#Liam
Przekręciłem się leniwie na bok, ślepo szukając drobnego
ciałka, jednak jedyną rzeczą jaką wyczułem dłonią było puste miejsce oraz zimne
prześcieradło, które wydawało się od dłuższego czasu nie zajmowane przez Rue.
Początkowo ogarnęła mnie złość i poczucie samotności, jednak zdałem sobie
sprawę, że zapewne jest już ranek, a ona musiała iść do pracy. Otworzyłem jedno
oko, starając się od razu nie oślepnąć od jasności, przebijającej się przez
okno sali. Cholerne słońce. Schowałem twarz w poduszce, chcąc cofnąć czas do
wczorajszego wieczoru. Cóż... suchy seks nie należał do czynności, które
koniecznie chciałbym robić z Rue, ale zdecydowanie mi na razie wystarczył.
Stop.
Czy ja powiedziałem na razie?
Nie to żebym nalegał na więcej..
Nigdy nie przyszło mi no głowy, że dostanę tak szybko
orgazmu. Boże, że ja w ogóle dostanę orgazmu podczas zwykłego ocierania się o
kobietę.
Kurwa to było takie gorące. To było bardziej gorące niż
seks, w basenie podczas imprezy i gromady ludzi wokół. Pieprzenie się na łóżku szpitalnym, byłoby
bardziej interesujące. Chciałem zobaczyć miny pielęgniarek na widok bzykających
się ludzi, w czasie ich zmiany.
Poczułem narastające podniecenie. Nie nie nie teraz!
Nadal wyczuwałem dyskomfort w spodniach, spowodowany nie
tylko rosnącą erekcją, ale pozostałościami z wczorajszej nocy. Lepka maź kleiła
się do mojej skóry. Zajebiście dzięki.
Zawinąłem się w kokon, chcąc ponownie zapaść w sen.
Przymknąłem powieki, oddalając w świat snu.
- Panie Payne! - Wzdrygnąłem się, słysząc krzyk.
Odetchnąłem ciężko, pozostawiając w bezruchu.
- Panie Payne!
Niech ktoś ją zaknebluje.
- Proszę pana!
Spierdalaj.
- Co ja mówiłam o odpinaniu sprzętu!
Nie skrzecz stara pindo.
- Proszę wstawać - Rozkazała.
Bardzo zabawne.
- Nie będę powtarzać! - Chwyciła za kołdrę.
Zajebać, zajebać czy może jednak kurwa zajebać?
Zwinąłem się w kłębek, zatrzymując jeszcze odrobinę ciepła.
Kobieta z założonymi rękami stała nade mną, patrząc surowo.
- Nie wyspał się pan? - Zapytała z tym koślawym uśmieszkiem,
który wyglądał jakby się właśnie zesrała na sam mój widok. Ciebie też miło
kurwa widzieć.
Cóż co do mojego wyspania, to właściwie nie nie wyspałem się
ruchałem prześcieradło.
- Z uprzejmości nie odpowiem na pytanie - Burknąłem.
- To ujmujące. - Zacmokała złośliwie.
- Przyszła tu pani popodziwiać czy w jakimś określonym celu,
bo jakby pani nie zauważyła jestem pacjentem, a przyjmowanie personelu w tak
wczesnych porach nie leży mi zbyt koniecznie.
Zauważyłem jak jej zmarszczka na czole się powiększyła,
jednakże zignorowała moją uwagę.
- Lekarz kazał zrobić badania, które zadecydują o
dzisiejszym wypisie. - Rzuciła formalnie odrzucają moje przykrycie na podłogę.
Genialnie.
Wstałem błyskawicznie, początkowo wyczuwając małe zawroty
głowy. Okej to było jednak za szybkie.
- Niech się pan nie spieszy i nie gra chojraka. To szpital,
a nie zawody.
Oparłem się o poręcz łóżka.
- Iść po wózek? - Czy tylko mi się zdawało, czy ją to
bawiło?
- Nie jestem inwalidą - Warknąłem
- Och tak tak oczywiście - Uniosła ręce
Wyszliśmy powoli z pokoju, mijając moich strażników. Jak oni
mnie kochają.
- Idziemy tylko na badania - Oznajmiła im, zatrzymując ich
wstanie.
Bardzo dobrze warować pieski. Nie byłem złośliwy.
Korytarz był pusty. W tle było tylko słychać pikanie sprzętu,
bądź też niezadowolone krzyki chorych. Światło jarzynówek wypalało mi oczy, a
cały ten smród środków czystości i gumy, powodował u mnie chęć zwymiotowania
wczorajszego obiadu. Pielęgniarka co rusz rzucała mi jakąś uwagę odnośnie mojej
upartości i nieodpowiedzialności. Puszczałem to w niepamięć, zauważając jej
wzrok na moim wzwodzie. Zaśmiałem się pod nosem. Nieładnie.
