#Rue
- Liam? - Powtórzyłam zmieszana.
Cóż Payne był, chyba ostatnią osobą od jakiej mogłam się spodziewać telefonu.
Chwila.
- Liam jakim cudem do mnie dzwonisz i skąd masz mój numer? - Wstałam nerwowo, kręcąc się po salonie.
- Cóż można powiedzieć, że.. - Zaczął pewniej
- Boże - Zakryłam usta dłonią - Ukradłeś komuś telefon? - Pisnęłam
- Co? Nie, nie Rue nikogo nie okradłem.
- Wiesz czym to się może skończyć? - Drążyłam spanikowana - Lia..
- Oh zamknij się - Westchnął - Przepraszam ok? Nie chciałem tego powiedzieć.
Ulga?
- W sumie to chciałem, ale źle to ująłem - Motał się
- W porządku - Przysiadłam, nieco spokojniejsza na stołku.
- Nie wcale nie w porządku. Wiem, że na pewno cię to zraniło prawda?
Zamilkłam.
Widocznie zrozumiał moje milczenie i kontynuował.
- Obiecaj mi, że poważnie jutro porozmawiamy
- Myślę że i tak musimy pogadać - Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając o głębi jego oczu, kiedy patrzył się na mnie intensywnie.
Jak to się działo?
Wystarczył jego głos, a wszelka złość upływała ze mnie. Małe poczucie skruchy i już byłam jego.
Byłam niczym marionetka w jego rękach i w głębi duszy modliłam się oto by tego nie dostrzegł.
Czemu?
Bo tak na prawdę nie wiedziałam, do czego oboje dążymy.
Wszystko wymykało się spod mojej kontroli, a ostatnie próby sprowadzenia do porządku już dawno wymknęły mi się spod moich palców, oddalając się w niezapomnienie.
Przytłaczała mnie myśl, iż mógłby chcieć tylko urozmaicić swoje życie w czterech ścianach, próbując mnie sobie przyswoić.
Bo nasza przeszłość nigdy nie ucieknie, będzie nas gonić dopóki sami nie skonamy.
Co jeśli on jej nie ucieknie?
- Dobranoc - Wyszeptał, nie dając mi nawet się pożegnać, bo pisk w słuchawce oznajmił zakończenie połączenia.
"Może jesteś tylko moją własną trucizną, którą sama sobie wstrzyknęłam?"
#Niall
Ciche pochrapywanie roznosiło się po celi, doprowadzając
mnie do granic wytrzymałości. Tak bardzo pragnąłem siedzieć w tej klatce sam
lub chociaż przy boku kogoś z kim mógłbym normalnie porozmawiać. Mój aktualny
współlokator prawdopodobnie miał pchły, bo wiercił się jak dziki jamnik na
łóżku , które skrzypiało przy każdym jego ruchu. Jego mowa ograniczała się do
doprowadzania mnie do szału i irytacji. Śmierdział jak skunks, zaszczycając
mnie smrodem swojego potu, każdego pięknego, ciekawego i nie zwykle
fascynującego dnia w tej najczystszej i pięciu gwiazdkowej celi.
Zakryłem poduszką głowę, chcąc choć minimalnie zagrodzić
hałasowi dostęp do moich uszu, jednakże i tak poszło to na marne, bo rozbudziłem
na tyle swoje ciało, że nie miałem już ochoty zapadać w sen. Usiadłem
przeczesując zbyt długie już włosy, natrętnie wpadające mi do oczu. Zbliżało
się południe, co równało się z przerwą i rzecz jasna z obiadem.
O tak mój żołądek od godziny domagał się zainteresowania,
przez które rozważałem zjedzenie kołdry albo mydła, by zakneblować i pusto go
nakarmić.
Oparłem się o zimną ścianę i przyglądałem się innym
więźniom. Jedni tak jak i mój miejscowy skunksik pogrążyło się w głębokim śnie,
drudzy rozmawiali najlepsze o wczorajszym meczu rugby, którego audycję mieliśmy
zaszczyt usłyszeć w radiu.
