochaj póki możesz....Śpiesz się.... Miłość nie jest krucha, ale życie tak...




UFF KOLEJNY. TEN OSTATNI JEST... CÓŻ MUSZĘ PRZYZNAĆ ŻE MI SIĘ PODOBA. W TEDY WIEDZIAŁA, ŻE NAPISZĘ TAKIE COŚ JAK CONVICTED NA PEWNO ZAUWAŻYCIE PEWNE PODOBIEŃSTWA CZY COŚ. PAMIĘTAM, ŻE MYŚLAŁAM W TEDY TYLKO O TYM FF :) 
CÓŻ SAMI ZOBACZYCIE.. 


                                                             #ZAYN
Każda bajka ma swój początek...

Jest książę...

Jest i Ona...

Piękna..

Przyćmiewa swoją urodą nie jedną gwiazdę...

Wszyscy ją kochają..

On ją kocha...

Są szczęśliwi..

Ich miłość kwitnie..

Stają na ślubnym kobiercu i przysięgają sobie ,że nie opuszczą ,aż do śmierci..

Pominęliśmy jeden ważny fakt
Jaki?
Życie to nie bajka..





Białe ściany otaczały mnie ze wszystkich stron. Brak jakichkolwiek okien...jedne drzwi będące jedną ucieczką na świat.. A przynajmniej jego namiastkę.. Ostre światło żarówki powodowało że moje oczy błagały o litość. Siedziałem na krześle przy wielkim stoliku tuż na przeciw mnie mężczyzna ubrany w sztywną koszulę i ciemne jeansy. Jego łysina i zmarszczki dodawały mu tylko pewności w tym ,iż długo siedział w tym fachu. Trzymał moją kartotekę na kolanach i czytał uważnie po raz kolejny. Ile razu tu przychodziłem tyle razy ją przeglądał.. Chore prawda? Podobnież to miało mu pomóc mi jaki i jemu rozwiązać mój problem.. 
I tak siedzieliśmy każdego dnia po parę godzin w milczeniu. On pytał ,a ja odpowiadałem ciszą. 
Nie ufałem nikomu. Nie czułem potrzeby wygadania się ani nic z tych rzeczy. Wolałem wszystko pozostawić w sobie nie zważając uwagi ,że powoli umierałem przez to. Wystukiwał swoim długopisem rytm ,który powoli wyprowadzał mnie z równowagi. Ledwo wytrzymywałem.. 
Chciałem stąd wyjść i zrobić to znowu... 

W waszych głowach zapewne pojawiają się pytania co? Gdzie jestem? Nie domyślacie się? 

Poczekajcie...

Kolejny zgrzyt skuwki o drewniany brzeg stolika zbliżał mnie do wybuchu. Przygryzłem wargę i wbijałem wzrok w przeciwległą ścianę. Byle unikać jego twarzy.. taki był plan. 

- Możesz przestań z łaski swojej? - warknąłem pierwszy raz spoglądając na niego.

Zmarszczył czoło i kontynuował czynność

- Ogłuchłeś?! - wrzasnąłem 

Zaprzestał jednak nadal skanował mnie i dokładnie badał ,jeżeli tak można nazwać wytrzeszczanie gał w czyjąś stronę. Westchnął po czym przechylił głowę.

- Co jest z tobą Zayn? - spytał nadzwyczaj spokojnie

- A jest coś nie tak? - prychnąłem przewracając oczami

- Gdyby było dobrze nie siedział byś tu nieprawdaż? - zagiął mnie

- Ja nie mam problemu to wszyscy go mają - odgryzłem się. Nigdy nasz dialog nie trwał tak długo. 

- Przed czym uciekasz? - drążył temat. Wiedziałem do czego dąży.

- Przed niczym. - zaparłem się i chciałem zakończyć całe to przesłuchanie.