- Tak wiem jest duży. Chcesz zobaczyć ? - Odwróciłem głowę w
jej stronę.
Twarz blondyny zamieniła się w dorodnego pomidora, odwróciła
wzrok zażenowana swoją nieuwagą i niemal wepchnęła do pokoju, gdzie miano mi
pobrać krew.
Usiadłem na fotelu obitym zieloną gumą, opierając rękę na
podstawku.
- Pobiorę kilka próbek. - Oznajmiła surowo rudowłosa,
wychodząca zza kotary.
- Rose uwierz nasz pacjent wydaję się być stu procentowo zdrowy - Zaakcentowała wyraźnie,
spoglądając na mnie spod byka.
- Radziłbym pani mnie osobiście zbadać, aby to zdiagnozować
- Poruszyłem brwiami do niej, zaraz potem wskazując jej na moje krocze.
Obie kobiety zbite z tropu, zignorowały moją uwagę, wracając
do pracy.
- Taa jest zdrowy.. - Przytaknęła druga. Podeszła bliżej. -
Podwiń rękaw - Poleciła
Zawinąłem materiał i uniosłem go odkrywając ramię.
Odpakowała z foliowej torebki igłę, zaraz potem umiejscawiając
ją na plastikowym lejku.
Przechyliła się, przybliżając strzykawkę do mojej ręki.
- Rozluźnij mięśnie
Wbiła ostrą końcówkę w punkt na ramieniu. Cholera nie da się
delikatniej?
Minęło kilka sekund, zanim wyjęła ze mnie to gówno.
- Tyle wystarczy - Oznajmiła kobiecie obok, poruszając
probówką wypełnioną bordową cieczą - Po południu powiemy o wynikach. Możesz go
odprowadzić.
- Z przyjemnością. - Przewróciła oczami.
Podniosłem się zadowolony z siedzenia i ruszyłem w drogę
powrotną do sali. Pracownica bez słowa doprowadziła mnie do sali, następnie
zostawiając w spokoju. Nareszcie.
Usadowiłem się z powrotem na łóżku. Moje myśli przynosiły mi
tylko jedno. Rue..
Wielkie brązowe oczy, przymykające się na każdy mój dotyk.
Miękkie kosmyki włosów, łaskoczące mnie w nos, kiedy to
trzymała głowę na moim ramieniu.
Aksamitna skóra, na której mogłem kreślić kolejne znaki.
Płytkie jęki, będące niemal melodią dla mych uszu przy
każdym bardziej intymnym zbliżeniu.
Malinowe usta, robiące cuda.
Ciało, które prześladuje mnie co noc, podsuwając najbardziej
zbereźne obrazy naszej dwójki.
Tęsknota za kimś, kto jest tak blisko, a zarazem tak daleko.
Poczucie bycia kimś więcej.
Zakochała się.
We mnie.
W osobie bez przyszłości.
W nikim.
Lecz zakochała.
Kim była dla mnie..?
# Rue
Kręciłam się na
obrotowym krześle w recepcji więziennej. Recepcji? Sama nie wiedziałam jak to
nazwać. To tu zazwyczaj znajdywały się najważniejsze dokumenty i informacje, na
temat naszych zmian.
- Klaus długo jeszcze? - Rzuciłam w stronę starszego
mężczyzny, męczącego się z uciążliwą drukarką.
- Jeszcze chwilę. - Podrapał się po głowię - To chyba tusz
- Wpadnę potem, okej?
- To na prawdę nie zajmie długo. - Oznajmił
- Za pięć minut mam pierwszego pacjenta, muszę lecieć -
Zerknęłam na zegarek.
Jęknął zdesperowany, dalszym brakiem współpracy maszyny,
wydającej z siebie dźwięki jakby się krztusiła. O ile przedmioty martwe mogą
się dusić.
- Leć - Machnął ręką
Oddaliłam się spokojnie. Musiałam zapamiętać, aby wpaść tu
jeszcze po akta nowego pacjenta, których i tak nie miałam zamiaru czytać , w
całości dopóki sam mi nie wyjawi swoich wykroczeń. Właśnie nowy pacjent. Za
miesiąc zakład przyjmuję nowego mieszkańca. Sama jestem trochę zestresowana,
gdyż to pierwsza osoba, która kompletnie nie jest powiązana z tym miejscem, co wiąże
się z tym, iż będę zmuszona go zaaklimatyzować z otoczeniem. Kolejną uwagą jest
to, że nabytek aresztu nie trafia do nas prosto z sądu jak zazwyczaj to bywa,
ale zostaje przenoszony, za złe sprawowanie z innego więzienia. Dowód na moje
następne starcie, z nowym zawodem.
Ty tam na górze. Miej mnie w swojej opiece, bo
prawdopodobnie zejdę na zawał serca w tym dniu.