Ach te luksusy.
Nawet strażnicy wydawali się znudzeni dzisiejszym dniem.
Ukradkiem zerknąłem na Zayna siedzącego na łóżku i z uporem
maniaka, próbującego poprawić bandaż na ręce.
Było mi przykro, że ucierpiał przeze mnie waląc tego kolesia
po ryju. Mogłem sam mu dokopać.
No dobra nie mogłem.
Prawda była taka, że sam widok krwi sprawiał, iż mam ochotę
uciec z kraju i zmienić tożsamość.
Może przesadziłem nieco.
Ale i tak nie zmienia to faktu.
Nie lubiłem nigdy mieszać się w bójki, a co więcej być osobą
głównie zamieszaną w nie.
Modliłem się tylko o to aby Malik nie miał problemów z całym
tym zamieszaniem. Jeszcze nie wyjaśniliśmy tej sprawy, ale przeczuwałem iż
nastąpi ona niedługo.
Louis przechadzał się korytarzem, co rusz zagadując
oskarżonych i ochoczo z nimi wymieniając jakieś uwagi.
Szczerze go lubiłem. Był nieco inny. Traktował nas jak
znajomych, a nie grupy przestępców ze swojej nudnej pracy.
Pamiętałem jaki zagubiony byłem zaraz po przyjściu do
zakładu, a on okazał się osobą która mimo tego, że nie znała ani trochę mojej
sytuacji sprawiła, iż uśmiechałem się będąc w tak potwornym miejscu.
Drzwi główne otworzyły się, a mój wzrok skupił się na
dziewczynie, ubranej w białą zwiewną sukienkę. Jej włosy ułożone w delikatne
fale, opadały swobodnie na ramiona i szczelnie zakrywając jeden z policzków.
Samym swoim wejściem sprawiła, że automatycznie wszystko
stało się jaśniejsze.
Tomlinson uśmiechnął się do niej z drugiego końca z
dwuznacznym rozbawionym uśmiechem, który chyba był tylko zrozumiały dla niej,
bo chwilę potem jej twarz oblał szkarłatny rumieniec. Poprawiła zawstydzona
torebkę i ruszyła przed siebie nieśmiało, przechodząc koło strażnika.
Coś tu było grane.
Widocznie tylko mi zachowane obojga "opiekunów"
więzienia wydało się ciekawe, ponieważ reszta skazanych nawet nie utrzymała
zbyt długo skupienia na nich i wróciła do swoich czynności.
Założyłem ciężkie trepy na stopy, przygotowując się do
wyjścia i jak na zawołanie, kiedy tylko poprawiłem sznurówki dzwonek obległ
budynek, a kraty ustąpiły.
Wolność.
Wybiegłem niczym maratończyk na korytarz, kierując się do
stołówki.
- Niall gdzie się tak śpieszysz? - Zdezorientowany Louis
obrócił się w moją stronę.
- Jedzonko! - Krzyknąłem mijając równie głodnych mężczyzn.
Brunet pokręcił głową i wrócił do nadzoru.
Kiedy dopchałem się przez ten tabun krów po talerz
wypełniony tak zwanym tutejszym jedzeniem, znalazłem wolny stolik i wziąłem się
za spożywanie.
Ciemnowłosy mulat przysiadł się naprzeciw mnie, patrząc na
mnie z sugestywną miną.
- Więcej się nie dało włożyć do buzi? - Zamrugał
niedowierzając
- Zayni przyjacielu - Mówiłem z pełnymi ustami.
- Czym ja sobie zasłużyłem na to miano? - Zachichotał ,biorąc
niepewnie pierwszy kęs ziemniaka.
- Uratowałeś mi życie - Wytarłem rękawem buzię.
Kultura przede wszystkim a co.
- Niall nie przesadzaj - Przewrócił oczami
- Mój ty bohaterze - Zacmokałem, chcąc zawstydzić chłopaka.
- Jesteś idiotą Horan, tak cholernym idiotą - Obrócił głowę
zażenowany, chcąc ukryć zaróżowione policzki.
Bingo!