- Unikasz tego jak ognia. Wiem że to w tobie siedzi.. Pozwól mi zrozumieć. - mówił łagodnie

Wstałem gwałtownie sprawiając że znalazłem się po chwili przy nim trzymając koszulę w pięści. 
Jego oddech nawet nie przyśpieszył był dalej równomierny. Z oczu wypływał spokój ,a ręka gładził ramię. Podniosłem go i docisnąłem do ściany. 

- Nikt mnie nie zrozumie! - krzyknąłem i odbiłem nim o powierzchnię. - Nikt!! - wysyczałem tuż przy jego twarzy. 

Zaraz potem zostałem odciągnięty siłą od faceta i wyprowadzony z pomieszczenia. Kurczowo trzymany przez dwóch ochroniarzy zostałem wepchnięty do mojej "celi".
Drzwi zatrzasnęły się a ja zostałem sam..
Pomieszczenie nie było zbyt duże. Spokojnie mieściło się tu łóżko i szafka. Z boku mała łazienka.
Najgorsze było to że nie tu także nie było okien. 
Całkowicie odcięty...
Usiadłem na łóżku. Sprężyny zaskrzypiały i natrętnie wbijały mi się w tyłek. Oparłem głowę o zimną ścianę. Ulga.. Miałem dość.. 
Nakryłem swoje ciało kocem po uszy wsłuchując tylko w bicie serca. Dreszcze co jakiś czas szargały mną. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka i odchrząkuje.
Nie zamierzałem zwracać na to uwagi. 

- Śpisz? - niewinny głos Liama tutejszego pielęgniarza.

- Tak odejdź.. - mruknąłem 

- Bardzo zabawne wychodź śpiochu! - zawołał radośnie ściągając ze mnie koc. Na co sprzedałem mu najgorsze spojrzenie mordercy na jakie udało mi się zdobyć.

- Nie bij - zaśmiał się i uniósł dłonie w geście obronnym. 

Tak na dobrą sprawę był jedyną osobą ,którą tu w jakimś stopniu lubiłem. Zawsze uśmiechał się ,a jego łagodne rysy same sprawiały że i ja stawałem się spokojny. W dzień w dzień przychodził do mnie i pytał jak się czuje. Ja oczywiście kłamałem jak z nut że lepiej.. 

- Przyniosłem leki - powiedział

- Przecież tylko po to tu przychodzisz.. - rzuciłem

- To moja praca Zayn - podał mi białe tabletki na co skrzywiłem się/

- Taa.. 

- Połknij.. Nie chcę robić tego na siłę jak ostatnio. Proszę.. - błagał

- Na prawdę muszę? - marudziłem 

- Wiesz że wszyscy chcemy ci pomóc.. 

- Gdybyście chcieli wypuścilibyście mnie - podniosłem głos

- Spokojnie.. Weź je.. 

Wziąłem je i włożyłem do buzi. Przełknąłem ciężko. 

- Zadowolony? - uśmiechnąłem się sztucznie

- Tak. Pa do jutra Zayn. Kolorowych! - zaświergotał Payne

- Taa.. branoc.. 

Poczekałem jak wyjdzie. Gdy już byłem pewien że nikt nie wejdzie do środka skierowałem się do łazienki. Nachyliłem tuz nad sedesem. Wsadziłem palec do gardła powodując odruchy wymiotne. Kiedy cała zawartość żołądka znalazła się w rurach kanalizacji położyłem się. Nie dawałem się faszerować tymi świństwami. Uważali że będę po nich "sobą". Przecież ja byłem sobą... 

Przymknąłem powieki i już chciałem zasnąć ,lecz usłyszałem szepty..

- Zayn? - To znowu ona..

- Tak kochanie? - podniosłem się i ujrzałem jej drobne ciałko przechodzące przez ścianę. 

Ubrana w białą zwiewną suknię. Jej bose stópki kroczyły po zielonym gumolicie ,a rączki były oplecione w koło tułowia. Długie blond włosy opadały na chude ramionka. Wystające kości obojczykowe sprawiały ,że wyglądała jeszcze słabiej.. bardziej krucho. Jaśniutka cera rozświetlała pokój. Niebieskie oczka nie świeciły już płomyczkami.. Były puste.. 

