PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!
Stanęłam przed drzwiami, z którymi miałam niedawno pierwsze spotkanie.
Korytarz dalej wyglądał odpychająco, lecz czułam tak wielką więź z tym kawałkiem świata.
Coś, jakby wyssało część mnie i wlepiło w życie tego miejsca..
Wcale nie chciałam tego kończyć.
Ja nawet na dobrą sprawę nie zaczęłam.
Moje palce kurczowo zaciskały papier z wymową. Prowadziłam wewnętrzną walkę, ze sobą, próbując podjąć właściwą decyzję. Zostać i udawać, że nic się nie stało? Uciec, zostawiając wszystko za sobą? Czyste tchórzostwo.
Siedziałam ponad cztery godziny w biurze, patrząc w głupi dokument. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, iż nic mi to nie da przyczłapałam, aż tu.
Czasami wyobrażamy sobie zbyt wiele. Karmimy świadomość niestworzonymi historiami, lecz gdy nachodzi punkt kulminacyjny, ktoś oblewa nas kubłem zimnej wody, wybudzając z błogiego snu zwanym wyobraźnią. Zrozpaczeni rzeczywistym obrazem, pragniemy ulgi, z każdym dniem zatruwamy się powietrzem, które ratuję nas, jednocześnie dusząc gorzkim smakiem porażki.
Nie musi tak być.
Strzepnęłam niewidzialny kurz z ramienia, po czym ciężkim ruchem przycisnęłam klamkę.
Zamek cicho skrzypnął pod naciskiem, zaraz potem otwierając się na oścież. Niczym cień wpełzłam do środka, siadając na fotelu. Paul jak zwykle ze stosem papierów przed nosem, przeglądał nowe formularze. Zastanawiałam się co mogło być tam napisane? Nie przesadzajmy kartoteki to raczej pryszcz, przy tym.
Zadrżałam kiedy uniósł na mnie wzrok i odłożył pióro.
- Witam Rue. Coś się stało ? - Zapytał formalnie.
- Nie.. to znaczy tak. - Zająknęłam się, podając wymówienie.
Niepewnie chwycił go w swoje dłonie. Zmarszczył czoło, czytając tekst. Moje ciało coraz bardziej się spinało, uwięziłam wargę między zębami, przygryzając co chwilę jej kąciki.
Spodziewałam się jakiegoś wybuchu, wyrzucenia przez okno czy coś..
Masy pytań w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Układałam w głowię, najróżniejsze ciemne scenariusze. Najgorszy wydawałby się ten, kiedy przypinał mnie do tarczy i rzucał rzutkami..
O czym ja do cholery myślałam?
Potrząsnęłam głową, wybudzając się z otępienia. Kto by pomyślał, że nawet najzwyklejsza rozmowa może stać się nie lada wyzwaniem. Niby nic..
- Podwyższam ci wypłatę dwukrotnie - Złożył ręce na klatce piersiowej, patrząc na mnie wyczekująco.
- Coo? - Wybuchłam niezbyt taktownie, mentalnie bijąc się w czoło.
Miałabym większą sumę na mieszkanie. Może zostałoby na samochód..
- Podwyższam. Nie mogę stracić tak wspaniałego psychologa. Pracujesz u nas jakiś czas, a więźniowie są na prawdę zadowoleni, zresztą ja też. Nie mogę cię stracić. Nie znajdę na twoje miejsce nikogo, przez najbliższe pół roku. Zostawienie zakładu bez terapeuty jest niemożliwe. Po resztą pragnę ci przypomnieć, że twoja umowa kończy się dopiero za tydzień. - Uśmiechnął się triumfalnie, wiedząc iż nie mam już szans.
Mocniej zacisnęłam wargę.
Dzięki stary pomogłeś mi..
- Mam prawo do wymówienia, przepracowałam czterdzieści siedem godzin. - Ratowałam się.
- Tak owszem, ale pod jednym warunkiem. - Oparł się o fotel. - Musisz wyjaśnić szczegółowo powód wymówienia. Więc dlaczego? - Odkaszlnął.
Nie potrafię trzymać języka za zębami. Pocałowałam więźnia. Z własnej woli. Podobało mi się.
Powinien mnie pan wyrzucić na zbity pysk. Zjadłam o jednego pączka więcej, niż jest przydziela się na porę lanchu. Jestem kryminalistką oh..
- Nic. - To się nagadałam..
- Wiesz..to nie ma sensu. Ktoś zaproponował ci pracę? Przebiję jego cenę. - Jego pewność i zawziętość, wcale mi nie ułatwiała tego wszystkiego..
- Nie ma takiej potrzeby. Nie mam żadnej propozycji.
- To powiedz. - Powiedział dosadnie przez co zadrżałam.