Z kubkiem kawy maszerowałam do gabinetu, pragnąc tym razem
nie spóźnić się, na terapię jak ostatnio. Paul nie narzekał, jednakże moje
sumienie raczej, nie przyjmowało tak niesumiennego wykonywania pracy.
Ku mojemu niepowodzeniu, z zza zakrętu wyłoniła mi się, już
dobrze znana potargana czupryna. Nic mnie nie oszczędzi.
Jego sylwetka skurczyła się na mój widok, a twarz
rozpromieniła.
- Hej Rue! - Zawołał radośnie.
- Hej Lou - Wymusiłam zadowolenie - Przepraszam śpieszę się
jestem spóźniona
Zastawił mi drogę, przez co niemal nie wylałam na niego
kawy. Kolego ja chciałam to jeszcze wypić, więc sunąłbyś się.
- Chciałem tylko zając ci chwilę. - Mruknął cicho
- Omm w takim razie do rzeczy Louis - Nie chciałam być
niemiła.
- Okej to może poczekać - Spuścił głowę
Brawo zobacz co zrobiłaś Lewis.
- W takim razie do potem - Wyminęłam go.
- Rue?
Odwróciłam się na pięcie.
- Tak? .
- Dzięki za to ostatnie spotkanie
- Ja również - Zbyt formalnie, zbyt formalnie - Praca -
Wskazałam mu palcem na korytarz, gdzie znajdywał się mój gabinet.
- Ah tak nie przeszkadzam - Odszedł, ostatni raz machając mi
na pożegnanie.
Tak jak się okazało Niall ze swoim strażnikiem, czekali pod
zamkniętą powłoką.
- Spóźniona! - Krzyknął blondyn rozbawiony - Znowu!
- Wiem - Burknęłam, udając urażoną tą uwagą.
Chwilę potem wraz z
rozkutym Irlandczykiem, rozsiadłam się na fotelach. Rzuciłam torbę na biurku,
szukając kluczy do szafki w której trzymałam notes i długopis.
- Co tym razem? - Chłopak zawiesił nogi przez oparcie i
przekręcając się w bliżej nieokreślony sposób, ale wyglądał jakby jego ciało
nie posiadało kości.
- Louis mnie zaczepił - Wyjaśniłam
- Interesujące - Prychnął - Co dziś dla mnie masz?
Znieruchomiałam. Ops.
- O nie Rue! Nie mów że nie wzięłaś dla mnie śniadania! -
Zaskomlał na granicy płaczu.
- Boże Niall zapomniałam wybacz - Przerażona przeszukiwałam
torebkę.
- Foch. - Złożył usta w podkuwkę, nie patrząc na mnie.
- Oj nie obrażaj się
- To niewybaczalne, jak mogłaś mnie zawieść - Oskarżył
- Przeżyjesz, za godzinę podają wam jedzenie.
- Dobrze wiesz, że mi nie wystarcza!
- Nie możesz pogadać ze swoim kolegą, żeby oddał ci swoją
część? - Oparłam się o parapet.
- Zgłupiałaś? Nie będę pytał tego idioty czy da mi
jedzenie, prędzej zgnije liżąc sedesy.
- O fuu - Skrzywiłam się.
- Otóż to! - Zaczął wymachiwać rękoma.
Rozmyślałam o wybrnięciu z tej sytuacji, unikając prawdopodobnie
głodnego Horana liżącego kible tutejszych łazienek.
- Nie wierzę, że to robię - Powiedziałam do siebie, idąc do
wyjścia.
Chłopak zdziwiony oglądał moje poczynania, podnosząc się do
bardziej ludzkiej pozycji na krześle. To zabawne jak teraz swobodnie czuliśmy
się w swoim towarzystwie. Uchyliłam drzwi i złapałam kontakt wzrokowy z
umięśnionym facetem.
- Larry? Mam taką prośbę. Mógłbyś przynieść mi pączka z
nadzieniem owocowym? Proszę? - Sprzedałam mu swój najbardziej uroczy uśmiech.
Przez chwilę oniemiały wyszukiwał żartu, w moich rysach,
jednak ruszył w stronę stołówki, a chwilę potem przyniósł mi słodkość.
- Dzięki! - Trzasnęłam drzwiami.
- Ej wolę toffi! - Marudził Nialler, kiedy wręczałam mu
pączusia.
- Nie wkurzaj mnie nawet. - Wysyczałam przez zęby - Oddałam
ci właśnie mój podwieczorek i teraz prawdopodobnie będę chodzić przez sześć
godzin z pustym żołądkiem, który będzie warczał na każdego, jak pies -
Wytykałam mu
Włożył niemal całego od razu do buzi, głośno mlaskając.
- Przypominam ci, że to twoja wina - Mówił z pełnymi ustami.
- Cicho bądź - Potarłam obolały kark.
Cóż leżenie na ręce Liama , przez całą noc, była dość
niekomfortowym rozwiązaniem.
- Ciężka noc? - Zagadnął
Och nawet nie wiesz jak..