- Zimno mi.. - wydukała. Głosik dziewczyny był tak piskliwy..

- Chodź tu.. - odkryłem się i zaprosiłem na miejsce obok siebie. Podeszła nie pewnie i ułożyła tuż obok mnie. Przez moment poczułem obecność czyjeś duszy ,jednak jak szybko się pojawiła tak szybko znikła. - Czemu przyszłaś? - wyszeptałem

- Tęskniłam.. - wtuliła się w mój tors.. Nie poczułem..

- Och..

- Dobrze że ich nie wziąłeś.. Leków.. - mówiła ściszonym głosem - Wiesz czym by się to skończyło..

- Wiem kochanie.. 

- Mógłbyś mnie więcej nie zobaczyć..

- Nie pozwolę.. - obiecałem

- Kocham cię.. - uśmiechnęła się słabo

- Też cie kocham aniołku - odwzajemniłem gest

- Nie zostawiaj mnie.. - jej postać zaczęła zanikać 

- Nie zostawię

Wtuliłem się w poduszkę i usnąłem...


*****
Następny tydzień był zdecydowanie niczym nie różniącym się od poprzednich. Doktor starał się wykrzesać ze mnie choć jedno słowo. Ja milczałem dalej.. Już nawet jego próby prowokacji w postaci pstrykania długopisu nie zadziałały. Byłem nie ugięty.. Do pewnego czasu..

Wszedłem pewnie do gabinetu i usiadłem na dobrze znanym miejscu oczekując przyjścia mężczyzny. Czekały mnie dwie godziny milczenia ehh.. 

Usłyszałem trzask i zaraz ujrzałem go. Siadł tam gdzie zawsze. Tym razem nie wyciągnął kartoteki.
Co ogromnie mnie zdziwiło. Założył nogi na stół i ziewnął. Co? 
Zignorowałem jego zachowanie. 

- Jak minął ci dzień? - zagadnął

- Super oglądałem ściany są bardzo fascynujące.. - powiedziałem sarkastycznie

- Cóż ciekawe.. Myślisz że kiedyś stąd wyjdziesz? 

- Od kiedy gadamy o takich rzeczach? - zadziwiłem się i podrapałem po karku 

- Chcesz żebym wrócił do poprzedniej terapii? Szczerze nie widzę sensu jej kontynuacji.. Jesteś za słaby.. Pogadajmy o tych fascynujących ścianach. - przysiągłbym że oczy wyleciały mi z orbit

- Ja słaby? Zabawne.. - zaśmiałem się

- To dlaczego nie chcesz stawić temu czoła co? 

- Nie widzę potrzeby..

- To się nazywa słabość Zayn.. - oznajmił pogardliwie

- Nie. 

- Tak Przyznaj się w końcu sam przed sobą.. Jesteś słaby.. Powiedz mi że jesteś słaby ,a zakończę to wszystko. Tylko wiesz z czym się to wiąże? Zostaniesz tu na zawsze. Tego chcesz? 

- Kochanie nie słuchaj go! - pojawiła się znikąd

- On ma rację.. To jedyne wyjście. - zwróciłem się do niej

- Do kogo mówisz? - spytał zdezorientowany 

- Do Magie.. 

- Nie zostawiaj mnie! - błagała

- Nie zostawię.. 

Znikła..

- Widzisz ją? - przechylił głowę

- Tak.. Przychodzi do mnie.. - wytłumaczyłem 

- To są urojenia Zayn jej już nie ma. 

- Jest! - poczułem przypływ złości

- Ok zacznijmy inaczej... - rozsiadł się wygodniej - będziesz współpracować.. A ja ci pomogę wyjść z tego gówna ok? 

- Tak.. - odparłem niezbyt pewnie

- No więc od początku.. Mów kiedy mam przerwać dobrze? - przytaknąłem 

Zastanawiałem się czy to ,aby dobre posunięcie. 