Milczałam.
Tchórz..
- Rue? - Wstał, podchodząc bliżej. - Ktoś cię skrzywdził? - Spytał troskliwie.
- Nie nie nie w tym rzecz. - Zaprzeczyłam.
- To w czym? - Oparł się o biurko, starannie, wyłapując moje gesty.
To ja miałam być psychologiem.
- Nieważne.
- Jesteś pewna? - Zmarszczył brwi.
- Tak. - Podniosłam się.
- Przemyśl to, na prawdę mi zależy. Weź sobie jutro wolne, poukładaj to sobie i wróć.
- Dziękuje - Rzekłam cicho, po czym szybko wyszłam z pomieszczenia.
Kiedy zamknęłam drzwi, odetchnęłam ciężko waląc pięścią o ścianę.
Wcale nie ułatwiłam sprawy. Skopałam ją po całości.
***
Wyskoczyłam pod prysznic, przekraczając kurek na najgorętszy
stopień. Moje mięśnie były obolałe, a klatka piersiowa naciskała mnie w poczuciu
winy. Teraz wiedziałam, jak czuli się oszuści. Cholernie źle. Tyle powiem.
Skóra zaczerwieniła się od wysokiej temperatury wody. Kropelki leniwie spływały po mnie,dając całkowite odprężenie. Kiedy opuściłam kabinę owinęłam się puchatym ręcznikiem. Założyłam piżamę, po czym wgramoliłam się pod kołdrę. Czułam się taka zmęczona. Pierwszy raz od dłuższego czasu oczy same zamykały mi się, a przymkniecie ich dawało mi ulgę.
Skóra zaczerwieniła się od wysokiej temperatury wody. Kropelki leniwie spływały po mnie,dając całkowite odprężenie. Kiedy opuściłam kabinę owinęłam się puchatym ręcznikiem. Założyłam piżamę, po czym wgramoliłam się pod kołdrę. Czułam się taka zmęczona. Pierwszy raz od dłuższego czasu oczy same zamykały mi się, a przymkniecie ich dawało mi ulgę.
Zapach bzu wpadał przez uchylone okno, uspokajając moje
zmysły. Lekki wiaterek unosił firankę, co rusz odsłaniając widok z okna. Z pół
przymkniętymi oczyma przeglądałam się księżycowi. Nie wiadomo nawet kiedy
odpłynęłam, wtulając się w poduszkę, pragnąc jedynie lepszego dnia..
Dźwięk znanej mi melodyjki roznosił się po pokoju, drażniąc moje uszy i wybudzając z błogiego snu. Ciemność nie pozwalała mi dostrzec niczego oprócz, świecącego się wyświetlacza komórki, z nieznanym numerem. Bezsilnie zakryłam poduszką twarz, chcąc zignorować natręta. Ktoś wybrał sobie marną porę na żarty. Dzwonek ucichł, z ulgą odetchnęłam, przygotowując się do powrotu snu. Jednak nie było mi to dane, gdyż komórka znowu zaczęła wyć, wibrując na szafce nocnej.
Ociężale wysunęłam dłoń spod ciepłej warstwy kołdry, chcąc jak najmniej wpuścić chłodu pod nakrycie. Chwyciłam przedmiot i podsunęłam do ucha.
- Haloo? - Mój głos ledwo dosłyszalnie, wydobył się z ust.
- Rue!
Znajomy głos rozbrzmiał w słuchawce. Nie wiadomo dlaczego oblała mnie fala irytacji, przepełniona złością, z powodu tak wczesnej pobudki. Bo kto dzwoni o trzeciej nad ranem, do ludzi? Ach no tak.. Louis Tomlinson. Skoro dzwonił chyba musiał mieć, coś ważnego do przekazania. Oby. Inaczej obiecywałam sobie w duchu, że znajdę w tym zakichanym więzieniu takie coś jak krzesło elektryczne, przypnę go i przedstawię porażenie piątego stopnia.
- Błagam Lou powiedz, że to coś ważnego, bo budzenie mnie w nocy nie jest najlepszym wyborem śmierć uwierz.. - Stęknęłam, zawijając się, w kłębek.
- To jest poważne - Mówił w szoku.
Szok? Stop!
Momentalnie podniosłam się, siadając na łóżku. Wszelkie oznaki zmęczenia wyparowały, jak za pstryknięciem palca. Moje oczy, które chwilę temu nie potrafiły same się otworzyć, wtedy zdumione oczekiwały wyjaśnień.
- Chodzi o Liama. - Wykrztusił. - Jesteśmy w szpitalu.
- Coo? - Wstałam na proste nogi, niecierpliwie chodząc po pokoju.
- Jesteśmy w szpitalu - kontynuował Louis. - Na oddziale
intensywnej opieki medycznej.