- Yhym - Przytaknęłam
- Kto to był? - W jego oczach zaświeciły się iskierki.
Przekręciłam głowę zaciekawiona.
- No ten koleś, z którym spędziłaś noc - Wyjaśnił
przebiegle.
O kurwa.
- Nie wiem o czym mówisz - Starałam się zachować kamienną
twarz.
- Błagam cię nie zmieniłaś ciuchów, od wczoraj. Masz lekko
przetłuszczone włosy oraz nie masz makijażu. To wszystko mówi samo za siebie.
Plus jesteś obolała. Musiało być ostro. - Skomentował
Dobry jest.
- Jesteś dziwny - Skitowałam, zaczynając się śmiać.
- To był tik obronny!
Mój śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Gdy już opanowałam swoje emocje, zwróciłam się do Horana.
- Niall jak nazywał się ten facet, który cię, w to pakował?
- Złożyłam usta w dzióbek.
- Steve Connors - Niemal warknął.
Spisałam rządek liter na kartce.
- Co zamierzasz? - Uniósł brew podejrzliwie
- Złożyć mu wizytę - Przygryzłam wargę podekscytowana.
Irlandczyk, przez moment wyglądał, jakby właśnie powiedziano
mu w McDonaldzie, że nie dostanie swoich frytek do zestawu, ponieważ się
skończyły. Nazwijmy to małym zdziwieniem. Tak.
- Żartujesz? - Zapiszczał
- Czy ja wyglądam, jakbym chciała cię wrobić? -
Odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- To jest niebezpieczne - Wstał widocznie poruszony. - Ten
koleś to nie dobry wujek, to podstępny kutas.
- Sugerujesz, że zamknie mnie w piwnicy? - Zachichotałam,
jednak przestałam widząc, że wcale go to nie bawi.
- Rue..
- Niall przestań. - Zakończyłam - Nie będę siedzieć z
założonymi rękoma, koleś musi mi odpowiedzieć na kilka pytań.
- Nie jesteś jebanym detektywem tylko psychologiem,
zapomniałaś? - Wypuścił sfrustrowany powietrze.
- A widzisz kogoś innego, kto w tej chwili może cię z tego
wyciągnąć? - Przygryzłam skuwkę długopisu.
Opadł ciężko na fotel, wydobywając z siebie jakieś pomruki.
***
Przymknęłam cicho drzwi, zamierzając ukradkiem prześlizgnąć się do pokoju i pójść spać.
Zsunęłam swoje trampki, odkładając je na półkę, po czym na paluszkach starałam się przejść, koło kuchni z której wychodziło światło. Dłonią utrzymywałam się ściany, obłożoną ciemnymi panelami. Małe strużki powietrza, które wypływały z moich ust, były jedynym w tamtej chwili istniejącym dźwiękiem. Weszłam w promień jasności, wypadający z oświetlonego pomieszczenia, jednak równie szybko wymknęłam się z jego zasięgu. Fala ulgi oblała moje ciało, kiedy to prawa stopa styknęła się z pierwszym stopniem schodów, prowadzących na górę. Pewne złapałam się poręczy, powoli opanowując dygotanie serca, przejętego całą misją "ucieczki". Właściwie to nie wiedziałam, czemu tak bardzo unikałam spotkania z rodzicielem. W końcu nic nie zrobiłam. Możliwe, że była to wymówka, a zarazem jedyne wyjście z kolejnej niechcianej kłótni. Ostatnio nasze relacje nie utrzymywały się, na zbyt wysokim poziomie. Mijaliśmy się w drzwiach mówiąc obojętne "Dzień dobry" rzadko spędzaliśmy razem czas. Odgradzaliśmy się coraz to większym murem. Dziecinada. Rozmyślałam o moim radykalnym rozwiązaniu tego konfliktu, jakim była wyprowadzka, jednakże po długim rozmyślaniu doszłam do wniosku, iż było to cholernie nierozsądne i głupie. Nie miałam zamiaru stracić drugiego rodzica. Bo właśnie to by się stało, gdybym zaczęła mieszkać sama.
Postawiłam drugą stopę na schodku. Głośne pęknięcie rozbrzmiało po domu. No to po mnie. Zacisnęłam powieki, w porażce.
- Rue skradasz się jak złodziej - Stęknął, stając w progu. - Musimy pogadać chodź.
Tak jak nakazał, zeszłam z powrotem. Usiadłam na wysokim krześle barowym, czekając na "wyrok". Usiadł tuż na przeciw mnie, wystukując palcami o blat.
- Czemu nie wróciłaś na noc?
No tak. Dowód tożsamości pokazać?
- Praca - Odpowiedziałam z prędkością światła.
- Pracujesz w nocy? Błagam cię nie wciskaj mi bajek.
- Byłam w szpitalu - Odpowiedziałam z godnie z prawdą.
Podniósł brwi, dając mi do zrozumienia, bym kontynuowała.