- Nie uwierzysz! - Krzyknąłem nagle, zwracając uwagę
siedzących blisko nas, za co zostałem skarcony surowymi uwagami.
Machnąłem tylko ręką i nieco ciszej zacząłem ponownie.
- Coś się święci między naszym kochanym strażnikiem i
psycholog - Poruszyłem brwiami.
- Że Louis i Rue? Chyba sobie kpisz podstępny Irlandczyku -
Rzucił zaciekawiony
- Nie - Rzekłem dumnie - Widziałem jak się na siebie patrzą.
Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby wczorajszy dzień i noc - Wyszczerzyłem się -
spędzili razem.
- Plotkara
- Stwierdzam fakty - Oburzyłem się
Spojrzałem na Payna, siedzącego zaraz za Malikiem. Siedział
sztywno, wbijając swój wzrok gniewnie w Tomlinsona, który właśnie wszedł do
stołówki. Nerwowo obracał łyżkę w dłoni, zaraz potem bez najmniejszego problemu
zginając ją w pół.
Przełknąłem ciężko ślinę.
Po chwili zwrócił uwagę na nie nadający się już, do użycia
sztuciec z grymasem.
- Kolego potrzebujesz pomocy? - Zwróciłem się unosząc swoją
łyżkę.
Zmierzył mnie chyba najbardziej przerażającym wzorkiem,
jakikolwiek przyszło mi w życiu zobaczyć. Jego brwi ściągnęły się w linie, a
usta zacisnęły tak, że miałem wrażenie, iż zaraz zostaną zmiażdżone pod siłą
jakie na nie wywierał. Wstał gwałtownie odsuwając talerz.
- Zamknij się - Warknął, przechodząc obok i pośpiesznie
wychodząc.
Odetchnąłem z ulgi. Myślałem że mnie uderzy. Zapanowała
cisza, przez którą odbijał się mój niespokojny oddech.
- Grabisz sobie - Odezwał się mój przyjaciel
- Chciałem być miły - Wyrzuciłem sfrustrowany ręce w
powietrze.
- On chyba nie chciał twojej pomocy - Skitował
- No co ty nie powiesz - Wziąłem kolejną porcję jedzenia,
które nie wydawało się już takie zaspokajające jak chwilę temu. - Milknę na
wieki. - Stwierdziłem poważnie.
- Mogę dostać to na piśmie? - Zagadnął
- Nienawidzę cię
- Wzajemnie, wzajemnie - Mrugnął do mnie.
Chciałem rzucić opryskliwą uwagę, lecz zatrzymał mnie kręcąc
palcem wskazującym tuż przy moim nosie.
- "Milknę na wieki" -
Powtórzył szczerząc się.
Nałożyłem groszek na czubek widelca, odginając go delikatnie
i wystrzeliwując wprost w ułożone włosy mojego towarzysza. Swoją drogą nie
wiedziałem jakim cudem utrzymywał je w tak dobrym stanie, w końcu warunki jakie
tu mieliśmy wcale tego nie zapewniały.
Wysłałem mu najsztuczniejszy uśmiech, na jaki mogłem sobie
pozwolić i czekałem na jego reakcje.
- Niall!
To nie ja.
#Liam
Cała pewność siebie, jaką posiadałem wyparowała jak za
pstryknięciem palca. Stałem od dobrych pięciu minut, pod gabinetem dziewczyny i
nie mogłem się przemóc.
To miała być jedna z moich najpoważniejszych rozmów w życiu.
Tak mi się zdawało.
Pierwszy raz zapragnąłem jak nigdy znaleźć się w swojej celi.
Ale wiedziałem, że nie mogę od tego uciec.
Nie.
Nie tym razem.
Zawsze uciekałem.
Tym razem im dłużej czekałem, tym bardziej stawałem się niespokojny.
Tym razem im dłużej czekałem, tym bardziej stawałem się niespokojny.
Czas stawić czoła temu co mi niesie życie.
Wziąłem głęboki wdech i chwyciłem klamkę.