Strach przeczołgał się w dół mojego gardła i ulokował się gdzieś w klatce piersiowej, obciążając i blokując
dopływ powietrza, tak że nie mogłam wykonać żadnej czynności oprócz drżenia i
czekania, aż płuca przypomną sobie, jak się pracuje.
- Rue? Rue, jesteś tam nadal?
- Co się stało? - Wydusiłam z siebie, nadal nie mogąc
ustabilizować drgania serca, które niemal wyrywało się z mojego wnętrza.
- Cóż, powiedzmy, że trochę się myliłaś, gdy mówiłaś, że
“wszystko z nim okej” - powiedział ostro . - Myślę, że powinnaś tu przyjść. To
taka rzecz, o której nie gada się przez telefon. - słyszałam, jak Tomlinson odsuwa
telefon od swojego ucha, chcąc się rozłączyć.
- Czekaj! - wykrzyknęłam desperacko - Jak… jak bardzo źle
jest?
Po krótkiej ciszy powiedział niechętnie
- Żyje.
Rozłączył się.
Wryta w ziemię, układałam od nowa każde słowo wypowiedziane przez chłopaka. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie mi powiedział, pędem rzuciłam się na drzwi po drodze, biorąc dresową bluzę i kluczki do auta ojca.
Jak szalona, łamiąc wszystkie dozwolone przepisy ruchu drogowego, jechałam przez miasteczko.
Dzięki Bogu nikt o tak późnej porze, nie wybierał się na przejażdżki samochodem, więc droga była wolna, a wszelkie wypadki, które mogłam wywołać tym bardziej zostały odsunięte na bok.
Kurczowo zaciskałam kierownicę, starając się wyładować rosnący stres na przedmiocie.
Przyciskałam pedał gazu do granic możliwości, chcąc jak najprędzej znaleźć się przy Liamie.
Nigdy nie odczuwałam takiego strachu. Nigdy się nie bałam. Trzymałam nerwy na wodzy, szczelnie ochraniając ją przed
kontaktem z ludźmi. Chcąc uniknąć przykrych sytuacji, bądź braku kontroli ciała, jak miałam w zwyczaju.
Zastanawiałam się jak wyglądał bez niego..
W ostatnim okresie, zbyt często dawałam się ponosić emocją.
Przejmowały nade mną kontrolę, a dotychczasowy spokój, który towarzyszył mi na
każdym kroku umykał bokiem, odsłaniając nowe strony mojej osoby. Nie lubiłam
tego stanu. Potrzeba było mi stanowczości oraz stalowych nerwów.
Pisk opon roznosił się po pustych ulicach, przy każdym
zakręcie, kiedy to pojazd niemal wpadał w poślizg, gdy starałam się jak
najszybciej pokonać określony dystans, dzielący mnie od celu. Pomimo lat ten żynch nieźle się sprawował. Byle hamulce mnie nie zawiodły, bo leżenie obok
Liama w szpitalu nie było, w moim najmniejszym zamiarze. Dostrzegłam budynek
szpitalu i nawet, nie zwracając uwagi na to gdzie stanęłam, zaparkowałam na pierwszym lepszym miejscu. Z hukiem
zamknęłam drzwi, szybko przebierając nogami wprost do środka. Cóż prawdziwy
maratończyk, mógł mi pozazdrościć tej kondycji, wliczając w to, moją dość
ograniczoną sprawność fizyczną. Biegłam prze korytarz, mijając zniesmaczone
twarze pacjentów. Coś ze mną nie tak? Stanęłam przed holem głównym, już nieco
spokojniej podchodząc do recepcji.
- Dobry wieczór szukam sali Liama Payna - Wydyszałam.
Pulchna kobieta z rudymi włosami, poprawiła swoje okulary na
nosie, bacznie mnie obserwując.
- A pani to.. - Skrzywiła się złośliwie.
Już cię nie lubię..
- Rue Lewis jestem jego psychologiem. - Wyjaśniłam,
przeskakując z nogi na nogę.
Recepcjonistka fuknęła pod nosem.
- Piętro B pokój jedenasty. - Wskazała ręką na schody,
prowadzące mnie za pewnie na poziom wyżej.
Cichym dziękuję opuściłam jej towarzystwo, po czym truchtem,
prawie zabijając się na ostatnim schodku skierowałam się do sali, gdzie
rozpoznałam już dwójkę znajomych mi twarzy.
Louis niespokojnie chodził wzdłuż ściany, co chwila
sprawdzając godzinę na zegarze, powieszonym na płaszczyźnie. Drugą osobą był
strażnik, zwykle pracujący na tej samej zmianie co Lou. Nigdy nie zamieniłam z
nim słowa. Zresztą wydawał się nie być zbytnio skory do rozmów. Jego lekko
wysunięta szczęka i brak włosów na głowie powodowały, że prędzej nazwałabym go
"niewolnikiem" zakładu zamkniętego, niż jego pracownikiem.