- Mówiłam ci, że jeden z moich pacjentów leży na oddziale.
- I co w związku z tym? - Pokręcił głową zły.
- Zostałam przy nim, potrzebuje pomocy.
- Błagam cię córciu - Zdrobnił, nie mając mi ani trochę tym słowem słodzić, wręcz przeciwnie - Im nikt nie pomoże, nie potrzebna im pomoc, a co najwyżej w tej chwili pomoc medyczna.
- To są ludzie nie zwierzęta tato - Podniosłam głos
- Ludzie zachowujący się jak zwierzęta. Co za różnica? - Popił łyk kawy ze swojego kubka.
- Każdy, ale chyba ty powinieneś wiedzieć coś na temat tych ludzi
- Tak powinni siedzieć w samotności do końca swoich dni - Prychnął
- Każdy zasługuję na drugą szansę - Przeczesałam niezgrabnie włosy.
- Bredzisz. Te studia zniszczyły cię. Gdybyś...
- Gdybym poszła tam gdzie ty chciałeś byłoby mi lepiej? - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie - Przytaknął
- Tato to mój wybór - Jęknęłam
- To niebezpieczny i lekkomyślny zawód - Wstał z krzesła, chwytając naczynie.
- To samo mogę powiedzieć o twoim zawodzie - Skarciłam go.
- Mylisz się - Wrzucił do zlewu pusty kubeczek.
- Och tak?
- Tak Rue. - Popatrzył na mnie surowo - Widzisz ja zatrzymuję tych ludzi i wsadzam, ich tam gdzie powinni siedzieć - Usiadł z powrotem - A ty szukasz w nich czegoś, czego nigdy nie znajdziesz. Fałszywe istotki, w których nie ma pozytywów. Okłamujesz sama siebie. - Pogładził moją rękę
Spuściłam wzrok.
- Nie. Ty żyjesz w szarym świecie. Nie chcesz zobaczyć lepszych stron. - Odtrąciłam go, odsuwając się
- Jesteś naiwna dziecko. Wyrośniesz, ale w tedy może być za późno.
- Poczekam jak najpierw zrozumiesz mnie.
Nastała cisza.
- Czemu nie możemy się dogadać? - Szepnęłam
Obszedł blat, podchodząc do mnie od tyłu.
- Zostawmy tą rozmowę na później - Westchnął zmęczony.
Uraziłam go?
Niepewnie położył dłoń na moim ramieniu i potarł je. To miał być rodzicielski gest. Och.
- Śpij dobrze
- Dobranoc - Odezwałam się
Poszedł sobie zostawiając mnie z następnymi niedokończonymi myślami. Uciekał. Jak ja.
Zgrzyt zamka, uświadomił mnie, że zamknął się w pokoju. Nadal siedziałam, tępo patrząc w okno. Ciemne niebo pochłaniało mnie całkowicie, a gwiazdy przypominały mi blask tęczówek Liama.
To jaki był spragniony...
Byłam ważna. Ważna pogubiona, w całym świecie jaki stworzyłam. Moje roztrzepanie ani trochę nie ułatwiało mi całej tej sytuacji. Jedynym plusem było to, że zaczęłam mieć coraz więcej planów, dotyczących mojej pracy. Dłuższe siedzenie, w tym samym miejscu właśnie miało się zakończyć.
Gdy weszłam do pokoju, od razu zaczęłam z siebie zrzucać przepocone ciuchy, które nosiłam przez dwa dni. Mała karteczka wypadła z mojej kieszeni, upadając na dywanik. Schyliłam się odkrywając jej zawartość.
"Steve Connors"
Momentalnie rzuciłam, dotychczasową czynność i chwyciłam laptopa.
Po monotonnych poszukiwaniach ku mojemu zdziwieniu, znalazłam na prawdę kilka ważnych informacji. Connors był dość wpływowym człowiekiem. Prowadził międzynarodową firmę urządzeń elektrycznych. Wiązało się to także z tym, iż był dziany jak cholera. Po co był mu majątek matki? Pieprzony materialista. Jego wizerunek znajdował się na każdej możliwej stronie, na której widniało jego nazwisko. Jak to się stało, że o nim nie słyszałam?
Miał dobrą opinię publiczną. No proszę bardzo, kto by pomyślał..
Jedna próba połączenia.
Druga...
Trzecia...
Czwarta...
- Dzień dobry. Biuro pana Conners'a w czym mogę pomóc? - Odezwał się piskliwy głosik w słuchawce.
- Dzień dobry. Mówi Rue Lewis byłam umówiona z panem Stevenem - Odparłam pewnie.
To będzie ciekawe..
- Umm.. Nie ma pani na liście.
- Muszę być
- Zaszła jakaś pomyłka
- To niemożliwe, proszę mi uwierzyć - Naciskałam
- To pani jest nową stażystką? - Zapytała niepewnie
- Tak to ja
- Oh przepraszam panią. Pan Connors uprzedzał mnie, że pani zadzwoni.