- Staraj się dokładnie odpowiadać. Kim jest Magie? - wiedziałem że wszystko musiałem mu powiedzieć pomimo tego iż już dawno prześwietlił całą sprawę.. 

- To moja dziewczyna.. Chcemy się pobrać.. 

- Pobrać? - zdziwił się - Co tu robisz Zayn? 

- Sam nie wiem.. Zabraliście mnie tu zaraz po wyjściu ze szpitala

- Na pewno nie wiesz czego chcemy? A więc dlaczego znalazłeś się w szpitalu? 

Przełknąłem głośno ślinę. 

- Ja..ja... straciłem zbyt dużo krwi.. zemdlałem.. - jąkałem się

- Co było powodem? - niemiłosiernie ciągnął

- Próba..Próba samobójcza.. 

- Ach tak... a co się stało zanim to zrobiłeś? 

Przygryzłem wewnętrzną część policzka równocześnie zaciskając dłonie na oparciu krzesła. Sam tego chciałem.. 

- Co zrobiłeś Zayn? - pośpieszał mnie nie słysząc długo odpowiedzi 

- Zabiłem.. 

- Dlaczego? 

Przymknąłem powieki czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie miały wypłynąć! Nigdy!

- Dość.. 

- Zayn zaszedłeś daleko walcz z tym! - dopingował mnie

- Nie dam rady.. 

- Dasz Zayn dasz radę! Wierzę w ciebie!

- Proszę.. 

- Dlaczego go zabiłeś? 

- Bo zasłużył - wysyczałem przez zęby 

- Nikt nie zasługuje na śmierć.. 

- On zasłużył! - krzyknąłem nie mogąc dłużej się powstrzymać 

- Spokojnie.. Co takiego zrobił.. Opowiedz to

Wstałem i nerwowo zacząłem chodzić po pokoju. Nie przerywał mi. 

- Mów Zayn.. 

Odetchnąłem ciężko.

- Wracałem z pracy.. Obiecałem że tego dnia wrócę wcześniej. Miał to być dzień naszej drugiej rocznicy poznania się. Chciałem tego zrobić kolejny krok w naszym związku.. Miałem pierścionek. Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet białych lilii tych ,które tak kocha.. Byłem tak strasznie szczęśliwy. Bez pukania wpadłem do mieszkania. Chciałem zrobić jej niespodziankę. Wkroczyłem po cichu do salonu. Stół był nakryty białym obrusem. Porcelanowe talerze czekały na przygotowaną potrawę. Magie wspaniale gotuje.. - przeczesałem włosy 

- Co było dalej? 

- Szukałem jej wszędzie. Została mi tylko kuchnia. Wpadłem tam... - przerwałem. Moje ciało zaczęło się trząść. - Leżała tam.. w kałuży krwi. Była blada. Miała na sobie nową suknię. Sam jej ją kupiłem.. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku - Podbiegłem do niej i zacząłem budzić. Nie wstawała. Sprawdziłem jej tętno. Brak.. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po pomoc. Przejrzałem dokładnie jej rany... - następna łza... - Na policzkach widniały opuchnięcia. Ktoś ją bił... Ktoś uderzył moją księżniczkę.. Rozumiesz? Ręce były zadrapane.. Chciała się wyrwać ,ale nie dał jej uciec.. W brzuchu był nóż.. - nie zorientowałem się nawet kiedy zacząłem łkać - Przyszedł okraść mieszkanie. Na jej nieszczęście była tam.. Nie zostawił jej! Nie chciał świadków! Po prostu ją zabił! Zadźgał jak zwierzę!! Mój cały świat! - szlochałem 

Usiadłem na ziemi i schowałem twarz w dłoniach. Od tak dawna nie płakałem.. Miałem odejść... Odejść od tego i żyć na nowo.. Jednak została..

Przytulił mnie i pocierał plecy. 

- Jesteś silny Zayn... Jestem z ciebie dumny. Już prawie kończymy.. Co było dalej? - mówił tak troskliwie 

Pociągnąłem nosem i oddaliliśmy się od siebie. Oparliśmy się o ścianę. 