Mężczyzna wydawał się znudzony całą zaistniałą sytuacją,
nawet gdy podeszłam do nich bliżej jego postawa nie zmieniła się ani trochę. Wciąż
siedział na krześle leniwie popijając kawę, z plastikowego kubeczka.
- Jak to się stało? - Wypaliłam bezceremonialnie, unikając
słów powitania, czy czegokolwiek, omijając jakiekolwiek zasady dobrego
wychowania. Miałam to w tedy w głębokim poważaniu, bo Liam leżał za drzwiami,
odgradzającymi nas od sali, prawdopodobnie walcząc o życie.
Louis pokręcił zrezygnowany głową.
- Nie wiedziałem, że mógłby to zrobić. Był ostatnią osobą,
którą bym oto osądził. Cholera. - Przeklął bezwładnie, opierając się o ścianę.
- Louis co się stało? - Powtórzyłam już nieco groźniej
pytanie, coraz bardziej dając wyjść na wierzch irytacji.
- Pociął się - Wypalił drugi strażnik.
Powiedział to tak jakby, nic wielkiego się nie stało, a
stanie tu było najzwyklejszym spotkaniem na herbatkę.
Poczułam jak moje wnętrzności się skręcają powodując chęć
zwymiotowania. Dzielnie przełknęłam słoną substancję gromadzącą się w moim
przełyku.
- J-jak? - Starałam się brzmieć normalnie, jednak mój głos
zdradzał wszystko.
Przyrzekł, że tego więcej nie zrobi..
- Wykorzystał śrubę z łóżka. Nabił się na nią i naznaczył
dość sporę wgłębienia tuż przy żyłach. Krew była wszędzie. - Opowiadał facet
pozbawiony włosów. Odruchy wymiotne znowu powróciły, gdy obrazy
samo okaleczającego bruneta przebiegły mi przez głowę. - Zawinęliśmy mu kawałki
prześcieradła na rękach, chcąc zatamować krwotok, jednak nie ustawał...
Widziałam mroczki przed oczami. Nogi przestały
współpracować, co spowodowało że straciłam grunt.
- Woo Rue wszystko ok? - Złapał mnie Louis, ochraniając
przed upadkiem.
- Trochę mi słabo - Szepnęłam.
Tomlinson spojrzał karcąco na mężczyznę, na co on tylko
poruszył beznamiętnie ramionami.
Pomógł mi usiąść i tak jak oznajmił poszedł po wodę.
Po chwili przyniósł mi napój, nie pozwalając się ruszać,
żebym się uspokoiła.
Zamaczałam wargi w zimnej cieczy. Jej posmak był
przesiąknięty chlorem, dając nie miłe uczucie w buzi, jednak dalej
kontynuowałam jej spożycie, iż tylko to, w jakiś sposób pozwalało mi się
uspokoić.
Cały szpital pogrążony w ciszy, wybijał kolejne godziny
naszego bezczynnego siedzenia.
Co jakiś czas pielęgniarki, opuszczały salę, lecz zapytane o
stan zdrowia więźnia odpowiadały głuchą ciszą lub prosiły o cierpliwość.
Tylko, że moja cierpliwość już dawno umknęła, a kolejne
prośby o jej zachowanie, powodowały u mnie chęć wsadzenia krzesła personelowi,
tam gdzie słońce nie dochodzi.
Spokój przede wszystkim..
Oparłam głowę na dłoniach, kurcząc się na krześle.
Niebieskooki siedział tuż naprzeciw mnie przy ścianie głupkowato się
uśmiechając.
On żartuje prawda? Co tutaj jest śmiesznego?
Podniosłam brew pytająco. On tylko zakrył dłonią usta, by
nie wypuścić z siebie prawdopodobnej fali śmiechu, która go zadręczała.
Dalej nie świadoma wpatrywałam się w niego, czekając na
odpowiedź. Słyszałam, że skrajne rozemocjonowanie prowadzi do braku kontroli,
nad zachowaniem. Ale Louis zawsze był dziwny.
- Masz ładną piżamkę. - Wypalił.
Przeniosłam swój wzrok na ubiór w jakim byłam. Cholera.
- Misie? Serio? Rue? - Złapał się za brzuch.
Nie miałam głowy do tego pacanie!
- Byłam zdenerwowana czepiasz się. - Odwróciłam głowę, chcąc
ukryć rumieńce.
Okryłam się bardziej bluzą, chowając choć trochę materiał
wstydliwej piżamy.