Dała się nabrać? Nie nie to jest za proste.
- Cóż w sobotę jest on w Birmingham, w sprawach biznesowych myślę, że byłby w stanie spotkać się z panią o piętnastej.
- Dziękuje bardzo
- Wyślemy informacje miejsca wiadomością. Do widzenia życzę miłego dnia.
- Ja również - Odłożyłam telefon
Przez chwilę, zastanawiałam się w osłupieniu czy to prawda. Tak prosto dali się wrobić w spotkanie. Więc... Czas na miłą pogawędkę z panem sukcesu.
HEJ HEJ MADŻONEZ IS HERE!
CÓŻ... WIĘC NIE MAM NIC PRAWIE DO POWIEDZENIA ROZDZIAŁ JEST TADAA
NASTĘPNY POJAWI SIĘ PRAWDOPODOBNIE W NIEDZIELE, JEDNAK STAWIAM WARUNEK :)
JEST CORAZ MNIEJ KOMENTARZY WEJŚĆ TEŻ, CHOĆ Z WEJŚCIAMI ZBYTNIO NIE NARZEKAM CHODZI BARDZIEJ O KOMENTARZE.
WIĘC CZEGO OCZEKUJE?
25 KOMENTARZY NASTĘPNY ROZDZIAŁ WIECZÓR SOBOTA ALBO NIEDZIELA
TYLE ODE MNIE.
NIE MAM SIŁY NA NOTKĘ.
PLUS JESZCZE ZAPRASZAM DO ZAGLĄDANIA DO ZAKŁADKI BOHATERÓW, BO POJAWIĄ SIĘ NOWE POSTACIE.
DZIĘKUJE TO TYLE.
MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
BEZ SPAMU PROSZĘ :)
Przymknęłam cicho drzwi, zamierzając ukradkiem prześlizgnąć się do pokoju i pójść spać.
Zsunęłam swoje trampki, odkładając je na półkę, po czym na paluszkach starałam się przejść, koło kuchni z której wychodziło światło. Dłonią utrzymywałam się ściany, obłożoną ciemnymi panelami. Małe strużki powietrza, które wypływały z moich ust, były jedynym w tamtej chwili istniejącym dźwiękiem. Weszłam w promień jasności, wypadający z oświetlonego pomieszczenia, jednak równie szybko wymknęłam się z jego zasięgu. Fala ulgi oblała moje ciało, kiedy to prawa stopa styknęła się z pierwszym stopniem schodów, prowadzących na górę. Pewne złapałam się poręczy, powoli opanowując dygotanie serca, przejętego całą misją "ucieczki". Właściwie to nie wiedziałam, czemu tak bardzo unikałam spotkania z rodzicielem. W końcu nic nie zrobiłam. Możliwe, że była to wymówka, a zarazem jedyne wyjście z kolejnej niechcianej kłótni. Ostatnio nasze relacje nie utrzymywały się, na zbyt wysokim poziomie. Mijaliśmy się w drzwiach mówiąc obojętne "Dzień dobry" rzadko spędzaliśmy razem czas. Odgradzaliśmy się coraz to większym murem. Dziecinada. Rozmyślałam o moim radykalnym rozwiązaniu tego konfliktu, jakim była wyprowadzka, jednakże po długim rozmyślaniu doszłam do wniosku, iż było to cholernie nierozsądne i głupie. Nie miałam zamiaru stracić drugiego rodzica. Bo właśnie to by się stało, gdybym zaczęła mieszkać sama.
Postawiłam drugą stopę na schodku. Głośne pęknięcie rozbrzmiało po domu. No to po mnie. Zacisnęłam powieki, w porażce.
- Rue skradasz się jak złodziej - Stęknął, stając w progu. - Musimy pogadać chodź.
Tak jak nakazał, zeszłam z powrotem. Usiadłam na wysokim krześle barowym, czekając na "wyrok". Usiadł tuż na przeciw mnie, wystukując palcami o blat.
- Czemu nie wróciłaś na noc?
No tak. Dowód tożsamości pokazać?
- Praca - Odpowiedziałam z prędkością światła.
- Pracujesz w nocy? Błagam cię nie wciskaj mi bajek.
- Byłam w szpitalu - Odpowiedziałam z godnie z prawdą.
Podniósł brwi, dając mi do zrozumienia, bym kontynuowała.
- Mówiłam ci, że jeden z moich pacjentów leży na oddziale.
- I co w związku z tym? - Pokręcił głową zły.
- Zostałam przy nim, potrzebuje pomocy.
- Błagam cię córciu - Zdrobnił, nie mając mi ani trochę tym słowem słodzić, wręcz przeciwnie - Im nikt nie pomoże, nie potrzebna im pomoc, a co najwyżej w tej chwili pomoc medyczna.