Masz jeszcze czas,
możesz odpuścić - Podpowiadał mi cichy głosik w głowie.
Otworzyłem drzwi, przed to pukając i wszedłem niepewnie do
środka.
Siedziała sztywno na fotelu, tak jakby oczekiwała prędzej
czy później mojego przyjścia.
Byłem aż tak przewidywalny?
Usiadłem na przeciw, dokładnie skanując jej sylwetkę. W
duchu przeklinałem ją za założenie ten kiecki, która sprawiała że mój narząd
zmysłu zastępował inny narząd, który na pewno nie odpowiadał za myślenie.
Nieważne.
- Cześć - Odezwałem się
Idiota.
- Hej - Odpowiedziała, a na jej ustach pojawił się mały
uśmieszek.
Nie jest zła.
Plus dla mnie.
I nastała cisza.
Cisza, która wydawała się trwać w nieskończoność. Nic nie
potrafiłem z nią zrobić. Mój język został uwiązany gdzieś w gardle, mózg
wywalony przez okno, ciało... ciało po prostu tam było.
Się rozgadałem.
Ścisnąłem zdenerwowany kolano, próbując jakimś cudem
otrzeźwieć i powiedzieć cokolwiek.
Rue wydawała się równie zmieszana co ja, jednak czekała aż
to ja naprowadzę tą nieuniknioną sprawę na właściwy tor, lecz ja byłem cicho.
Nie bądź ciotą. Nie bądź ciotą.
- Wiesz.. Odkąd cię poznałem nasza znajomość zazwyczaj
przeważa tym, że robię coś głupiego. A potem musisz słuchać moich przeprosin.
To głupie nie? - Bawiłem się palcami, zerkając na reakcje dziewczyny - Jak
często przepraszasz, to ważność tych słów zaczyna tracić na swojej wartości
i w moim przypadku chyba tak jest. Ja..
- Zapomnijmy ok? Nie chcę już do tego wracać.
- Nie uważasz, że powinniśmy to omówić? To nie jest
normalne, jakiś koleś ci groził. - Starałem się mówić, będąc opanowanym, mimo
tego, iż w środku rozrywała mnie nie ujarzmiona złość względem faceta, którego
miałem czelność usłyszeć, niestety tylko na nagraniu.
Przełknęła ciężko ślinę.
- On cię dotykał Rue
- To ja przegięłam. - Wzruszyła ramionami.
Wiedziałem że odsuwa to od siebie.
- Nie mów tak tylko dlatego, że ja wczoraj powiedziałem coś
niewłaściwego, co zostało w twojej pamięci. To były bzdury.
- Powinnam inaczej to rozegrać, tymczasem zachowałam się jak
amatorka, którą zresztą jestem.
- Ale to on przekroczył granicę. - Upomniałem.
- Nie wiem. Nie wiem Liam wolę to puścić w niepamięć.
- A co z nagraniem?
- Na razie zachowam je dla siebie.
- Na razie?
- Tak myślę, myślę że może ono pomóc Niallowi
Ugryzłem się w język, by nie puścić jakiejś kąśliwej uwagi
na temat Horana, jednak wolałem w tej sytuacji zachować je dla siebie.
- Rozumiem.
Nie wcale nie rozumiem.
- Martwiłem się. Nadal się martwię.
- Nie powinieneś to nie twoja sprawa. Dam sobie radę.
No właśnie moja i nie nie dasz.
Zacząłem się w nią wpatrywać z wątpieniem.
- No nie patrz tak na mnie. Mogę ci obiecać, że będę na
siebie uważać - Powiedziała szczerze, co niezmiernie mnie uspokoiło, jednakże
zdawałem sobie sprawę z tego, jak daleko to zaszło.
- Niall wie?
- Jeszcze nie
- Zamierzasz mu w ogóle o tym powiedzieć?
Pokręciła głową.
- Tak myślałem.
Z jednej strony cieszyłem się w duchu z tego, bo tylko ja
wiedziałem o tej sprawie.
- Między nami w porządku?
- Myślę, że tak - Pierwszy raz od naszego dialogu, ton jej
głosu zabrzmiał weselej.