- Jest urocza - Zachichotał, drążąc temat.
- Och zamknij się. - Burknęłam.
Masz szczęście, że tą poprzednią dałam do prania. Połowa
szpitala miałaby wspaniałe widoki na mój tyłek.
- Chcesz się przewietrzyć? - Zmienił temat.
Nie najchętniej wyważyłabym te drzwi i wlazła tam,
odciągając lekarzy.
- Mogą w każdej chwili wyjść. - Dałam mu jasno do
zrozumienia.
- Oni wychodzą, już od ponad trzech godzin. - Wstał z
podłogi.
- Okej chodźmy.
Milczeliśmy przez jakiś czas. Nasze ramiona ocierały się ,
gdy szliśmy koło siebie.
Słońce coraz bardziej wychylało się zza horyzontu. Ludzie
budzili do życia. Pierwsze auta wyjeżdżały na drogi. Ptaki rozpoczynały poranną
mantrę, skowycząc jakby ktoś obdzierał je, z piórek. Nie to, żebym miała coś do
ptaszków, ale takie odgłosy nad ranem nie wprawiały mnie w zachwyt.
Powietrze na zewnątrz było ostre, przez co zabranie głupiego
wdechu stawało się nie lada wyzwaniem. Z naszych ust ulatywały małe dymki,
spowodowane niską temperaturą na dworze. Dreszcz przebiegał mnie, za każdym
powiewem wiatru. Zasunęłam pod szyję suwak, próbując osłonić się materiałem
przed zimnym nadmuchem.
- Nie wiedziałem, że jest tak źle. - Zaczął, patrząc się na
ambulans, który podjechał pod budynek.
- Nikt nie wiedział. - Starałam się go uspokoić, stając przy
nim obok barierki.
Miałam przeczucia. Myślałam, że udawał, jednak nie. Idiotka.
- Chcą go zabrać do psychiatry. - Mówił twardo.
- Co ? - Zszokowana złapałam za ramię chłopaka.
- Znaleźliśmy w jego celi zakrwawione prześcieradło. Lekarze
sami powiedzieli, że to nie pierwszy raz kiedy to zrobił. On jest chory Rue.
- Nie wiem czy wiesz, ale
samo okaleczanie to nie choroba. To problem, polegający na akceptacji samego
siebie. To rozwiązywanie problemu, w dość specyficzny sposób. Ludzie, którzy
mają takie skłonności ,nie są niepoczytalni. Oni potrzebują wsparcia, a nie wysyłki
do psychiatryka! - Oburzyłam się.
- Wiem, ale Liam jest człowiekiem
z przeszłością. Zabójstwo, ciemna część kartotek której nie znamy, plus cięcie
się, stan pod depresyjny mówią same za siebie.
- Nie ma mowy.
- Ale co? - Wyprostował się.
- Nie dam im go zabrać.
- Nie wiesz co mówisz. - Przeczesał
swoje roztargane włosy.
- Zapomniałeś chyba kim jestem.
-Uśmiechnęłam się chytrze.
- Jesteś psychologiem i co?
- Jesteś idiotą. Nigdzie go nie
mogą wziąć, bez mojej opinii oraz zgody.
To, że mają coś na niego nie znaczy, że już przegłosowane.
- Nadal cię nie rozumiem.
- U niewinnie go. - Rzekłam, tak
jakby była to najprostsza rzecz pod słońcem.
- Ty żartujesz? - Odrętwiały kroczył za mną, wchodząc do
budynku.
***
Dźwięk otwieranego zamka, wybudził mnie z krótkiej drzemki,
w jakiej się pogrążyłam.
Wciąż tkwiliśmy na korytarzu, oczekując jakichkolwiek
wiadomości. Dochodziło południe.
Warta zmieniła się. Louis wrócił do zakładu wraz z drugim,
a na ich miejsce przyjechało dwóch
innych, również znanych mi pracowników.
Drzwi od pokoiku otworzyły się. Wysoki siwowłosy lekarz,
ubrany na biało podszedł do mnie.
- Co z nim? - Rzuciłam, prostując się.
- Jego stan jest stabilny, jednak wciąż słaby. Nadal nie
odzyskał przytomności. - Uśmiechnęłam się blado - Tak może pani do niego wejść.
- Wyprzedził moje pytanie, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Weszłam do środka. Małe pomieszczanie, osłonięte żaluzjami,
które uniemożliwiły przedostawanie się światła. Półmrok zakłócała mała
lampeczka, tuż przy łóżku pacjenta. Aparatura równomiernie wystukiwała bicie
serca, niekiedy przedłużając swój pisk. Przezroczysty kabelek podczepiony, pod
kroplówkę przekazywał przezroczysty płyn do ręki bruneta, poprzez wbitą igiełkę.