- To są ludzie nie zwierzęta tato - Podniosłam głos
- Ludzie zachowujący się jak zwierzęta. Co za różnica? - Popił łyk kawy ze swojego kubka.
- Każdy, ale chyba ty powinieneś wiedzieć coś na temat tych ludzi
- Tak powinni siedzieć w samotności do końca swoich dni - Prychnął
- Każdy zasługuję na drugą szansę - Przeczesałam niezgrabnie włosy.
- Bredzisz. Te studia zniszczyły cię. Gdybyś...
- Gdybym poszła tam gdzie ty chciałeś byłoby mi lepiej? - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie - Przytaknął
- Tato to mój wybór - Jęknęłam
- To niebezpieczny i lekkomyślny zawód - Wstał z krzesła, chwytając naczynie.
- To samo mogę powiedzieć o twoim zawodzie - Skarciłam go.
- Mylisz się - Wrzucił do zlewu pusty kubeczek.
- Och tak?
- Tak Rue. - Popatrzył na mnie surowo - Widzisz ja zatrzymuję tych ludzi i wsadzam, ich tam gdzie powinni siedzieć - Usiadł z powrotem - A ty szukasz w nich czegoś, czego nigdy nie znajdziesz. Fałszywe istotki, w których nie ma pozytywów. Okłamujesz sama siebie. - Pogładził moją rękę
Spuściłam wzrok.
- Nie. Ty żyjesz w szarym świecie. Nie chcesz zobaczyć lepszych stron. - Odtrąciłam go, odsuwając się
- Jesteś naiwna dziecko. Wyrośniesz, ale w tedy może być za późno.
- Poczekam jak najpierw zrozumiesz mnie.
Nastała cisza.
- Czemu nie możemy się dogadać? - Szepnęłam
Obszedł blat, podchodząc do mnie od tyłu.
- Zostawmy tą rozmowę na później - Westchnął zmęczony.
Uraziłam go?
Niepewnie położył dłoń na moim ramieniu i potarł je. To miał być rodzicielski gest. Och.
- Śpij dobrze
- Dobranoc - Odezwałam się
Poszedł sobie zostawiając mnie z następnymi niedokończonymi myślami. Uciekał. Jak ja.
Zgrzyt zamka, uświadomił mnie, że zamknął się w pokoju. Nadal siedziałam, tępo patrząc w okno. Ciemne niebo pochłaniało mnie całkowicie, a gwiazdy przypominały mi blask tęczówek Liama.
To jaki był spragniony...
Byłam ważna. Ważna pogubiona, w całym świecie jaki stworzyłam. Moje roztrzepanie ani trochę nie ułatwiało mi całej tej sytuacji. Jedynym plusem było to, że zaczęłam mieć coraz więcej planów, dotyczących mojej pracy. Dłuższe siedzenie, w tym samym miejscu właśnie miało się zakończyć.
Gdy weszłam do pokoju, od razu zaczęłam z siebie zrzucać przepocone ciuchy, które nosiłam przez dwa dni. Mała karteczka wypadła z mojej kieszeni, upadając na dywanik. Schyliłam się odkrywając jej zawartość.
"Steve Connors"
Momentalnie rzuciłam, dotychczasową czynność i chwyciłam laptopa.
Po monotonnych poszukiwaniach ku mojemu zdziwieniu, znalazłam na prawdę kilka ważnych informacji. Connors był dość wpływowym człowiekiem. Prowadził międzynarodową firmę urządzeń elektrycznych. Wiązało się to także z tym, iż był dziany jak cholera. Po co był mu majątek matki? Pieprzony materialista. Jego wizerunek znajdował się na każdej możliwej stronie, na której widniało jego nazwisko. Jak to się stało, że o nim nie słyszałam?
Miał dobrą opinię publiczną. No proszę bardzo, kto by pomyślał..
Jedna próba połączenia.
Druga...
Trzecia...
Czwarta...
- Dzień dobry. Biuro pana Conners'a w czym mogę pomóc? - Odezwał się piskliwy głosik w słuchawce.
- Dzień dobry. Mówi Rue Lewis byłam umówiona z panem Stevenem - Odparłam pewnie.
To będzie ciekawe..
- Umm.. Nie ma pani na liście.
- Muszę być
- Zaszła jakaś pomyłka
- To niemożliwe, proszę mi uwierzyć - Naciskałam
- To pani jest nową stażystką? - Zapytała niepewnie
- Tak to ja
- Oh przepraszam panią. Pan Connors uprzedzał mnie, że pani zadzwoni.
Dała się nabrać? Nie nie to jest za proste.
- Cóż w sobotę jest on w Birmingham, w sprawach biznesowych myślę, że byłby w stanie spotkać się z panią o piętnastej.
- Dziękuje bardzo
- Wyślemy informacje miejsca wiadomością. Do widzenia życzę miłego dnia.