Rozluźniła się nieco, co również i na mnie podziałało relaksująco przez co odwarzyłem sie na kolejny ruch.
- Uważasz, że można zakochać się w kimś, kogo nie do końca znasz? - Wypaliłem nagle.
Otworzyła szerzej oczy, zastanawiając się przez moment.
- Nie wierzę w miłość od pierwszego, ale sądzę, że jest możliwe, by zakochać się w kimś bardzo szybko.
- Tak. - Zgodziłem się pośpiesznie i umilkłem. - Co z prawdziwą miłością? Wierzysz w nią?
Jest kąciki ust wygięły się słodko.
- Tak. Tak, wierzę. Wierzę, że jest tu ktoś dla każdego, po
prostu musisz znaleźć właściwą osobę.
- Nawet jeśli inni by tego nie popierali?
- Dlaczego miałoby to robić jakąś różnicę? To nie ma nic
wspólnego z nikim innym. Jeżeli dwójka ludzi, która jest w związku uważa, że to
dobre, jeżeli są w sobie zakochani i nie zamierzają zmienić zdania, jeżeli
znaleźli kogoś idealnego dla siebie, jakie prawo mają inni, żeby się wtrącać?
- Społeczeństwo jest bezwzględne - Wyrzuciłem.
Wcale nie ukrywałem, iż ten rodzaj odpowiedzi przypadł mi jak najbardziej do gustu.
Nastała mniej krępująca cisza między, którą wymienialiśmy się długimi spojrzeniami nic nie wnoszącymi do tego co właśnie mną targało wewnątrz.
- O czym myślisz? - Zapytała unosząc się na fotelu, by poprawić swoją pozycje.
- O tobie.. - Przyznałem, przygryzając wargę
Zdumienie przeleciało przez jej rysy.
#Rue
- No więc o czym myślałeś? - Dociekałam
Myślał o mnie. Myślał o mnie..
- Starałem się sobie przypomnieć.. - Odkaszlnął - Kiedy, kiedy się w tobie zakochałem. To znaczy ja.. ja nie wiem. W sumie.. To nie tak, że. Ja po prostu.. Z pewnością żywię do ciebie jakieś uczucia - Bełkotał, masując swój kark.
Żaróweczka położona gdzieś na dnie mojego brzucha zaczęła rozpalać się, wprawiając w szybszy ruch każdą komóreczkę z osobna. Krew która do tej pory płynęła spokojnie w żyłach, zaczęła buzować chcąc niemal wytrysnąć z radości i mocy jakiej przekazywała jej mała żarówka.
Ciepło ogarniało mnie od stóp aż po czubek nosa. Obraz stawał się jaśniejszy, dźwięk bardziej wyczulony.
Wszystko ożywało.
Żaróweczka położona gdzieś na dnie mojego brzucha zaczęła rozpalać się, wprawiając w szybszy ruch każdą komóreczkę z osobna. Krew która do tej pory płynęła spokojnie w żyłach, zaczęła buzować chcąc niemal wytrysnąć z radości i mocy jakiej przekazywała jej mała żarówka.
Ciepło ogarniało mnie od stóp aż po czubek nosa. Obraz stawał się jaśniejszy, dźwięk bardziej wyczulony.
Wszystko ożywało.
- Jaki rodzaj uczuć? - Zapytałam - Mówimy o fizycznych czy…?
- Nie… nie całkowicie. - przyznał Liam. - Uważam, że jesteś
atrakcyjna - oczywiście, że tak! Ale nie chodzi tylko o to. Nie żywię do ciebie
uczuć tylko… dlatego, że jesteś seksowna. - Uśmiechnął się z zakłopotaniem. -
To te rzeczy, które mówisz. Nie mogę tego nawet wytłumaczyć. Sprawiasz, że znów
czuję się człowiekiem. Otwieram się jak przed nikim innym i boje się tego co ze
mną robisz. To dobre. Na pewno dobre.
Nie mogłam zrobić nic innego niż być rozbawioną tym
oświadczeniem, a co bardziej wzruszona.