Stopniowo badałam jego sylwetkę, zaczynając od zawiniętych w bandażach
nadgarstkach, lekko przepuszczające kropelki krwi. Wzdrygnęłam się lekko,
widząc czerwoną ciecz. Powolnym krokiem zbliżałam się, nie przerywając
przyglądania się każdego najdrobniejszego szczegółu.
Dłonie swobodnie opadały wzdłuż ciała. Goła klatka piersiowa
unosiła się ciężko, wypuszczając co chwilę ze świstem powietrze przez rozchylone usta. Zerknęłam ponownie na
zarysy mięśni, jednak przerzuciłam swoje zainteresowanie na twarz.
Blada skóra, wydawała się przybierać wręcz szarawy odcień. Kolory
odpłynęły. Ciemne cienie pod oczami zakreśliły się widocznie, a ja pragnęłam
tylko ujrzeć blask, głębokich czekoladowych tęczówek. Nadal były zamknięte..
Wachlarz rzęs opadał na policzki, jeszcze szczelniej
ukrywając oznaki życia.
Czoło oblewał pot, przez co zwykle starannie ułożone włosy
były oklapnięte. Zarost w pełni okrywał całą szczękę.
Tak kruchy i bezbronny...
Nadal piękny.
Miałam tak niezmierną ochotę ukryć, go w swoich ramionach i
uchronić przed tym całym gównem. Zabrać do domu, pokazać lepsze perspektywy.
Pozbawionym czterech ścian oraz krat.
Czego ja oczekiwałam?
Przysiadłam na krześle, znajdującym się zaraz obok łóżka.
Mogłam patrzeć tak bez przerwy.
Miałam przed sobą przykład skazanego anioła.
Brzmiało to tak żałośnie i oklepanie, ale jakże prawdziwie.
Mijały godziny. Przez ten czas przyszła, parę razy
pielęgniarka, by wymienić kroplówkę Liama albo sprawdzić w jakim stanie się
znajduję.
Spał. Cały czas spał.
Zachęcała mnie do tego, bym poszła do domu, jednak
odprawiłam ją dość szorstkim komentarzem. W sumie było mi trochę głupio, ale
nareszcie dała spokój.
Bezczynność wprawiała mnie w zakłopotanie.
Przejechałam opuszkami palców, po skórze Payna. Była taka
delikatna.
Nieświadomie złączyłam nasze ręce. Kontrastowałam z nim,
lecz wydawałam się pasować swoja małą dłonią, do jego wielkiej. Zaczęłam bawić
się palcami pacjenta. Stały się, tak fascynujące, że aż sama wymierzałam sobie
mentalnego policzka, jednakże nie przerywałam, dość dziwacznej czynności.
Zaczepiałam paznokciami o kostki i kreśliłam nieznane wzroki
na wnętrzu dłoni.
Znaczące chrząknięcie rozniosło się po pustej sali.
Odwróciłam głowę, napotykając zielone oczy dziewczyny z personelu.
Podeszła do Liama, zmieniając wenflon. Zniesmaczona
odwróciłam wzrok.
- Jesteś jego dziewczyną. - Oznajmiła, bardziej niż
zapytała.
- Co? Nie nie jestem tylko psychologiem. - Zmieszana
wyprostowałam się.
Zmarszczyła czoło, patrząc na nasze złączone dłonie.
Zawstydzona rozłączyłam je.
Pielęgniarka opuściła nas, a w mojej głowie znowu powstała
burza.
Dziewczyna?
Pff absurd.
Absurd?
Rozmasowałam zatoki, czując
narastające ciśnienie. Zmęczenie coraz bardziej brało górę, walczyłam dzielnie
co chwilę opierając się o zimną ścianę, tylko po to żeby rozbudzić rozespane
ciało. Potem już przestałam się kontrolować. Dałam się objąć ramionom Morfeusza
i przenieść w stan błogości.
***
Poczułam lekkie szarpanie za
włosy, jednak dalej nie otwierałam powiek. Moja głowa leżała na czymś, miękkim.
Kołdra? Palce, wciąż splecione z tymi Liama.
Pikanie urządzenia, badającego
bicie serca, oznajmiło mnie w przekonaniu, iż byłam bez zmian, w sali chłopaka.
Chwila..
Podniosłam się, sycząc z powodu
odrętwiałego karku.
- Hej.. - Szepnął ktoś, ledwo
słyszalnie.
Zdezorientowana zetknęłam się z
brązowymi tęczówkami, których mi tak brakowało..
- Em.. Hej - Uniosłam swe kąciki
ust.
- Co tu robisz? - Jego głos był
cichy i słaby.
Gula w gardle powiększyła się.