- Mówili że nie miała szans.. Mówili że nie czuła.. Mówili że zaraz po zadanym ciosie odeszła.. Nie pomogli.. Nie chciałem by zabierali ciało Magie.. Dali mi jakieś świństwa i usnąłem jak zabity.. Następnego ranka wiedziałem czym jest już mój cel.. Po nie długich poszukiwaniach znalazłem tego chuja.. - wykrzywiłem się w grymasie - Miał żonę ...rodzinę.. Normalny cywilizowany obywatel.. Spytałem się go co by zrobił gdybym zabił jego żonę.. Nic nie odpowiedział...

- Co zrobiłeś potem? 

- Wyciągnąłem nóż i dźgnąłem w to samo miejsce co on Magie.. Błagał o litość.. Tłumaczył że ma rodzinne na utrzymaniu.. Wiesz co zrobiłem? Splunąłem mu w twarz. Gdy już opadł nieprzytomny uciekłem.. Zaszyłem się w domu. Wyjąłem pudełko żyletek.. Jedna po drugiej wbijałem w skórę na nadgarstkach.. - mówiłem jak w transie - Słyszałem jej głos w oddali. Zapraszała mnie w swoje ramiona.. Chciałem już tylko być przy niej.. Urwał mi się film. Obudziłem się w szpitalu. Policja znalazła mnie w łazience. Dalszej historii nie muszę opowiadać... - opadłem z sił


- Jestem na prawdę dumny - odparł i pogładził moje ramię - Zdajesz sobie sprawę z tego czego dokonałeś? Weź te leki - podał mi tabletki 

Bez komentarza połknąłem je. 

- Nigdy więcej ich nie przestawaj brać dobrze? Jesteś zdrowy Zayn.. Masz tylko problem.. Ale rozwiążemy go. Nie dam im cię zabrać do więzienia. Wyjdziesz na wolność i zaczniesz nowe życie obiecuję ci to tylko daj sobie pomóc..

Wstałem i skierowałem się do drzwi.

- Dobrej nocy - rzuciłem 

- Wzajemnie 

**** 
Tej nocy nie przyszła.. Następnej też nie.. Odeszła na dobre.. 

Nie chciałem by odeszła.. 

Chciałem żeby mimo wszystko przychodziła każdego dnia i mówiła mi jak bardzo mnie kocha. Jak bardzo tęskni.. 

Poddałem się całkowicie terapii.. Tym samym przekreślając ją.. 

Nie mogłem tak dłużej.. Każdy możliwy wieczór bez niej stawał się katorgą..

Mówili że będzie lepiej , było wręcz przeciwnie..

Bo obumarłem..

Stałem się wrakiem człowieka..

Doktor powtarzał ,iż jestem silny..

Wcale tak nie było..

Po obchodzie Liama uklęknąłem przed łóżkiem. Podwinąłem rękawy bluzy i spojrzałem na wystającą śrubę z poręczy. Potarłem ręką o nią. Poczułem nieprzyjemne pieczenie , jednak kontynuowałem.. Przygryzłem wargę by nie wydawać z siebie odgłosów. 
Kropelki krwi zaczęły leniwie spływać po skórze. Szramy robiły się głębsze. Czerwona ciecz była już niemal na całej podłodze. 

Głębiej i głębiej....
Bliżej i bliżej..Ciebie.


Gdzieś w oddali twój głosik wołający mnie i zapraszający do nowego świata. 

Wszędzie byle tylko z tobą.. 

Powieki stawały się cięższe..
Puls stopniowo zmniejszał się..
Drętwienie kończyn... 
Ciemność...

"Odchodząc zabrałaś część mnie.. Nie pytając o zgodę zabrałaś również drugą.. Nie                                                      przeciwstawiałem się.. Jestem twój..."


                                                            MADŻONEZ XX

1 komentarz:

  1. Ejjjj... Ten ostatni to mnie normalnie wzruszył... Nie mam słów, ale wiem, że mi się podobało....

    OdpowiedzUsuń