Z pewnością nie traktowałam Liama tak samo, jak wszystkich
innych. Troszczyłam się o niego o wiele głębiej i bardziej desperacko niż
ktokolwiek inny - ludzie jak Niall i Zayn i Louis byli kimś zdecydowanie z
innej półki.
Liam sprawiał, że czułam się szczęśliwa i absurdalnie
pogmatwana w środku, i nie pamiętałam czasów, kiedy moje myśli nie były stale
pełne tęsknych myśli o chłopaku siedzącym przede mną, olśniewających oczach i burzliwym
charakterze.
- Niezupełnie tak, jak wszystkich innych - poprawiłam go z uśmiechem.
- Może i nie - zgodził się, również uśmiechając się.
To dziwne, że dopiero teraz siedzieliśmy spokojnie i o tym
gadaliśmy, podczas gdy za nami była już lista gorących pocałunków i czułych
słów.... suchy seks. Co do tego ostatniego wolałabym zachować to gdzieś na dnie
swojej pamięci. To nie tak, że żałuje. Ja po prostu..
Nie to było cholernie niewłaściwe.
- Myślę, że też coś do ciebie czuję - przyznałam nieco
pewniej.
Stado motyli coraz bardziej łaskotało mój brzuch, a gula w
gardle stawała się lżejsza, sprawiając że i ja sama wydawałam się unosić nad
krzesłem.
- Pomimo, że jestem mordercą?
- Dziwacznie to brzmi, ale chyba to już mnie tak bardzo nie
obchodzi.
Zastanawiałam się, czy mogłabym przyzwoicie zacząć flirtować
z chłopakiem, i czy to było to, co on by chciał. Słabe rozbawienie pojawiło się
w minie Payna, gdy przyglądał się mojemu skupieniu, wydawało się, jakby myślał
o tym samym.
- Zrobimy coś z tym? - zapytał ostrożnie. - Czy po prostu
będziemy udawać, że nic się nie stało?
- Myślę, że udawanie już tu nic nie da.
- Więc, co robimy?
- Już o tym rozmawialiśmy i wiesz że mogą nas złapać..
- Mówiłem, że nas nie złapią - powiedział prosto.
- Sprawiasz, że to brzmi tak łatwo - Prychnęłam
- To dosyć ryzykowne. - Podsumował, marszcząc czoło
- To prawda… - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. - Nie
złamałam prawa od ponad dwóch lat, muszę trochę nadrobić.
Roześmiał się głośno, sprawiając że automatycznie moje serce
stanęło w miejscu, odliczając swój czas zawału, by zaraz potem wybić kolejne
mocne bicie na widok tak niezwykłego człowieka, jakim był Liam Payne.
- Mogę cię pocałować? - Onieśmielony zwrócił się do mnie.
- Sprowadzasz mnie na złą drogę.
- A co z twoim nie złamałam prawa przez dwa lata? -
Zarechotał
- Nie wiem na co czekasz - Przywróciłam go do poprzedniej
propozycji.
Od kiedy ja się taka pewna zrobiłam?
Potrzeba było chwili, bym siedziała na biurku dociśnięta
przez jego tors i usta, drażniące moje wargi, do takich możliwości, iż byłam
gotowa spędzić resztę dnia na smakowaniu ich.
Tania pasta oferowana przez służbę więzienia pomieszana ze
smakiem Liama, chyba stała się moim ulubionym smakiem.
Położył dłonie na mojej tali, kciukiem przejeżdżając po
biodrze.
Wzdrygnęłam się.
To Liam.
To Liam.
Przecież on nie zrobi mi krzywdy.
Przecież to Liam.
Zauważył moje zawahanie.
- To ja. Myśl o mnie. - Wymruczał wprost w moje usta,
łaskocząc przy tym podczas ruchu warg.
Myślałam o nim.
Jego ruchy stały się bardziej subtelne. Przygryzał zębami
skórkę wargi, przez co dostawałam szału. Wplotłam dłonie we włosy chłopaka, nie
mogąc dłużej wytrzymać tego jak igrał ze mną. Zamruczał zadowolony moim
działaniem, jeszcze mocniej napierając na mnie swoim ciałem.