Brunet poruszył palcami, zahaczając o moją skórę. Skrępowana chciałam odsunąć
dłoń, jednak przytrzymał ją. Poruszyłam się niewygodnie, nie protestując.
- Siedzę. - Unikałam kontaktu
wzrokowego.
- Widzę. - Powiedział zamyślony. -
Ale po co?
- Bałam się
Czułam się tak cholernie
onieśmielona zaistniałą sytuacją, że najchętniej schowałaby się pod tym
pieprzonym krzesłem i nie wychodziła.
- O mnie?
Nie o tego obok.
- Tak
Cisza zapanowała między nami.
- Długo nie śpisz? - Spytałam
- Około godziny. - Ziewnął
- Czemu mnie nie obudziłeś. Muszę
iść po lekarza. - Skarciłam go.
- Patrzyłem jak śpisz. - Rzekł bez
ogródek patrząc mi wprost w oczy. Przełknęłam głośno ślinę. Iskierki zapaliły
się w moim brzuchu, ich płomyczki zapalały sobie drogę, przez całe moje podbrzusze,
zahaczając o klatkę piersiową przyjemnie ją paląc. - Odchodzisz prawda?
- Nie. - Zacisnął moje palce.
- Jak to? Wymówienie. Mówiłaś, że
to ostatni raz. - Wypowiadał urażony, tym samym budując we mnie smutek.
- Obiecałam. - Przypomniałam mu.
Obiecałam potem zerwałam umowę,
jednak ponownie ci obiecuję. Jestem pustym człowiekiem. Wiem, że tego
dotrzymam.. Tylko na jak długo?
- Ale..
- Nigdzie się nie wybieram. - Przemówiłam
dosadnie.
Przez jego zmęczenie, przewinął
się błysk. Tęczówki rozjaśniły się, pokazując mi do tond nie znany miedziany
kolor. Lecz zaraz już ich nie byłam w stanie widzieć, gdyż przymknął powieki,
zatapiając się w śnie.
Strach obciążający moje barki
znikł, zastąpiło go poczucie ogromnej odpowiedzialności. Uznałam się za osobę
bezgranicznie, przywiązaną do tego chłopaka. Pierwszy raz zapragnęłam, czegoś
co było tak nie stosowne, ale tak pociągające. Zachciałam być, tym kimś kto
poświęci swoje marzenia w imię sprawiedliwości. Obalić bariery prawa.
Ostatni raz zdałam sobie sprawę, że wcale nie jest mi to tak obojętne...
"Potrzeba czasu by zrozumieć..
Potrzeba mi ciebie bym zrozumiała..
Potrzebuję cię..."
HEJOOOOJOOOOOOO
OKEJ OKEJ WIEM, ŻE NAWALIŁAM, ALE JUŻ JEST OK. LECIMY Z TYM!!!!
NIE WIEM CZY WIECIE ALE PRZEKROCZYLIŚCIE JUŻ PONAD 5 TYŚ WYŚWIETLEŃ O.O
EFKWNFONWEJNFEWJO
W ZWIĄZKU Z TYM..
CO CHCIELIBYŚCIE W NAGRODĘ? W SENSIE JAK UCZCIĆ TĄ LICZBĘ HMMM?
PODAWAJCIE SWOJE POMYSŁY W KOMENTARZACH :)
JESTEM OTWARTA NA PROPOZYCJE!!
NOWA ZAKŁADKA :)
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!
PAMIĘTAJCIE, ŻE BEZ KOMENTARZY ANI RUSZ!!
MAM NADZIEJĘ, ŻE JAKOŚ TA PRZERWA WAS NIE ZNIECHĘCIŁA
A TAK SWOJĄ DROGĄ PISZĘ JUŻ NASTĘPNY ROZDZIAŁ :)
TAK JAK MÓWIŁAM MAM KWIECIEŃ W POŁOWIE WOLNY I NADRABIAM ZALEGŁOŚCI.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ?
NIE WIEM. PISZĘ GO. A TERAZ WSZYSTKO ZALEŻY OD TEGO ILE BĘDZIE KOMENTARZY.
DZIELCIE SWOIMI OPINIAMI, POMYSŁAMI!!
IDĘ SPANKU <3
DZIĘKUJĘ BRANOC GĄSKI!!
MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
OD RAZU MI SIĘ SKOJARZYŁO
PACZJACIE NA TO >>>>>>>>>>>>>>
Trochę się o Ciebie martwiłam bo długo Cię nie było ale już jest ok.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest taki jvsjhvc. Normalnie poprosiłabym Cię o dwa rozdziały jednego dnia z okazji tych wyświetleń ale... no wiesz fajnie by było jednego dnia przeczytać dwa rozdziały. Dobra już Cię nie męczę xD
piękny rozdział :* i nie przejmuj się że dlugo nie wstawiasz rozdzualow. Rozdzialy sa baardzo dlugie i ciekawe. I zycze weny :* - @Marlenarejmak
OdpowiedzUsuńKURWA KURWA KURWA KURWA
OdpowiedzUsuńKto przyłącza się do mojej kampanii reklamowej Convicted??