- Ja również - Odłożyłam telefon
Przez chwilę, zastanawiałam się w osłupieniu czy to prawda. Tak prosto dali się wrobić w spotkanie. Więc... Czas na miłą pogawędkę z panem sukcesu.
HEJ HEJ MADŻONEZ IS HERE!
CÓŻ... WIĘC NIE MAM NIC PRAWIE DO POWIEDZENIA ROZDZIAŁ JEST TADAA
NASTĘPNY POJAWI SIĘ PRAWDOPODOBNIE W NIEDZIELE, JEDNAK STAWIAM WARUNEK :)
JEST CORAZ MNIEJ KOMENTARZY WEJŚĆ TEŻ, CHOĆ Z WEJŚCIAMI ZBYTNIO NIE NARZEKAM CHODZI BARDZIEJ O KOMENTARZE.
WIĘC CZEGO OCZEKUJE?
25 KOMENTARZY NASTĘPNY ROZDZIAŁ WIECZÓR SOBOTA ALBO NIEDZIELA
TYLE ODE MNIE.
NIE MAM SIŁY NA NOTKĘ.
PLUS JESZCZE ZAPRASZAM DO ZAGLĄDANIA DO ZAKŁADKI BOHATERÓW, BO POJAWIĄ SIĘ NOWE POSTACIE.
DZIĘKUJE TO TYLE.
MADŻONEZ/ @LOLOUNIA
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
BEZ SPAMU PROSZĘ :)
Fajny rozdział, ciekawe kto bedzie tym nowym więźniem i jakie będą z nim problemy :D
OdpowiedzUsuń@paulaaa1997
Jezu dziewczyno, kocham Cię gshshdhdj
OdpowiedzUsuńSposób w jaki to piszesz jest idealny i wogóle pomysł na ff, nie spotkałam si3 jeszcze z takim omg, nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że nowym więźniem będzie Harry. Ah, takie przeczucie...z resztą nie wiem, na pewno nas zaskoczysz. Jeszcze raz to mówię. JESTEŚ GSHDHSHDJSJJFKDK ♡
@sellciux
Rozdział zajebisty *-* Genialnie piszesz. Uwielbiam Cie poprostu! :D Przeczum, ze nowym więźniem bedzie Zayn albo Harry. Taka madra ja. ^^
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscia czekam na następny. <3
Świetny, brak słów zapewne nowym więźniem będzie Harold ( tak mi się skojarzyło ) Czekam z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Mam podejrzenia jeśli chodzi o nowego więźnia ale poczekam na następny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
poryczałam się jak był koniec kłutni z tatą. rozdział świetny
OdpowiedzUsuńkomcham/ @i_love_poteto_
Omg genialne ;_; coś boję się o tego nowego więźnia i Rue xD LIAM STAY STRONG-@hayate_natsumi
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na kolejny <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńMało Liama i Rue :(
OdpowiedzUsuńALE ROZDZIAŁ I TAK HDJWHUGHSKRBCIRHSORB *-*
Mam nadzieję, że uda się Rue wyciągnąć Nialla z więzienia, przecież on jest niewinny... świetny rozdział, czekam na następny 😍 //@LuvHoransSmile
OdpowiedzUsuńO BOZIUUU. JAKI GENIALNY ROZDZIAL. LIAM I RUE AWWWW.
OdpowiedzUsuńOBY RUE UDALO WYCIAGNAC SIE NIALLA. CZEKAM NA NEXT. SPINAJCIE DUPY Z TYMI KOMENTAMI X @lovmyangels
Rozdział jfiebditbskfh *-*
OdpowiedzUsuńKOMENTUJTA WY SZYBCIEJ BO NIE WYTRZYMAM
Super rozdział awwww :D <3<3<3 Emcia
OdpowiedzUsuńAsdgjkgfssd super! Nie moge sie doczekac nastepnego <3 @luvmypayne
OdpowiedzUsuńKZBSHDJDNDKSKIDNSNJ JAKI CUDOWNY ROZDZIAL. CZEKAM NA NEXT !
OdpowiedzUsuńPERSPEKTYWA LIAMA >>>>>>>
OdpowiedzUsuńJezu czytalam od pierwszego rozdxialu i ryczalam jak pojebana omg
OdpowiedzUsuńTo jest piekne. Najbadxiej mi sie podoba perpekrywa Nialla hahha kocham go :D / @RihayaRnavy
Genialne opowiadanie
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko
Informuj mnie
@crazy_aw_music
genialny !!!
OdpowiedzUsuńGenialny!! Czekam na nastepny! <3
OdpowiedzUsuńNeeext ! <3
OdpowiedzUsuń~D.
Czekam na nexxt <3
OdpowiedzUsuńRozdział świenty. Czekam z niecierpliwością na kolejny ♥
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial!!! Rue i liam slodko. Czekam an nastepny x
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ HDIEHAOFBSJ
OdpowiedzUsuńTAK BARDZO KOCHAM TO OPOWIADANIE ♥