Przemknęło mi przez głowę to, że właśnie siedziałam w
sukience i na pewno parę detalów nie umknęło uwadze więźnia, ale jak szybko o
tym myślałam, tak i szybko zapomniałam, gdy poczułam palce chłopaka,
zataczające kółka na moim udzie.
Suchość w gardle stała się prawie tak samo mocna, jak
poprzedniego dnia podczas natrętnego kaca, który do mnie zawitał, jednakże
aktualny powód bardziej podobał mi się niż poprzedni.
Strąciłam uprzejmie dłonie chłopaka, kładąc je sobie na
tali.
Nie chciałam przeginać, to i tak było wystarczające.
Odsunęliśmy się od siebie na tyle, by zaczerpnąć oddech
nadal nie zmieniając pozycji.
- I jak idzie nieprzestrzeganie prawa panno Lewis? -
Zamrugał zalotnie
Wyglądał tak niewinnie.
- Myślę że nadal czuje się czysta w tej kwestii
- Muszę to zmienić
Ostatni raz cmoknął mnie w usta, powodując że czułam się
odurzona.
Wszystko zdawało się być tak daleko, a jednocześnie blisko.
Może to my zdawaliśmy się oddalać od tego miejsca. Byliśmy w swoim małym
świecie, którego nikt nie miał prawa naruszać. To było igranie z ogniem, lecz
równocześnie potrzeba nie mogąca zostać zamknięta w skrzyni i zapomniana.
Nim zdążyliśmy się zorientować, kiedy trzask drzwi rozniósł się po
gabinecie, a świat się automatycznie zatrzymał.
- Rue musisz mi pomóc.. O kurwa
WITAM W ŚRODKU NOCY.
YEP.
NIE CHCĘ MI SIĘ PISAĆ JAKIEJŚ ROZLEGŁEJ NOTATKI.
USYPIAM.
KRÓTKO MÓWIĄC OTO GÓWNO.
NIE LUBIĘ TEGO ROZDZIAŁU NIE WIEM CZEMU, ALE GO PO PROSTU NIE TRAWIĘ.
BYWA.
POMIESZAŁAM JAK CHOLERA.
ALE NASTĘPNY ROZDZIAŁ WYDAJĘ MI SIĘ ŻE BĘDZIE ROZDZIAŁEM WYJAŚNIEŃ I HARMONII.
TAA
JAKIEŚ PROPOZYCJE NA PERSPEKTYWY?
TAK OGÓLNIE TO CHCIAŁAM OGŁOSIĆ, ŻE CHYBA JESTEŚMY W POŁOWIE PIERWSZEGO SEZONU CONVICTED.
TO RACZEJ NIE BĘDZIE OPOWIADANIE TYPU AFTER CZY TEŻ COLD.
MOJE PIERWSZE OPOWIADANIE JAKIM JEST CONVICTED MA BYĆ SUBTELNE I CHYBA TAKIE ZRESZTĄ BĘDZIE. SUBTELNE CHODZI MI OTO, ŻE BĘDZIE MIAŁO NIE ZA DUŻO ROZDZIAŁÓW. PRZEWIDUJE ŻE CAŁY SEZON BĘDZIE MIAŁ JAKIEŚ 30 ROZDZIAŁÓW MOŻE I WIĘCEJ. A DRUGI JESZCZE NIE WIEM ZOBACZYMY :)
TYMCZASEM SPADAM OGARNĄĆ BLOGA I LULAM.
CZEKAM NA OKREŚLONĄ LICZBĘ KOMENTARZY JAKĄ SOBIE OSOBIŚCIE USTALIŁAM I DODAJĘ ROZDZIAŁ, BO JEST JUŻ NAPISANY (TAK NAPISAŁAM NA ZAPAS :) )
TAKŻE CZYTASZ = KOMENTUJESZ
POZDRAWIAM MADŻONEZ/ @LOLOUNIA