Jeju, jak ja kocham to ff. Wszystko co tu piszesz jest takie cudowne!
Strasznie boję się o Liama ale mam nadzieję, że Rue mu pomoże.
Tak cz owak jestem pewna, że coś do siebie czują...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
LOTS OF LOVE XX
O mój Boże to jest genialne kocham ten ff najlepszy jaki czytam o liamie naprawdę. A co do rozdziału to piękny jak zawsze. Miałam łzy w oczach
OdpowiedzUsuńNiby taki smutny ale zarazem też piękny <3333 KOCHAM /@Marta58208529
OdpowiedzUsuńPiękny ♥ nie moge sie doczekac nastepnego c:
OdpowiedzUsuńJacy Rue i Liam byli razem słodcy *_*
OdpowiedzUsuńJa się nie gniewam, że rozdział był opóźniony, bo jest zajebiście cudowny :)
Co do nagrody to ja chcę taki dłuuuugi rozdział ;p
@Olciak2804
Genialny *.* Jezu Liam w szpitalu !!! Rue martwiąca się >>>> aww
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak ona to chce rozwiązać i jak go chce uniewinnić a no i oczywiście jako nagroda może być długi rozdział extra XD
@paulaaa1997
Świetny rozdział <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kocham kocham kocham @needmy5idiots
OdpowiedzUsuńo jejku jejku daj nexta ! *____*
OdpowiedzUsuń@RockMeNiHaJu
Fajny rozdział czekam na next @AyamJuri
OdpowiedzUsuńGenialne <3
OdpowiedzUsuń~D.
Jajejwjdjajf *o*
OdpowiedzUsuńLiaś w szpitalu<<<<<<<<<<
Rue z Liasiem>>>>>>>>>>
Kocham to kajdjsjdhajd ♡♥♡♥♡
Red♡
Fuck yeah! Udało mi się skończyć i teraz jestem na bierząco. Cieszę się, że postanowiłaś się ze mną podzielić nim. Śmiało mogę napisać, że twój blog zasłużył na tytuł mojego ulubionego. :D Najlepsze jest to, że jest ona o Liamie, a o naszym Daddym jest strasznie mało ff. W ogólnie to wzbudzasz u mnie dużo emocji. Podczas czytania rozdział, jak Liam opowiadał o swojej rodzinie praktycznie cały czas mówiłam "o matko", a siostra zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć, ale kit. xd Nawet przez moment w oczach stanęły mi łzy. Masz talent.
OdpowiedzUsuńTen rozdział, był słodki pod względem martwiącej się Rue o Liama. *-* Dobrze, że nic poważnego się z nim nie stało i najważniejsze, że Rue postanowiła wrócić. ^^
Czekam na następny z niecierpliwością.
Pozostaje mi życzyć dużo weny, bo bez niej ani rusz! ;)
Pozdrawiam gorąco. ❤
I jak ja Cię mam nie nominować do LB? Nosz kurwa.
OdpowiedzUsuńPROSZĘ TU INFO http://taki-mam-los.blogspot.com/2014/04/liebster-awards-dziekuje-za-nominacje.html
@ihatemylifewild
bosz *-*
OdpowiedzUsuńDołączam :D przeczytałam wyszystko i jestem pod ogromnym wrażeniem *o* jesteś genialna :D czekam na więcej ;*
OdpowiedzUsuńUhhhh... Widziałam wcześniej, że jest rozdział, ale nie miałam czasu jakoś, ani siły... No i dopiero teraz w szkole... Nie lubię czytać w szkole, bo zawsze się emocjonuję. Lol.
OdpowiedzUsuńJak się pewnie domyślasz - podobało mi się jak cholera! Nie spodziewałam się w sumie.,że Liam skończy aż tak źle, ale wiedziałam, że Rue go nie zostawi, o nie nie nie. :3
Także tego... Mam tylko taką cichą nadzieję, że w następnym rozdziale się pocałują, czy coś... Bardziej " czy coś" ;>
Nooooo, więc. Dziękuję za ten rozdział, bo był zajebisty, czekam na następny, pozdrawiam i powodzenia w pisaniu. xd
@Troloola
Dodaj wreszcie nowy. fajnie by bylo, jakby w następnym się może tak trochę macali czy coś takiego :3
OdpowiedzUsuńhttp://syrenkaharriel.blogspot.com/ zapraszam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń